Największą wartością sieci LTE oferowanej przez T-Mobile jest to, że ta usługa jest dostępna wszędzie. Prędkość to sprawa drugorzędna - podkreśla Miroslav Rakowski, prezes T-Mobile w rozmowie z "DGP".
Od lipca mają spaść ceny roamingu. Ale jeżeli będziemy chcieli skorzystać z usług operatora alternatywnego, to chyba nie będziemy mogli tego zrobić. Czy może pan to potwierdzić?
Tej szansy teraz nie będzie. W prawie unijnym jest postanowienie, z którego wynika, że operatorzy powinni świadczyć usługi hurtowe na rzecz alternatywnych dostawców roamingu regulowanego, którzy się pojawią. Ale pojawił się tylko jeden zainteresowany, który zgłosił się do wszystkich operatorów. Na razie nie wykazał należytej staranności, by otrzymać taki status.
Ale czy mimo wszystko te umowy nie powinny być jednak podpisane, skoro tak stanowią przepisy?
Ponad rok pracowaliśmy nad tym, by być gotowi do realizacji obowiązku, który na nas nałożono. Należy jednak pamiętać, że to są zawsze umowy dwustronne. Jeśli znajdzie się ktoś zainteresowany współpracą, usiądziemy do rozmów.
To specyficzna sytuacja. Klienci są zdezorientowani, bo otrzymali SMS-y, że będą mieli możliwość skorzystania z usług operatorów alternatywnych.
SMS-y zostały wysłane, bo taki jest wymóg regulacyjny, choć realna możliwość nie istnieje. To klasyczny przykład nadmiernej biurokracji.
Z roamingiem nie wyszło nam do końca, ale z szybkim internetem może być lepiej. T-Mobile jako ostatnia firma realizuje projekt LTE. Czy będzie lepszy od innych?
Na pewno jest inny. Stawiamy przede wszystkim na jakość. Uznaliśmy, że nie ma sensu wprowadzanie technologii, która będzie dostępna dla garstki osób. Staraliśmy się od razu zapewnić masowy dostęp do niej. Dziś spokojnie możemy powiedzieć, że nasza sieć jest najlepsza w Polsce.
Ale pod jakim względem? Z szybkim internetem jest tylko dużo szumu.
Ludzie myślą, że wysoka jakość internetu równa się szybkość. Mamy nieco inną wizję – dla nas największą wartością jest to, że usługa jest dostępna wszędzie.
Oczywiście mogą pojawić się jakieś luki, to urok technologii bezprzewodowej, ale tak czy inaczej staraliśmy się wypracować maksimum. Prędkość to sprawa drugorzędna. Jeżeli ktoś mówi, że ma prędkość 150 Mb/s, to jest to tylko teoria. Jeżeli nie ma podłączenia przez światłowód albo bardzo wysokiej jakości linii radiowej, to nie ma o czym mówić.
Czy jest szansa, by myśleć o wojnie na taryfy no limit, jeśli chodzi o LTE? Mieliśmy takie zdarzenie w przypadku zwykłych taryf telefonicznych.
To coś innego. W temacie usług głosowych zawsze jest jakieś ograniczenie. Człowiek, nawet jakby chciał, to nie może mówić 50 godzin na dobę. A w przypadku transferu danych ściągać można praktycznie bez końca. Te usługi konsumują dziś piekielne ilości danych. Powstaje więc ograniczenie wynikające z zasobów częstotliwości, które mają operatorzy.
W inwestycjach w szybki internet miała pomóc aukcja częstotliwości 800 MHz, która ma dotrzeć do wszystkich zakamarków w Polsce. Aukcja organizowana przez UKE znów się jednak opóźnia. Czy nie ma pan wrażenia, że to idzie wolniej niż by mogło iść?
Mam wrażenie, że to w ogóle nie idzie. Nikt nie wie, dlaczego i co się dzieje.
Jakie inne segmenty rynku telekomunikacyjnego są perspektywiczne? Operatorzy oferują rzeczy niezwiązane do tej pory z usługami telekomu. Np. plus – energię elektryczną. Państwo weszli w usługi bankowe.
Dzisiaj telekomy muszą bazować na podstawowej usłudze – komunikacji. W usługi bankowe weszliśmy, zakładając, że transfer pieniądza także jest pewnym rodzajem komunikacji. Uważam, że trzeba rozwijać usługi, które idą w kierunku integrowania komunikacji. Czy komunikujemy się jako ludzie, czy jako dwa niezależne rachunki bankowe – jest to obojętne.
A dywersyfikacja usług i połączenie mobilnych z innymi nie jest przypadkiem na telekomach wymuszana przez to, że ludzie płacą mniejsze rachunki? Aby zachować bilans, operatorzy wchodzą w inne segmenty?
Ludzie rzeczywiście płacą mniej. Dla klienta to dobrze, ale z naszego punktu widzenia pojawia się problem inwestycyjny. Technologie, w które inwestujemy, pochłaniają ogromne kwoty. Jeżeli operator nie będzie inwestował w rozwój, w pewnym momencie dojdzie do wniosku, że nie może świadczyć usługi.
Pewnie śledził pan statystyki wzrostu sprzedawalności smartfonów i fabletów. To jest kilkaset procent rok do roku. Oczywiście rynek jest mały, ale ludzie coraz częściej sięgają po te urządzenia. Czy pana zdaniem tylko one są przyszłością?
Człowiek zawsze kieruje się wygodą i brakiem ograniczeń. W przypadku fabletów są to ograniczenia ergonomiczne, bowiem ekrany mają 6 cali i nie dla każdego jest to wygodne. Smartfony w mojej opinii zostaną z nami już na zawsze.
Rok temu w wywiadzie dla DGP mówił pan, że T-Mobile podąża w kierunku bycia numerem 1 w Polsce. Kiedy to się stanie?
Jesteśmy już bardzo blisko. W ub.r. przez trzy kwartały byliśmy największym operatorem w Polsce pod względem przychodów i liczby klientów.