3 mln 344 tys. – tyle osób mieszka na obszarach bez internetu szerokopasmowego. I nie będzie łatwo go tam doprowadzić. Bo też nie bardzo wiadomo gdzie.
Powiat bolesławicki w województwie dolnośląskim: cztery obszary po 984, 2126, 1396 i 2698 mieszkańców; powiat rycki w woj. lubelskim: trzy miejsca zamieszkiwane przez 7804, 261 i zaledwie 34 osoby. Kalisz w województwie wielkopolskim – jedno miejsce ze 170 wykluczonymi cyfrowo mieszkańcami.
1299 miejsc, wsi, siół czy, jak nazywają je urzędnicy, obszarów bez internetu szerokopasmowego wyznaczonych zostało na potrzeby nowych inwestycji internetowych współfinansowanych z dotacji unijnych. Zgodnie z założeniami przygotowanej przez UE Agendy 2020 za cztery lata nie powinno być już nawet ani jednej takiej białej internetowej plamy. Jednak już dziś wiadomo, że to zadanie będzie bardzo trudne do wykonania. Powód? Dokładne wyznaczenie lokalizacji, gdzie nie ma internetu, okazuje się niezwykle skomplikowane.
Do właśnie trwającego konkursu z Programu Operacyjnego Cyfrowa Polska wskazano na pierwszy ogień 290 punktów, gdzie trzeba dociągnąć sieci internetowe. – Konkurs początkowo miał się skończyć 30 grudnia, jednak po licznych uwagach z rynku przedłużono go do 30 stycznia i do tego terminu mogą być składane oferty. Ale i tak, jak oceniamy z dotychczasowych sygnałów z rynku, złoży je co najwyżej 100 małych operatorów – mówi nam Piotr Marciniak z Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej (KIKE) zrzeszającej takie firmy. A że jedna firma może złożyć wniosek tylko na jedną lokalizację, to oznacza, że nawet na dwie trzecie z tego pierwszego naboru nie będzie chętnych. – Nie będzie, bo niestety obecnie przygotowana mapa jest pełna błędów, nie do końca jest sprawdzona i wiele firm nie zdecyduje się na budowanie sieci na terenach, które w rzeczywistości wyglądają zupełnie inaczej niż na teoretycznych rozpiskach – dodaje Piotr Marciniak.
W pierwszym konkursie do rozdysponowania jest 600 mln zł, które mogą stanowić do 80 proc. inwestycji lokalnych firm. – Niestety z rozpisywaniem tego konkursu bardzo się spieszono, poprzedni minister cyfryzacji Andrzej Halicki koniecznie chciał, by procedury ruszyły jeszcze 30 września, czyli przed wyborami. A efekt jest taki, że w wielu przypadkach punkty adresowe są pogrupowane błędnie i nie stanowią wspólnych obszarów inwestycyjnych, a między nimi znajdują się spore obszary „nieefektywne”, na których naprawdę nikomu nie będzie się opłacało budować – mówi nam szef jednego z małych operatorów telekomunikacyjnych, który chciał startować w tym konkursie na Mazowszu, ale ostatecznie wycofuje się z walki o unijne dotacje.
– Jednym z problemów jest nierównomiernie rozłożenie tych inwestycyjnych obszarów w kraju: całe województwo małopolskie posiada ich zaledwie cztery, podczas gdy kilka powiatów w innym regionie ma ich nawet po pięć, sześć – tłumaczy Marciniak. KIKE już po ogłoszeniu konkursu wnioskowała, by zwiększyć liczbę miejsc objętych konkursem do 600 (lub chociaż 400), tak żeby więcej małych, lokalnych operatorów mogło starać się o te kontrakty. Tego postulatu jednak w obecnym konkursie nie udało się już uwzględnić.
Za to w pewnej mierze poradzono sobie z drugim problemem. Urząd Komunikacji Elektronicznej wygenerował mapy częściowo na podstawie poważnych błędów w rejestrach państwowych. Okazało się, że na niektórych obszarach te same „punkty adresowe” się dublują, bo bazy danych, z których korzystało UKE (m.in. REGON, PESEL czy PRG prowadzona przez Centralny Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej), nie tylko mają błędy, lecz także dodatkowo operują różnymi formami zapisów do tych samych adresów.
Niestety, naprawdę dokładne wyznaczenie tych wykluczonych cyfrowo punktów nie jest łatwe. Jedną z prób ich sprawdzenia jest wdrożona niemal rok temu platforma ChceInternet.pl stworzona przez urząd marszałkowski województwa warmińsko-mazurskiego. To interaktywna mapa z oznaczonymi miejscami, w których jest zapotrzebowanie na szybki internet. A miejsca te pojawiają się dzięki zgłoszeniom mieszkańców. – Początkowo była możliwość zgłaszania zapotrzebowania tylko przez platformę internetową, po jakimś czasie wprowadziliśmy specjalne skrzynki w bibliotekach i lokalnych urzędach, w których można pisemnie zgłosić białe plamy – opowiada DGP Maciej Bułkowski, dyrektor departamentu społeczeństwa informacyjnego w urzędzie marszałkowskim. – Zgłoszeń jest naprawdę sporo, co pokazuje duże zapotrzebowanie na szybki i ogólnie dostępny internet. Na razie mamy w naszej platformie jedynie możliwość zasygnalizowania takich wykluczonych punktów. Nie mamy natomiast bezpośredniego wpływu ani na samorządy, ani na operatorów, by właśnie tam budować sieć. Choć pojawił się jakiś czas temu pomysł, poparty rozmowami z UKE i Ministerstwem Cyfryzacji, by naszą platformę rozbudowywać dla całego kraju – dodaje Bułkowski.
Kolejnym utrudnieniem dla operatorów jest to – co przyznają nie tylko oni, ale również urzędnicy i eksperci – że sieci trzeba nie tylko wybudować, ale potem latami utrzymywać. – A czasem to są naprawdę malutkie punkty. U nas to na przykład Ramsówka z trzema domami czy Nerwik z 11 gospodarstwami domowymi potrzebującymi tzw. ostatniej mili – opowiada Bułkowski.
– Zniechęcające dla małych firm jest to, że według wyliczeń UKE dzięki akwizycji na takim lokalnym rynku inwestycja operatora powinna się zwrócić w ciągu trzech lat w 60 proc., a po czterech latach w 80 proc. Tyle że z wyliczeń operatorów wynika, że po ośmiu, dziewięciu latach będzie zwrot w wysokości góra 40 proc. – opowiada Marciniak z KIKE. Według niego to oznacza, że wysokość kosztów własnych operatorów w konkursie została zaniżona, a to jest kolejny powód, dla którego może być problem ze znalezieniem firm chętnych do takich inwestycji.
– Po części to oczywiście są argumenty przedsiębiorców, którzy po prostu bronią swojego interesu. Ale rzeczywiście mają oni do tego podstawy – uważa Janusz Kobeszko, ekspert think tanku Forum Od-Nowa, zajmujący się kwestiami samorządowymi. – Bo przecież dostarczanie internetu do wykluczonych terenów, gdzie nie ma do tego podstaw czysto biznesowych, jest sporą i dosyć ryzykowną inwestycją. I decydując się na nią, firmy chcą mieć pewność, że im się ona zwróci. I nawet planując inwestycje wspierane dotacjami, czyli funduszami publicznymi, o tym aspekcie nie można zapominać. Tak więc zapewne trzeba będzie zrewidować zasady konkursów na budowę sieci ostatniej mili – dodaje ekspert i tłumaczy, że inaczej powtórzy się historia z poprzedniej perspektywy, gdy brak szybkich zmian zasad rozdysponowywania dotacji w inwestycjach informatyzacyjnych spowodował, że nie wszystkie środki udało się na czas wydać.
Nowa minister cyfryzacji Anna Streżyńska pytana w Sejmie podczas przedstawiania planów pracy swojego resortu przyznawała, że do przeglądu i zmian zapewne trafią wszystkie konkursy na dotacje z POPC, w tym także te na budowę sieci szerokopasmowej. Na razie jednak resort cyfryzacji odpowiada tylko, że o „nowych obszarach interwencji będzie można mówić w 2016 r., gdy zostanie zebrany pełen obraz infrastruktury telekomunikacyjnej w ramach nowej, realizowanej w 2016 r. inwentaryzacji prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej”.