Jeśli centra danych stracą zasilanie sieciowe, będą w stanie przetrwać od kilku godzin do „tak długo, jak będzie trzeba”

- Nasze centra przetwarzania danych zużywają tyle energii elektrycznej co ok. 40-tysięczne miasto - porównuje Wojciech Jabczyński, rzecznik prasowy Orange. I nie jest to w branży żaden wyjątek. Jak wskazuje Emil Konarzewski, partner zarządzający Audytela regularnie analizującego ten rynek, w Polsce największe centra danych pożerają ponad 20 MW mocy, mniejsze - od jednego do kilku MW. - Centrum danych jest postrzegane jako fabryka, do której z jednej strony dane wpływają, z drugiej wypływają, a wszystko zużywa mnóstwo energii, przede wszystkim do napędzania serwerów i chłodzenia - stwierdza Emil Konarzewski.
Robert Paszkiewicz, szef Regionu Europy Środkowo-Wschodniej w OVHcloud (francuska firma o zasięgu globalnym), podaje, że sektor nowych technologii odpowiada za 5-9 proc. światowego zużycia energii i ponad 2 proc. całkowitej emisji CO2. - W przyszłości te liczby będą tylko rosły - zaznacza.

Czarny scenariusz

W obecnej sytuacji uzależnienie od nieprzerwanego zasilania jest niebezpieczne. - Scenariusz blackoutu czy obawy przed znaczącymi podwyżkami cen energii słychać w debacie publicznej coraz częściej - przyznaje Wojciech Stramski, prezes firmy Beyond.pl. - Prąd jest niezbędny, abyśmy mogli zapewnić dostęp do serwerów oraz macierzy, a wizja jego braku to jeden z najczarniejszych scenariuszy dla firm korzystających z rozwiązań cyfrowych i centrów danych - podkreśla. - Jeśli spojrzymy na centra przetwarzania danych jako na cyfrowe płuca gwarantujące ciągłość produkcji, handlu, bankowości, krytycznych usług, to ograniczenie dostępu do energii elektrycznej ma bezpośredni wpływ na całą gospodarkę i bezpieczeństwo kraju. Przygotowanie się na czarny scenariusz, w którym dostawy energii zostaną wstrzymane, jest po prostu konieczne - dodaje.
Na co zużywają aż tyle?
- Ta energia jest wykorzystywana m.in. do chłodzenia, zasilania systemów utrzymujących prawidłowe działanie obiektu czy oświetlenia - wyjaśnia Stramski. Wskaźnik PUE (Power Usage Effectiveness) określa proporcję między ilością energii elektrycznej koniecznej do zasilenia utrzymywanej infrastruktury IT a całkowitą energią elektryczną niezbędną do utrzymania centrum danych. W idealnym świecie wynosiłby 1. Beyond.pl chwali się wynikiem 1.2. Średnia światowa za ub.r. to - według Uptime Institute - 1,57.
Wydatki na energię stanowią kilkadziesiąt procent kosztów centrów danych. I rosną. Według Orange ceny prądu wzrosły już o ok. 50 proc. w porównaniu do ub.r. - Cały czas się zmieniają. Dlatego średni koszt roczny poznamy dopiero na początku przyszłego roku - zastrzega Wojciech Jabczyński. Firma od lat stara się zmniejszyć zużycie.
Dążą do tego też inni gracze. OVHcloud stosuje w tym celu m.in. swój opatentowany system chłodzenia cieczą. - Zwykle chłodzenie odpowiada za blisko 40 proc. zużycia energii w centrum danych, a także za znaczną część bud żetu - stwierdza Robert Paszkiewicz. Patent firmy obniża rachunki i emisję CO2. - Potrzebujemy jedynie szklanki wody, aby schłodzić serwer przez 10 godzin jego pracy, podczas gdy branża średnio zużywa na to całą butelkę - porównuje Paszkiewicz.

