Miejscy urzędnicy nie mogą kontrolować kierowców współpracujących z amerykańską korporacją w najskuteczniejszy sposób, a sam gigant z San Francisco nie narusza polskiego prawa. Tak wygląda bilans ostatnich dwóch tygodni dla Ubera. W roli dobrodziejów: jeden z krakowskich sądów oraz minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki.
USŁUGI
Ostatnie miesiące były dla Ubera i związanych z nim kierowców wyjątkowo trudne. To za sprawą patentu, który wykorzystywali krakowscy urzędnicy. Zamawiali oni przejazdy Uberem jako klienci. Następnie pisali skargi (kwestionowali m.in. brak kas fiskalnych oraz posiadania stosownych licencji przez kierowców) do magistratu. Ten zaś kierował do sądów wnioski o ukaranie prowadzących pojazdy za wykroczenie przeciwko porządkowi określone w art. 601 par. 1 kodeksu wykroczeń, tj. wyświadczenie pojazdem samochodowym odpłatnej usługi przewozu osób bez wymaganej licencji na wykonywanie krajowego transportu drogowego w zakresie przewozu osób taksówką.
Sądy dotychczas uznawały kierowców za winnych. Ale nastąpił przełom. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia w Krakowie w postanowieniu z 15 marca 2017 r. (sygn. II W 3154/16/S) uznał, że urzędnicy przekroczyli swoje uprawnienia.
Przepisy art. 84 i następne ustawy o transporcie drogowym upoważniają organy udzielające zezwolenia na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego, licencji (...) do kontroli przedsiębiorcy w zakresie spełnienia wymogów będących podstawą do wydania tych dokumentów oraz do kontroli prawidłowości pobierania opłat za przewóz osób oraz przestrzegania przepisów prawa miejscowego przez wykonujących na tym obszarze przewóz drogowy” – wskazuje sąd. I kontynuuje, że poza tymi dwoma przypadkami brak jest jakiejkolwiek innej podstawy prawnej uzasadniającej możność działania miejskich urzędników w stosunku do kierowców. Czyli kwestionować braku licencji u współpracowników Ubera magistrat nie może.
„Z ogólnej idei potrzeby ochrony rynku przed nielegalnymi praktykami stosowanymi przez inne osoby niż licencjonowani przedsiębiorcy nie można wywodzić delegacji ustawowej do przeprowadzania działań mających miejsce” – podkreślił sąd.
Takie stanowisko nie wyklucza, że w innych sprawach inne składy orzekające będą kierowcom współpracującym z Uberem wymierzały kary grzywny. Ale orzeczenie z 15 marca wkłada w ręce korporacji wiele argumentów.
O te dla amerykańskiej firmy zadbał także wicepremier Mateusz Morawiecki. W odpowiedzi na interpelację poselską Piotra Liroya-Marca resort finansów wskazuje, że mówienie o nieprawidłowościach w działalności Ubera jest niewłaściwe. Jeśli już bowiem ktoś podejmuje niezgodne z prawem działania, są to kierowcy współpracujący z korporacją, a nie sama spółka. Ta oferuje przecież nie usługę przewozu, do której pojawiają się zastrzeżenia, lecz usługę dostarczania i obsługi platformy elektronicznej, za pomocą której możliwy jest kontakt między kierowcą a klientem oraz dokonanie płatności.
„W związku z tym zakres odpowiedzialności Ubera skorelowany jest z pośrednictwem (w zakresie możliwości korzystania z aplikacji na telefon, obsługi płatności), natomiast kierowców obejmuje wykonanie transportu” – podnosi ministerstwo, powołując się na stanowisko Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z maja 2016 r.
Ministerstwo Finansów unika zarazem jednoznacznej krytyki kierowców, którzy jeżdżą bez licencji. Dowód? W imieniu Mateusza Morawieckiego wiceminister finansów Marian Banaś pisze, że „wobec sztywnego gorsetu, jakim są regulacje przewozowe dla taksówkarzy, chętnych do świadczenia takich usług nie brakuje, zwłaszcza że udowodnienie takiej nielegalnej działalności może być często bardzo trudne”. Co więcej, kontynuuje Banaś, trzeba wziąć pod uwagę, że zapotrzebowanie na alternatywne usługi przewozowe wynika w pewnym stopniu z nieprawidłowości przy wykonywaniu usług przez taksówkarzy (niewłączanie taksometru, brak wydruków z kas fiskalnych, zawyżanie cen za przejazd).
Konkluzja? Zasadne jest rozważenie modyfikacji przepisów, skutkującej liberalizacją rynku przewozu osób – stwierdza MF.
A taksówkarze zapowiadają już przeprowadzenie ogólnopolskiej akcji protestacyjnej, która polegać ma m.in. na blokadzie autostrad. W ten sposób chcą zachęcić rząd do zmiany kursu wobec Ubera.