Ogłoszenie aukcji 5G cieszy rynek, ale jest już za późno, by nowa sieć wywołała rewolucję w telekomunikacji.
Do 8 sierpnia firmy telekomunikacyjne mogą składać wstępne oferty cenowe na częstotliwości z pasma C, czyli z zakresu 3480–3800 MHz, w którym powstanie ogólnopolska sieć komórkowa piątej generacji (5G). Ustalone przez Urząd Komunikacji Elektronicznej warunki ubiegania się o ich rezerwację spełniają tylko cztery największe polskie telekomy: Orange, Play, Plus (spółka Pol komtel z Grupy Polsat Plus) i T-Mobile. Każdy z nich może sobie zapewnić jeden z czterech wystawionych na aukcję bloków.
Gdy wstępne oferty przejdą ocenę formalną, zacznie się aukcja próbna, po której nastąpi właściwa licytacja. UKE przewiduje, że cała procedura potrwa ok. 150 dni. To znaczy, że operatorzy prawdopodobnie dostaną częstotliwości do dyspozycji w drugiej połowie listopada. Czekali na to przez ponad trzy lata.
5G to technologia pozwalająca wysyłać i pobierać dane z większą prędkością i reagować z minimalnym opóźnieniem. Umożliwia też bezkolizyjne korzystanie z sieci ogromnej liczbie użytkowników i urządzeń naraz. Jak wyjaśnia Orange, transfer w tej sieci jest 10 razy szybszy niż w przypadku poprzedniej generacji (4G), opóźnienia 10-krotnie niższe, a gęstość 10 razy większa – na obszarze 2 km kw. z internetu może korzystać do 1 mln urządzeń.
Dla indywidualnych użytkowników oznacza to odbieranie filmów w kilka sekund, oglądanie wideo online w jakości 4K bez przerw na ślimaczące się buforowanie, słuchanie niezacinającej się, najwyższej jakości muzyki w internecie, granie w chmurze bez pobierania plików na urządzenie... Najszersze zastosowanie nowa sieć znajdzie jednak w gospodarce, bo umożliwia masową łączność między maszynami (internet rzeczy; ang. Internet of Things, IoT). Małe opóźnienia otwierają też drogę autonomicznym samochodom czy zdalnym operacjom. Opierając się na 5G sprawniej może działać też sfera publiczna: usługi cyfrowe i inteligentne miasta.
– Aukcja pasma C to wydarzenie spóźnione, wyczekiwane, bardzo ważne i zobowiązujące w tym sensie, że stanie się katalizatorem poważnych inwestycji. Wielusetmilionowych w odniesieniu do każdego operatora – mówi Witold Drożdż, członek zarządu Orange ds. strategii i spraw korporacyjnych.
Nowych częstotliwości nie było na rynku od 2015 r.
– Rynek przede wszystkim odetchnął, bo kończy się długie oczekiwanie, natomiast nie jest to wydarzenie z rodzaju game changer dla telekomów – mówi Konrad Musiał z Biura Maklerskiego Pekao.
Witold Drożdż się zgadza, ale sądzi, że może nim być dla firm korzystających z ich usług. Podobnie jak Jakub Bińkowski, członek zarządu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP), który dodaje, że wysokie parametry sieci 5G otworzą przestrzeń do rozwoju cyfrowych usług publicznych i takich rozwiązań jak inteligentne miasta. – I to może być game changer, jeżeli samorządy wykorzystają tę szansę – podkreśla.
Piętnastoletnia rezerwacja częstotliwości na nową sieć będzie każdego z operatorów kosztowała co najmniej 450 mln zł. Taka jest cena wywoławcza. UKE utrzymał ją na poziomie z pierwszego podejścia – na początku 2020 r. Jeśli się weźmie pod uwagę inflację, realnie to dużo mniej niż wtedy. A tym razem do wzięcia są większe bloki pasma: po 100 MHz zamiast 80 MHz.
Na razie tylko Orange wprost deklaruje swój start w aukcji. Pozostali trzej gracze nam tego nie potwierdzili. – Zakładam, że wszystkie telekomy wystartują, bo częstotliwości są dobrem rzadkim. Nie sądzę jednak, by doszło do ostrej licytacji. Cena może wzrosnąć w porównaniu z wywoławczą, ale najprawdopodobniej tylko nieznacznie. Scenariusz agresywnej licytacji jest wątpliwy – ocenia Konrad Musiał.
Gdyby jednak operatorzy zaskoczyli obserwatorów i zaczęli wysoko przebijać oferty konkurentów, to jako pierwszy odpuściłby prawdopodobnie Cyfrowy Polsat (właściciel sieci Plus). – Ma obecnie największe zasoby częstotliwości i najbardziej rozwinięte 5G – uzasadnia Konrad Musiał. Do tego dochodzą zadłużenie spółki i jej priorytetowe plany inwestycji w zieloną energię – zastrzega Musiał.