W poszukiwaniu własnych źródeł

- Coraz częściej mówi się o zwiększaniu energetycznej autonomii centrów danych - zauważa Emil Konarzewski. Pełną autonomią byłoby zasilanie wyłącznie z własnych źródeł, najlepiej odnawialnych. - Taka energia mogłaby pochodzić m.in. z farmy fotowoltaicznej. Technicznie, mimo trudności, jest to wyobrażalne, ale wdrożenia biznesowego jeszcze na świecie nie było. Są natomiast rozwiązania hybrydowe, gdzie zapasowe źródła zasilania są np. wykorzystywane do odciążenia sieci w godzinach szczytu. Wymaga to jednak dobrze wyskalowanych systemów do przepinania zasilania, aby nie dochodziło do awarii. Takie rozwiązania są projektowane w USA, w niektórych krajach zachodnich - mówi ekspert z Audytela.
Na ile prawdopodobny jest blackout, trudno ocenić. Zgodnie z przepisami firmy teleinformatyczne są częścią infrastruktury krytycznej (ale kryteria ich kwalifikowania są niejawne). W odpowiedzi dla nas T-Mobile pisze, że „obiekty takie jak centra danych, ze względu na ich znaczenie dla zapewnienia łączności, wyłączone są z ograniczeń w dostawach energii”.
- Do przerw w zasilaniu może dochodzić zawsze i z różnych przyczyn, np. fali upałów, mrozów, awarii elementów infrastruktury energetycznej oraz innych czynników zewnętrznych - wylicza natomiast Wojciech Jabczyński.

Najgroźniejsze nagłe wyłączenie prądu

Działanie centrów danych jest istotne nie tylko dla firm i instytucji, które powierzają im swoje dane lub serwery. - Możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, ale z centrami danych mamy do czynienia wszyscy. Jeśli korzystamy z poczty elektronicznej, serwisów społecznościowych czy choćby rozmawiamy przez telefon komórkowy, to nasze dane tam trafiają - podkreśla Emil Konarzewski.
Brak zasilania niekoniecznie oznacza utratę danych. - Tak będzie, tylko jeśli zdarzy się to nagle. Natomiast jeśli operatorzy zostaną ostrzeżeni, to mogą wyłączyć serwery w sposób kontrolowany. Nie będzie wtedy dostępu do danych, ale przynajmniej nie zostaną one utracone - mówi ekspert.
Żeby je zabezpieczyć, centra danych mają zasilanie awaryjne. Na przykład w Netii w razie kłopotów z zasilaniem sieciowym włączą się zasilacze UPS. - W naszym najnowszym obiekcie w Janczycach tę rolę pełni DRUPS - dodaje PR manager Karol Wieczorek. DRUPS to walec wielkości lokomotywy. Energia z jego masy wirującej wystarcza na kilka minut, czyli do czasu podłączenia agregatów z silnikiem Diesla.
Jak długo można tak pociągnąć? - Wśród ok. 60 centrów danych w Polsce ten okres waha się od kilku godzin do tak długo, jak będzie trzeba. Obiekty z dużymi zbiornikami paliwa mogą funkcjonować na pełnej mocy nawet przez parę dni bez żadnych dostaw. Trudniej będzie w przypadku agregatów, których nie można tankować w czasie pracy. Gdyby blackout się przedłużał, kłopoty mogą sprawiać też agregaty. Teoretycznie są przystosowane do pracy ciągłej, ale w praktyce nie używa się ich dłużej niż przez kilka godzin - analizuje Emil Konarzewski.
Karol Wieczorek deklaruje, że agregaty mogą pracować nawet miesiącami. - To tylko kwestia tankowania. Oczywiście, gdyby do blackoutu doszedł brak ropy, to w końcu staniemy. Taka katastrofa jest jednak bardzo mało prawdopodobna - uważa.
Także szef Beyond.pl stwierdza, że firma może świadczyć usługi „tak długo, jak jest to konieczne”. - W trybie stałym przechowujemy ilości paliwa, które umożliwiają uruchomienie zasilania rezerwowego na ponad trzy doby - informuje.
Podobne zapasy mają Orange i T-Mobile. - Dodatkowo mamy podpisane z niezależnymi podmiotami kontrakty na dostawy paliwa gwarantujące napełnienie zbiorników w ciągu maksymalnie 24 godzin od zamówienia. Nasi dostawcy obsługują nas w modelu 24/7/365 - stwierdza Wojciech Stramski.
Niedawne kłopoty globalnych gigantów świadczą jednak o tym, że żadne zabezpieczenia nie dają pewności. Google i Oracle musiały wyłączyć na kilka godzin swoje londyńskie centra danych, bo przy rekordowych upałach nie wyrobiły z chłodzeniem.
Ewentualny dłuższy blackout o dużym zasięgu wiąże się z jeszcze innym zagrożeniem. - Centra mogą działać na agregatach, ale co z tego, skoro firmy w większości nie będą miały do nich dostępu, bo z braku zasilania dla urządzeń końcowych wysiądą sieci telekomunikacyjne - stwierdza ekspert Audytela. ©℗