Budowa polskiego auta elektrycznego to jeden z filarów rządowej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, oczka w głowie wicepremiera Morawieckiego. Kim są finaliści konkursu na projekt pojazdu?
Dziewięciu uczestników ostatniego etapu poznaliśmy w drugiej połowie lipca. Jury może wybrać nawet pięciu laureatów. Każdy dostanie nagrodę w wysokości 50 tys. zł. Kolejnym etapem będzie wyłanianie jeżdżących prototypów. Tutaj zwycięzcy otrzymają 100 tys. zł. Potem z taśm zjadą krótkie serie pojazdów. Spośród tych, które pomyślnie przejdą testy i uzyskają homologacje, wybrany zostanie jeden, który będzie skierowany do masowej produkcji. Kiedy to ma się stać? Według organizatora konkursu, spółki ElectroMobility Poland, już w przyszłym roku.
Konkurs wzbudza spore kontrowersje wśród ekspertów motoryzacyjnych. Zwracają oni uwagę przede wszystkim na jego bardzo napięty harmonogram – od ogłoszenia do ostatecznego terminu złożenia prac były dwa miesiące. Inna kluczowa uwaga: projektowania samochodu nie zaczyna się od rysowania nadwozia. – To jest żenada. Takie projekty powstają latami. Nie uwierzę, że my jesteśmy bardziej zaawansowani niż wszyscy inni na świecie. Wizualizację można zrobić dowolną, papier przyjmie wszystko. Tylko później musi mieć to związek z rzeczywistością. Najpierw powinniśmy zająć się tym, co najważniejsze: jak to auto ma być zbudowane? Jak zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa? Ile będzie akumulatorów na pokładzie? Czy będą one głównym źródłem zasilania silnika, czy rozważamy inne alternatywy? Trzeba nad tym usiąść i się poważnie zastanowić. To, że zbudujemy piękną karoserię, nie znaczy, że ktoś się tym zainteresuje – przekonuje Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego „Samar”.
Pozostało
93%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama