Samorządy w tym roku dostaną więcej pieniędzy z budżetu na finansowanie zadań oświatowych. Jednak w dalszym ciągu to za mało, żeby wystarczyło na wszystkie potrzeby, np. dodatki dla nauczycieli, które muszą być wypłacone w związku z podwyżkami.

W czwartek przedstawiciele oświatowych związków zawodowych, a także samorządów mają się spotkać w resorcie edukacji, aby rozmawiać o projekcie rozporządzenia płacowego dla nauczycieli. Określono w nim minimalne stawki wynagrodzenia dla poszczególnych stopni awansu zawodowego osób uczących w samorządowych szkołach i przedszkolach. Zaproponowane wynagrodzenia są kością niezgody, bo nie wzrosną o tyle, ile zapowiadał premier Donald Tusk w kampanii wyborczej, czyli o co najmniej 1,5 tys. zł. Dodatkowo trzeba pamiętać, że na samorządach spoczywa obowiązek nie tylko wypłaty minimalnych stawek, lecz także zapewnienia tzw. średniej płacy.

Na średnią płacę składają się, oprócz wynagrodzenia zasadniczego, różnego rodzaju dodatki (np. za wychowawstwo, za staż pracy, dodatek motywacyjny itd.). Razem w skali roku muszą osiągnąć poziom średniej płacy przewidziany w Karcie nauczyciela. Jeśli tak nie będzie, do 20 stycznia następnego roku gmina musi wypłacić dodatek uzupełniający (tzw. czternastkę).

– W naszej gminie od kilku lat udaje się osiągnąć średnie wynagrodzenie nauczycieli i nie wypłacać dodatku uzupełniającego. Jednak w tym roku może być problem z osiągnięciem średnich, jeśli subwencja oświatowa z budżetu państwa nie uwzględni podwyżki dla nauczycieli – wyjaśnia Dominika Jaźwiecka z Urzędu Miasta Krakowa.

Zdaniem samorządowców zbyt niska subwencja, niepokrywająca wynagrodzeń brutto nauczycieli, jest głównym problemem oświaty. W wielu gminach wydatki na edukację są największą częścią lokalnych budżetów. Okazjonalne dosypywanie pieniędzy nie wystarcza. Konieczne są zmiany systemowe.

Więcej, ale za mało

W tym roku subwencja sporo wzrosła – wyniesie 87,9 mld zł. W ubiegłym roku przeznaczono na nią 64,5 mld zł. Jak chwali się resort edukacji, jest to wzrost w ciągu roku o 23,4 mld zł, podczas gdy w ostatnich ośmiu latach subwencja wzrosła zaledwie o 24,5 mld zł. Samorządowcy są zadowoleni, że pieniędzy jest więcej, ale mówią, że to wciąż za mało, żeby pokryć kwoty dodatków wynikające z podwyżek dla nauczycieli.

– Cieszymy się, że taka jest skala podwyżek dla nauczycieli. Przy okazji udało nam się dostać więcej pieniędzy na przedszkola – o 2,3 mld zł. Są to fundusze na podwyżki dla nauczycieli przedszkolnych, bo w tych placówkach również stosuje się przepisy Karty nauczyciela. Dzięki temu będziemy trochę mniej dopłacać do przedszkoli – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

– Brakowało nam 3,5 mld zł na szkoły, ale z uwagi na wsparcie na przedszkola możemy przyjąć, że potrzebujemy już tylko ok. 1,2 mld zł. Jest dużo lepiej, niż było, choć wciąż trochę brakuje – dodaje.

Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN, ma podobne odczucia:

– Obecna subwencja jest całkiem przyzwoita. Na koniec 2024 r. samorządy dołożą do subwencji mniej niż w 2022 r. (za 2023 r. brak jeszcze danych – red.), kiedy wszystkie wydatki samorządów na oświatę wyniosły ok. 70 proc. ich budżetów, a za obecny rok może to być nawet 60 proc. – prognozuje.

– Wskutek tych podwyżek standard A na ucznia wyniesie ok. 9 tys. zł, czyli o 30 proc. więcej niż w ubiegłym roku. Ale oczywiście do tego, co chciałyby osiągnąć samorządy, jest jeszcze bardzo daleka droga – podkreśla Pochopień.

System do zmiany

Sonda DGP potwierdza, że samorządowcy cieszą się ze wzrostu subwencji, ale obawiają się, że i tak nie pokryje ona wszystkich potrzeb.

– Niewystarczająca wysokość subwencji powoduje, że samorządy muszą znaczną część środków budżetowych przeznaczyć na wynagrodzenia dla nauczycieli. Podwyżka dla tych osób w tym roku jest znaczna, w związku z czym inne zadania gminy mogą być niezrealizowane – mówi Magdalena Ściężor, kierownik Ośrodka Administracyjnego Szkół Gminy Stargard.

Podobne obawy mają też inni samorządowcy.

– Niewystarczające środki z subwencji oświatowej skutkują tym, że wyrównywanie do średniego wynagrodzenia płac dla nauczycieli początkujących i mianowanych musi być finansowane z pieniędzy z budżetów własnych gmin – mówi Teresa Jurijków-Górska, zastępca Zespołu Obsługi Szkół i Placówek Oświatowo-Wychowawczych w Oławie.

Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Częstochowy, też wskazuje, że nie przewiduje w tym roku innych niż dotychczas kłopotów z zapewnieniem wynagrodzeń pracownikom oświaty – czyli innych niż niewystarczające finansowanie zadań oświatowych z budżetu państwa.

Nie chodzi jednak o same podwyżki, ale o głębsze zmiany systemowe. Przykładem złego działania całego systemu są choćby tzw. etaty przeliczeniowe.

– Weźmy dwóch nauczycieli, którzy mają tygodniowe pensum wynoszące 18 godzin, czyli pełen etat, i dodatkowo po 9 godzin ponadwymiarowych. W takiej sytuacji z budżetu państwa do samorządu trafiają pieniądze na dwóch nauczycieli, a wypracowują oni tyle godzin, ilu trzech nauczycieli – mówi Marek Wójcik.

– Trzeba w tym zakresie dokonać zmian w przepisach, abyśmy nie płacili z własnych środków za godziny ponadwymiarowe. Tak samo urlop dla poratowania zdrowia dla nauczycieli powinien być finansowany z ZUS, a nie przez samorządy – postuluje Marek Wójcik. ©℗

ikona lupy />
Finansowanie oświaty / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe