Końcowy etap budowy szerokopasmowej sieci powinien być przyjemnością. Ale jej faktyczny finał jest daleko, a sukces może być czysto wirtualny.
O problemach z budowaniem dróg, awanturach przy przetargach na autostrady i związanej z tym korupcji grzmiano przez ostatnie kilka lat. Znacznie ciszej było nad równie dużymi i równie ważnymi inwestycjami – przy budowie sieci internetowej. Co nie znaczy, że nie było z nimi problemów. Już w 2012 r. Najwyższa Izba Kontroli ostrzegała: w 16 województwach w ciągu pięciu lat ułożono tylko 66 km światłowodów. A w takim tempie budowa regionalnych sieci szerokopasmowych (RSS) nie ma szans zostać zakończona do 2015 r., gdy kończy się okres rozliczeniowy poprzedniej unijnej perspektywy budżetowej.
Ostatecznie jednak niemal na ostatnią chwilę udało się inwestycje zakończyć. Co więcej, na pierwszy rzut oka – nie jest źle. W ramach 14 projektów wybudowano 29,3 tys. km sieci szerokopasmowej z niemal 3 tys. węzłów (szkieletowych i dystrybucyjnych). Będą mogły zostać wykorzystane przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych w ostatecznym projektowaniu sieci, która ma dotrzeć do każdego gospodarstwa domowego. Ale dobre wrażenie mija, kiedy zamiast rzucać okiem przyjrzy się uważnie.
Bajki o 100 Mb/s
Przed nami bowiem inwestycje znacznie trudniejsze: wybudowanie odcinków tzw. ostatniej mili. Chodzi o podłączenie sieci szerokopasmowej do miejsc będących dotąd internetowymi białymi plamami. Leżą w różnych, czasem bardzo odległych zakątkach kraju, w schowanych za lasami wioskach, czasem także w środku miast. Tutaj zaczynają się schody.
– W różnych regionach sieci są na różnym etapie zagospodarowania i rozwoju. Są takie, które działają już od roku, i takie, które nie mają nawet operatora infrastruktury i będą startowały z opóźnieniem. Na 30 tys. km sieci wydaliśmy 2,73 mld zł. Ale jest to sukces połowiczny, ponieważ teraz musimy je uruchomić, operować nimi i je utrzymać – przyznaje w rozmowie z DGP minister cyfryzacji Anna Streżyńska.
– Regionalne sieci szerokopasmowe przeniosły nas w inną epokę, ale nadal nie mamy podłączenia do klienta. Istnienie RSS jest zaledwie szansą, a nie konkretną propozycją dla obywateli – dodaje. I teraz właśnie chodzi o to, by tę konkretną ofertę stworzyć. I co więcej, zrobić to dosyć szybko, bo Komisja Europejska daje nam (jak i reszcie kontynentu) czas do 2020 r., kiedy to zgodnie z założeniami Cyfrowej Agendy 2020 wszyscy mieszkańcy Unii mają mieć dostęp do internetu. Dodatkowo ma to być dostęp do sieci o prędkości minimum 30 Mb/s, a dla co najmniej połowy mieszańców każdego z krajów UE nawet 100 Mb/s.
– To unijne bajki. Sama Unia zaczęła się z nich już wycofywać, szczególnie z pomysłu na 100 Mb/s dla połowy obywateli – ostro ocenia te założenia Streżyńska. – Tu nie chodzi tylko o wybudowanie sieci, ale także o jej utrzymywanie z pieniędzy publicznych przez wiele lat. A przecież w każdym kraju jest pewna pula najbardziej nieopłacalnych miejscowości i dla nich coraz częściej proponuje się inne rozwiązania niż sieć szerokopasmowa – dodaje minister. Te inne rozwiązania to dostęp komórkowy i satelitarny. W Unii (m.in. we Francji i w Niemczech) właśnie w tym celu od kilku miesięcy trwają aukcje częstotliwości 700 MHz. U nas – z trudnościami, ale jednak – została zaś rozstrzygnięta aukcja LTE 800 MHz. Mimo urealnionego podejścia i tak czeka nas wielka batalia o to, by sieci szkieletowe przekuć na realną poprawę dostępu do internetu.
Dlatego obecne internetowe fundusze unijne w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa (POPC) są w całości przeznaczone na sieci dostępowe. A łączna wartość projektów, które mają dzięki nim powstać, wynosi ponad 3,24 mld zł.
– Obawiam się, że to nie wystarczy – rozkłada ręce Piotr Marciniak z Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej, zrzeszającej małych operatorów telekomunikacyjnych. – Szacuje się, że potrzeba inwestycji o wartości blisko 17 mld zł, by sieć naprawdę objęła cały kraj. A więc te 3 mld zł – z wymaganym wkładem własnym inwestorów łącznie dające około 4 mld zł – to o wiele za mało. A to nie jest jedyny kłopot, który stoi przed nami – dodaje Marciniak.
Miliony bez sieci
Na obszarach pozbawionych internetu szerokopasmowego mieszka dziś 3,3 mln Polaków. W całym kraju jest 1299 takich miejscowości. To wsie, kolonie, osady, czasem kilka domów gdzieś na przedmieściu, nowe osiedla. I właśnie dotarcie do tych najbardziej oddalonych punktów będzie najtrudniejsze. A jakie problemy z tym będą, najlepiej widać po trwającym właśnie pierwszym konkursie na budowę takiej sieci ze wspomnianego POPC. Termin składania w nim wniosków przedłużano dwa razy i ostatecznie ma to być 14 lutego, a do rozdysponowania są kontrakty na budowę około 260 minisieci o łącznej wartości 855 mln euro.
Ich zasięgiem ma zostać objętych co najmniej 280 tys. gospodarstw domowych, ponad 570 szkół i cztery szpitale. Tyle że choć konkurs przedłużano i poprawiano wskazane w nim konkretne miejsca, gdzie mają być inwestycje sieciowe (a był z tym spory kłopot, bo okazało się, że mapy Urzędu Komunikacji Elektronicznej nie pokrywają się z rzeczywistością), rynek twierdzi, że chętnych będzie na co najwyżej 100–130 inwestycji, czyli blisko połowa białych plam nie znajdzie chętnych do usieciowienia.
– Bardzo liczyliśmy na ten konkurs, ale musimy z niego zrezygnować. Staraliśmy się o kredyt na sfinansowanie naszej części inwestycji, ale nie udało nam się go zdobyć – skarży się jeden z małych operatorów z Podlasia. I nie jest w tym odosobniony. – To powszechny kłopot. W konkursach mogą startować mali operatorzy z obrotami rzędu kilku milionów złotych, a dla banków podmioty z obrotem poniżej 10 mln zł nie są interesujące. Dodatkowo starają się o kredyty na inwestycje internetowe, w których brakuje zabezpieczenia roszczeń – wyjaśnia Marciniak.
Problem z brakiem środków jest tak duży, że resort cyfryzacji zorganizował w tej sprawie spotkanie z małymi operatorami. – Uruchomiliśmy specjalną ankietę, która ma na celu pozyskanie informacji o doświadczeniach i problemach napotykanych przez małych i średnich przedsiębiorców przy ubieganiu się o wsparcie instytucji finansowych przy realizacji inwestycji w infrastrukturę telekomunikacyjną – potwierdza minister Streżyńska. Odpowiedziało na nią blisko 100 firm. Resort właśnie szuka nowych rozwiązań, by pomóc najmniejszym graczom w zdobyciu funduszy.
Do inwestowania zniechęcają także dodatkowe koszty, jakie inwestorzy muszą ponosić. – Nie tylko sam podatek od nieruchomości, ale także kolejny za używanie pasów drogowych – tłumaczy Marciniak. I rzeczywiście, jak wylicza resort cyfryzacji, przy samych RSS operatorzy musieli zdobyć ponad 8 tys. zgód na zajęcie pasa drogowego, za które rocznie muszą płacić ponad 42 mln zł. Nawet urzędnicy wojewódzcy przyznają, że te opłaty przekraczają granice zdrowego rozsądku. – Trzecią barierą jest prawo drogi. W przypadku gdy sieci są budowane przy użyciu kanalizacji kablowej, płaci się po prostu za wynajem tej powierzchni, ale gdy trzeba skorzystać ze słupów energetycznych, to po stronie operatora leży obowiązek załatwienia wszelkich związanych z tym kwestii biurokratycznych. A to dla małych firm bywa odstraszające – opowiada szef KIKE.
Obniżeniu kosztów i ułatwieniu funkcjonowania RSS służy przygotowana przez resort cyfryzacji, obecnie konsultowana społecznie, tzw. nowela franciszkańska (nazwana tak, bo w pierwszej kolejności ma przyspieszyć inwestycje w Małopolsce w związku ze Światowymi Dniami Młodzieży). Znalazł się w niej zapis zmniejszający opłaty za użycie pasa drogowego do maksimum 7 zł na metr (dziś bywa, że sięgają one 200 zł). To oczywiście nie podoba się samorządom, które protestują przeciwko takiej zmianie prawa. Wirtualne przyszłe przychody ze zinformatyzowanych wsi mniej do nich przemawiają niż realne pieniądze napływające na bieżąco.
3,3 mln Polaków nie ma dostępu do sieci. Dotyczy to 1299 miejscowości
Kijów ma szybszą sieć niż Londyn. Liderem internetu Litwa
Cyfrowa Agenda 2020 obowiązuje wszystkie państwa Unii, co nie oznacza, że wszystkie radzą sobie równie dobrze z rozbudową sieci internetowej. Na początku poprzedniej perspektywy budżetowej była widoczna grupa maruderów (Rumunia, Chorwacja, Polska i Grecja) i przodowników (głównie państwa Skandynawii). Po ośmiu latach sytuacja wygląda inaczej. Według najnowszych wyliczeń Komisji Europejskiej okazuje się, że najwolniejszą sieć stacjonarną mają Włochy. Prawie w ogóle nie ma tam superszybkiego internetu, a taki o szybkości powyżej 10 Mb/s występuje na zaledwie 18,4 proc. obszaru. Najgorsza sytuacja panuje na rolniczym Południu.
Niespecjalnie poprawiła się też sytuacja w Rumunii, choć spory potencjał miał tamtejszy narodowy program cyfryzacyjny Ro-Net. Projekt wspierany unijnymi środkami (blisko 70 mln euro dotacji) zakładał budowę sieci szkieletowej i dostępowej obejmującej blisko 800 miejscowości w siedmiu regionach Rumunii. W ramach przedsięwzięcia miało powstać blisko 4,9 tys. km sieci światłowodowej. Dostęp do internetu miało uzyskać około 130 tys. gospodarstw domowych, 8,5 tys. firm i 2,8 tys. instytucji publicznych. Obecnie całość inwestycji jest zagrożona.
Podobnie jak w Polsce problem polega na tym, że inwestycja była przygotowywana tak długo, że unijną zgodę zdobyła dopiero w grudniu 2013 r., a prace ruszyły w styczniu 2015 r. Już w połowie ubiegłego roku okazało się, że przedsięwzięcie jest w powijakach i nie ma szans, by zostało zrealizowane w uzgodnionym z Brukselą terminie. Podobnie jak u nas ogromną część problemów sprawiła biurokracja. Firma budująca sieć musiała zdobywać po dziesięć różnych zezwoleń w każdej z 800 miejscowości objętych inwestycją.
Ale nie tylko biedniejsze kraje Wspólnoty mają problem z budową sieci. W Londynie aż 340 tys. mieszkańców nie ma dostępu do szybkiej, nowoczesnej sieci, a według podsumowania przedstawionego przez tamtejszy parlament sytuacja w stolicy Wielkiej Brytanii pod tym względem stawia to miasto wśród najsłabiej zinformatyzowanych na całym kontynencie. Dostęp do internetu jest lepszy choćby w Kijowie, a najgorsza sytuacja panuje w dzielnicy Westminster, gdzie z powodu przestarzałej infrastruktury właściwie blisko połowa mieszkańców jest wykluczona cyfrowo.
Nierównomierna sytuacja jest też Irlandii. Z jednej strony kraj jest na 17. miejscu wśród państw z najszybszą siecią stacjonarną (średnio prawie 14 Mb/s), a z drugiej na terenach wiejskich liczba białych plam jest tak duża, że – jak wyliczają tamtejsi eksperci – powoduje utratę około 10 tys. miejsc pracy, a cały kraj jest na zaledwie na 42. miejscu pod względem dystrybucji szybkiego internetu.
Ale są też przykłady udanych inwestycji cyfrowych. Obok Estonii i Słowenii, które wykorzystały unijne dotacje do zbudowania kompleksowej sieci obejmującej właściwie całe państwa, jako pozytywny przykład pokazywana jest także Litwa. Tamtejszy projekt budowy sieci szkieletowych i dystrybucyjnych RAIN (o wartości 60,5 mln euro, w tym 51,4 mln euro z dotacji) zakończył się sukcesem. Efekt: Litwa jest w światowej czołówce krajów o największej liczbie światłowodowych łączy dostępowych na 100 mieszkańców.