Zapłacę ci dopiero, gdy wykonując dla mnie zadanie, osiągniesz zamierzony przeze mnie rezultat. Ale zapłacę ci wtedy z górką. Ty będziesz zadowolony, bo zarobisz, a i ja będę miała poczucie, że płacąc za wykonaną usługę, nie wyrzucam pieniędzy w błoto.
Tak w największym skrócie można opisać obligacje społeczne – czyli nowatorski instrument finansowania zadań publicznych, który – wzorem innych krajów – chce wprowadzić Ministerstwo Rozwoju. Ale zanim to zrobi, zamierza przetestować rynek. Dlatego proponuje instytucjom publicznym i niepublicznym przystąpienie do programu pilotażowego, który ma ruszyć już 20 września.
Teoretycznie to prawdziwa gratka dla samorządów, bo w założeniu dzięki obligacjom społecznym mogą rozwiązać problemy socjalne, z zakresu zdrowia, edukacji, rynku pracy, w tym bezrobocia czy integracji społecznej. A tych przecież w miastach i gminach nie brakuje. Czy będą chętni? Przedsięwzięcie jest nowe i trudne. Niewykluczone jednak, że pretendenci się znajdą – przynajmniej teraz, gdy test obligacji społecznych będzie finansowany ze środków unijnych. W końcu w dwóch odrębnych konkursach jest do wzięcia 31,5 mln zł. Ale co później? Tu jest duży znak zapytania, bo podobnie jak w PPP samorządy muszą wejść we współpracę z sektorem prywatnym, a to – jak pokazuje doświadczenie – nie jest łatwe.
Wprowadziłam Państwa w temat obligacji społecznych, stosując duże uproszczenie. Zrobiłam to jednak celowo, by zwrócić uwagę na podstawowy mechanizm ich działania. Owszem, kluczowe jest, że obligacje społeczne oparte są na formule płatności za rezultaty, ale to nie wszystko. Ten model finansowania jest trudniejszy, niż opisuję w pierwszych zdaniach, bo za wykonaniem danego projektu (np. za stworzeniem i wprowadzeniem w życie programu wsparcia samotnych matek) stoi inwestor. To on finansuje dane przedsięwzięcie, by za wzorową jego realizację odebrać nagrodę, czyli bonus w postaci odsetek. Tak, tak – obligacje społeczne to też pożyczanie pieniędzy na procent. Ale ich wartością dodaną, która czyni ten instrument finansowania interesującym np. dla samorządów, jest to, że gdy sukces nie zostanie osiągnięty, to nie zapłacą za wykonane zadanie w ogóle, a jeśli już, to tylko część kwoty. No i na tym polega haczyk, bo mimo znanej w biznesie maksymy „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” obligacje społeczne mogą się okazać zbyt ryzykowne dla potencjalnego inwestora i tym samym mało atrakcyjne. Ale nie przesądzajmy. Testujmy. Zapraszam do lektury części samorządowej!