Zawziętej licytacji nie spodziewa się też Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający fundacji Digital Poland. – Do wydatków na rezerwację pasma dojdą setki milionów złotych na inwestycje zapewniające wymaganą przez UKE jakość pasma – argumentuje.
Prowadzący aukcję urząd i Ministerstwo Cyfryzacji też nie liczą na ostrą licytację. Do budżetu państwa trafi więc 1,8 mld zł lub niewiele więcej. Jak mówił minister cyfryzacji Janusz Cieszyński przy starcie aukcji, jej głównym celem jest zapewnienie obywatelom szybkiego internetu mobilnego. – Cel fiskalny nie jest tu priorytetem – podkreślił.
Każdy operator, który dostanie częstotliwości w paśmie C, będzie musiał postawić 3,8 tys. nowych stacji bazowych. Czy to dużo? Plus wskazywał w konsultacjach, że „operatorzy komórkowi, działając nieprzerwanie od 1996 r., aktualnie dysponują łącznie nieco ponad 40 tys. stacji bazowych”. Regulator ustąpił o tyle, że wydłużył czas na spełnienie tego warunku z trzech do czterech lat.
Nowe obiekty nie mogą stanąć byle gdzie. Aby inwestycje w 5G nie ograniczyły się do największych miast, UKE ustalił też minimalne progi dla mniejszych miejscowości – np. co najmniej 400 stacji z obowiązkowej puli musi się znaleźć w gminach liczących 10–20 tys. mieszkańców.
Po roku od otrzymania bloku pasma operator powinien pokryć zasięgiem sieci 85 proc. obszaru rezerwacji, a po trzech latach 90 proc. obszaru rezerwacji oraz 90 proc. dróg krajowych.
Te zobowiązania nie obejmą gmin przy wschodniej granicy. Jak wyjaśniał prezes UKE Jacek Oko, stało się tak z przyczyn logistycznych. – Mamy problem z koordynacją z naszymi sąsiadami. Jedni są w stanie wojny, drudzy w stanie trudnym do ustalenia, trzeci w stanie operacji – wyliczał.
Wymagania zostały po konsultacjach trochę zmodyfikowane. – Nadal są wyśrubowane i ambitne, ale można je już nazwać realistycznymi – mówi Witold Drożdż.
Telekomy od dawna liczyły się z koniecznością inwestycji w budowę sieci 5G w tym paśmie i zakładały to w swoich budżetach, więc są na to przygotowane – stwierdza Konrad Musiał. – Z drugiej strony aukcja nie wpłynie silnie na przychody operatorów, bo okres pierwszego zachwytu 5G minął i po innych rynkach europejskich widać, że pakiety z tymi usługami nie są już ofertą premium. Dlatego nie wydaje mi się, żeby aukcja 5G wpłynęła istotnie na ARPU (średni przychód na użytkownika – red.) telekomów. Zakładałbym, że dalsze podwyżki cen usług telekomunikacyjnych i tak w najbliższej przyszłości wystąpią, ale z powodu inflacji. Również zwiększenie zasięgu sieci nie będzie, moim zdaniem, istotnym czynnikiem dla przychodów spółek, gdyż pod tym względem nie dostrzega się na rynku wyraźnych braków – analizuje.
Jak podaje Urząd Komunikacji Elektronicznej, w zasięgu sieci komórkowej – dowolnej generacji i często nie najwyższej prędkości – znajduje się obecnie od 92 proc. do 99 proc. gospodarstw domowych w Polsce.
Rok po aukcji 5G na doprowadzenie mobilnej sieci o akceptowalnej przepustowości (30 Mb/s) może liczyć – zgodnie z warunkami, jakie telekomom postawił UKE – 95 proc. gospodarstw domowych w kraju. Dwa lata później już 98 proc. gospodarstw powinno być w zasięgu mobilnego internetu o przyzwoitych parametrach (50 Mb/s). Natomiast pięć lat po aukcji prawie wszystkie gospodarstwa domowe (99 proc.) będą miały dostęp do sieci, którą można już nazwać szeroko pasmową (95 Mb/s).
Piotr Mieczkowski nie przewiduje jednak technologicznej rewolucji. – Szansę związaną z 5G już przegapiliśmy, inne kraje zdążyły nas wyprzedzić. Na przykład Wielka Brytania, gdzie specjalne fundusze wspierają wykorzystanie z tej sieci w różnych dziedzinach życia – mówi.
Dodaje, że nawet gdyby rząd postanowił wspomóc nowatorskie rozwiązania w sieci, która powstanie po aukcji, to na efekty trzeba będzie długo czekać. – Takie procesy trwają latami. Zbliżają się wybory, zanim powstanie nowy rząd i podejmie decyzję w tej sprawie, rozpisze konkursy, przeznaczy fundusze... to będzie rok 2025 lub nawet 2026. A wtedy będziemy już poważnie rozmawiać o 6G – stwierdza Piotr Mieczkowski.
Za pierwszym razem UKE próbował rozdzielić częstotliwości w 2020 r., ale wybuchła pandemia i postępowanie zostało najpierw zawieszone, a potem – na podstawie przepisów z tarczy 2.0 – unieważnione. Dlaczego aukcja odbywa się dopiero teraz?
– Nie wiem. Znam różne tłumaczenia, ale nie uzasadniają one tak dużego opóźnienia – odpowiada Witold Drożdż. – Zazwyczaj liczy się opóźnienie od 2020 r., ale naprawdę czekamy na aukcję od ogłoszenia strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju (w 2017 r. – red.), w której przewidziano wykorzystanie standardu 5G – zaznacza.
Od unieważnienia poprzedniej aukcji UKE twierdził, że z drugim podejściem czeka na nowelizację ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa (KSC) lub przynajmniej przyjęcie jej projektu przez rząd. Zmienił zdanie dopiero w grudniu 2022 r. i rozpoczął konsultacje na temat warunków. Przed ogłoszeniem aukcji rząd zdążył zatwierdzić projekt KSC (6 czerwca br.), ale do tej pory nie przesłał go do Sejmu.
Nowelizacja jest dla przydziału pasma C o tyle istotna, że miała być podstawą prawną warunków cyberbezpieczeństwa nowej sieci. UKE wymaga bowiem od operatorów, aby w razie „pozyskania informacji o uznaniu” producenta urządzeń lub oprogramowania „za dostawcę stanowiącego poważne zagrożenie” m.in. dla obronności i bezpieczeństwa państwa usunęli z sieci sprzęt tej firmy w ciągu pięciu lat, a z infrastruktury krytycznej – w ciągu roku.
Jak wielokrotnie pisaliśmy w DGP, zapisy te są obarczone poważną wadą prawną – nie mają podstawy ustawowej. Taki zarzut może być powodem unieważnienia aukcji. W zamówionej przez UKE opinii kancelaria CWW ostrzegała, że ustalenie wymagań bezpieczeństwa przed wejściem w życie nowelizacji KSC „z wysokim prawdopodobieństwem może doprowadzić do naruszenia zasady demokratycznego państwa prawnego”. I spowodować ryzyko strat po stronie operatorów, a w rezultacie – roszczenia odszkodowawcze wobec Skarbu Państwa.
Gdy aukcja startowała po raz pierwszy, ZPP opublikował raport o perspektywach wdrożenia sieci 5G. Stwierdzono w nim, że łączność piątej generacji jest „nie tylko szansą na zwiększenie tempa rozwoju gospodarczego, lecz wręcz koniecznością”. Jak to wygląda po trzech latach?
– Oczywiście im szybciej wdraża się nowe technologie, tym lepiej, ale jeszcze nie jest za późno – odpowiada Jakub Bińkowski. – W 2020 r. mieliśmy szansę znaleźć się w grupie państw wprowadzających 5G szybko i dobrze. Teraz pod względem tempa wdrażania tego standardu łączności wyraźnie odstajemy od reszty krajów europejskich, co jest niepokojące. Nadal jednak możemy to zrobić dobrze. Trzeba się skupić na sprawnym przeprowadzeniu aukcji, budowie sieci i wykorzystaniu jej w gospodarce i usługach publicznych – stwierdza.
Już dostępne w Polsce 5G (wszyscy czterej operatorzy uruchomili usługi piątej generacji na częstotliwościach, które wygospodarowali ze swoich dotychczasowych zasobów) przydaje się głównie użytkownikom indywidualnym. – Obecnie usługi 5G są udostępniane w paśmie przeznaczonym na inne cele (4G/LTE – red.), więc nie są tak efektywne jak w docelowym paśmie – mówi Witold Drożdż.
Po paśmie C urząd zamierza rozdysponować częstotliwości z zakresu 700 MHz. Sieci będą się uzupełniać, ponieważ pasmo C jest pojemnościowe, a 700 MHz – zasięgowe (pokryciowe). Pierwsze to szeroka autostrada, a drugie dotrze w najdalsze zakątki. W przypadku „700” UKE zastosuje formułę przetargu – sprawa potoczy się więc szybciej. ©Ⓟ