Odkąd epidemia zamknęła nas w domach, na serfowanie w internecie poświęcamy około dwóch godzin dziennie. Dotychczasowy rekord padł w ostatnim tygodniu marca, kiedy zaostrzono ograniczenia w przemieszczaniu się, zabraniając opuszczania domu bez wyraźnej potrzeby, a dzieciom i młodzieży pozwalając na wychodzenie wyłącznie w towarzystwie dorosłego.
Według danych Gemius/PBI, opracowanych dla nas przez agencję Wavemaker, każdy internauta spędził wtedy online średnio ponad 15 godzin – czyli 3 godziny i 50 minut więcej niż w tym samym tygodniu ubiegłego roku. Tydzień wcześniej przekroczyliśmy ubiegłoroczny czas surfowania o około 3 godziny. Podobnie było w minionym tygodniu.
Niemal do połowy marca spędzaliśmy w sieci mniej więcej tyle samo czasu ile rok temu. Pierwszy znaczący skok – o prawie godzinę – nastąpił w tygodniu, w którym zamknięto szkoły, a potem także galerie handlowe. Wraz ze wzrostem zagrożenia upowszechniała się telepraca. – Czas spędzony w sieci wzrósł, bo po prostu mamy go do dyspozycji więcej: przynajmniej kilku milionom Polaków odpadły choćby dojazdy do pracy – wyjaśnia Tomasz Piątkowski, odpowiedzialny za reklamę i media cyfrowe w GroupM. Statystyki podbijają też uczniowie i studenci, którzy przeszli z trybu stacjonarnego na online.
Nie przybyło natomiast internautów, bo pod tym względem polski rynek już od paru lat rozwija się powoli. Liczba użytkowników sieci utrzymuje się na poziomie ponad 27 mln osób. – Osiągnęliśmy nasycenie, a odsetek cyfrowo wykluczonych niestety najwyraźniej już się ustabilizował. Być może nieco stopniałby obecnie, ale kwarantanna nie pozwala na podłączenie gospodarstwa domowego do internetu. Dodatkowo w sytuacji, gdy zwiększa się ryzyko bezrobocia, ludzie nie podejmują długofalowych zobowiązań – komentuje Piątkowski.
Ci, którzy są podłączeni do sieci, chętniej niż dotychczas korzystają np. z platform oferujących dostęp online do filmów i seriali (VOD). Na początku marca na korzystanie z tych serwisów poświęcaliśmy codziennie średnio 25 minut. Pod koniec miesiąca – już o około 10 minut więcej. Przy czym dane Gemius/PBI obejmują tylko komputery i urządzenia mobilne, a nie uwzględniają oglądania na telewizorach podłączonych do sieci (smart TV). – Pandemia zadziała jak katalizator dla różnych form cyfrowej rozrywki, w tym VOD, serwisów muzycznych, gier. Część osób, m.in. starszych, mogła po nie sięgnąć dopiero w czasie kwarantanny. Jest duża szansa, że już w tym świecie zostaną – stwierdza ekspert z GroupM.
Wydłużenie się czasu, jaki spędzamy w sieci, to dla mediów internetowych wyraźny wzrost zasobów reklamowych. W normalnej sytuacji przełożyłyby się na większe przychody. Koronawirus zmienił jednak reguły gry. – Nawet online, medium odpowiadające za prawie połowę rynku reklamy, doświadczy redukcji budżetów – uważa Piątkowski. – W mniejszym stopniu niż w innych kanałach komunikacji, ale niektóre kategorie biznesu – takie jak turystyka i motoryzacja – wstrzymają albo zredukują budżety, a inni będą je przynajmniej ograniczać. Wpłyną na to nieco mniejsze zakupy i ograniczenia logistyczne. Szans na odrobienie online przychodów straconych w mediach tradycyjnych nie widzę. Oczywiście, zawsze mogą być wyjątki – zastrzega.
Czy po epidemii zostaniemy w internecie? – Spodziewam się, że czas spędzany przed ekranem komputera i laptopa spadnie. Po pierwsze, zawsze tak się dzieje wiosną i latem. Po drugie, po dużej dawce cyfrowej konsumpcji będziemy spragnieni aktywności w realu – wylicza Piątkowski. – Pamiętajmy, że z dnia na dzień nie wrócimy do rzeczywistości sprzed COVID-19. Czeka nas spowolnienie gospodarcze, a zazwyczaj wiąże się ono z cięciami wydatków na aktywności poza domem, takie jak restauracje czy kino. Tania domowa rozrywka, czyli np. VOD, będzie na tym korzystać – podsumowuje.