Czy psucie samorządu można zatrzymać bez ingerencji ustawodawcy? – pyta Marcin Sala-Szczypiński, dziekan Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Krakowie

Radcowie prawni wspierają swoją wiedzą przedsiębiorców i jednostki samorządu terytorialnego, walczą o wolność gospodarczą, osobistą i wolność wypowiedzi, ale czy jako samorząd zawodu zaufania publicznego możemy być wzorem i przykładem dla innych?

Wiele osób pyta mnie, dlaczego radcowie prawni są w tyle za adwokatami, nie mają legitymacji w aplikacji mObywatel ani promocyjnych ofert cyfrowych kancelarii, a przede wszystkim – dlaczego naszego samorządu nie przywołuje się w kontekście przywracania w Polsce praworządności.

O psuciu naszego samorządu mówiłem głośno już pięć lat temu, między innymi w opublikowanych na łamach DGP tekstach „Gwałt na zjeździe radców prawnych” i „Ale miałem zjazd”. Krytykowałem w nich niepodjęcie żadnych merytorycznych dyskusji podczas nadzwyczajnego zjazdu. Niestety moje ówczesne przewidywania sprawdziły się: nasz samorząd zaczął działać na zasadach politycznej i partyjnej walki o władzę, czerpiąc z jej najgorszych wzorców i wypaczając ideę samorządności. Transparentność, wymianę argumentów i wzajemny szacunek zastąpiono metodami autorytarnymi, z tryumfalnym rechotem, kryjąc je za fasadą „głosu większości”. Tyle że „głos większości”, jak doskonale wiemy z historii współczesnej, to nie zawsze głos większości (wystarczy przyjrzeć się kilku aspektom gromadzenia tego głosu) i nie zawsze głos rozsądku.

Przykłady?

Centralizacja i koncentracja władzy.

Już pięć lat temu piętnowałem nieznane innym samorządom rozwiązanie pozwalające łączyć najwyższe funkcje w samorządzie. Wykorzystując to rozwiązanie, obecny prezes Krajowej Rady Radców Prawnych może być wicedziekanem w swej izbie. Jestem pewien, że nie chodzi (tylko) o zryczałtowane wynagrodzenie, lecz przede wszystkim o kontrolę. Na tej samej zasadzie znany powszechnie inny prezes objął funkcję wicepremiera, by pilnować podwładnych.

Tegoroczny budżet samorządu radcowskiego, pochodzący ze składek wszystkich radców, jest dzielony w proporcji de facto korzystniejszej dla Krajowej Rady niż dla izb i niż miało to miejsce dotychczas; przepadła moja poprawka postulująca zmianę proporcji. Analogia z dławieniem samorządu lokalnego poprzez obcinanie środków własnych (wpływów z podatku dochodowego) jest oczywista.

Karykaturalna dyscyplina głosowania.

Jednego dnia Nadzwyczajny Zjazd przyjął absurdalną regulację Kodeksu etyki zakazującą posługiwania się tytułami naukowymi (następstwo ewidentnego błędu redakcyjnego), pomimo poprawek zgłaszanych i obszernie uzasadnianych przez delegatów z izby krakowskiej, by następnego dnia zmienić ją w drodze autopoprawki prezesa. W obu wypadkach o wynikach głosowania decydowali przede wszystkim delegaci z izb, których reprezentanci zasiadają w prezydium. Czy bezrefleksyjne głosowanie zgodnie z instrukcjami wysyłanymi z bramki SMS jest ważniejsze niż zdrowy rozsądek?

Zawłaszczanie reprezentacji samorządu i ograniczanie swobody wypowiedzi.

Przykładem jest potępienie petycji OIRP w Szczecinie, złożonej do Sejmu i Senatu, a dotyczącej radcowskich spółek z ograniczoną odpowiedzialnością. Nie przesądzam trafności postulatów, zwracam uwagę, że petycja była konsekwencją braku wewnętrznej dyskusji na ten temat. Spotkała się z reprymendą. Bo tylko prezes może decydować, o czym możemy rozmawiać?

Finezyjnym cymesikiem jest tu odwołanie przewodniczącego komisji praw człowieka KRRP, w ramach represji za wyjście z inicjatywą listu potępiającego wypowiedź wiceministra Sebastiana Kalety na ślubowaniu radców prawnych w Warszawie, co do zasady wychwalającą stan praworządności w Polsce i negującą znaczenie orzecznictwa TSUE. Bo nie można było głośno krytykować Ministerstwa Sprawiedliwości.

Gdy rozeszły się doniesienia medialne dotyczące tego, że kancelaria prezesa KRRP reprezentowała Ministerstwo Sprawiedliwości w sporze pracowniczym z represjonowanymi prokuratorami, w czasie gdy prezes na Kongresie Prawników w Gdańsku stał obok tych prokuratorów na scenie, mówiąc o praworządności, grupa dziekanów, zaniepokojonych społecznym odbiorem tych publikacji, poprosiła o spotkanie z prezesem. Na spotkaniu usłyszeliśmy, że działania prezesa są zgodne z etyką, a poza tym objęte tajemnicą zawodową.

Wszystko to wpisuje się w zjawiska, jakie obserwowaliśmy w ostatnich latach w całym naszym państwie. Mam w związku z tym pewne marzenie. W ostatnich wyborach nasze społeczeństwo, które wcześniej niespecjalnie interesowało się życiem politycznym, wychodząc zapewne z naiwnego założenia, że „polityka zwykłych ludzi nie dotyczy”, zmobilizowało się, by jasno i wyraźnie powiedzieć „dość” autorytarnej i aroganckiej władzy, zawłaszczającej coraz większe obszary naszych wolności. Moim marzeniem jest, by nasze koleżanki i nasi koledzy radcowie prawni także wybrali samorządność i współpracę w miejsce systemu quasi-wodzowskiego. Musielibyśmy się wszyscy wstydzić, gdyby to ustawodawca przypomniał nam, przedstawicielom samorządu zaufania publicznego, o zasadach samorządności i istocie demokracji, wprowadzając regulacje na wzór choćby tych z ustawy – Prawo o adwokaturze.

Zakończę jednak optymistycznie.

Cieszę się, że wynik wyborów do Parlamentu oddala mroczne widmo przymusowego łączenia samorządu adwokackiego i radcowskiego na zasadach narzuconych przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Ta „dobra zmiana” miała nas pozbawić sądownictwa dyscyplinarnego, szkolenia aplikantów, a nawet bezpośredniego wpływu na obsadę funkcji samorządowych, a „przy okazji” w praktyce zakneblować samorządy zaufania publicznego, głośno upominające się o praworządność i prawa obywatelskie. Scenariusz zapisany w programie pt. „Bezpieczna przyszłość Polaków” się nie ziści. Mam świadomość, że mogą być wśród nas osoby, które z racji swoich osobistych koneksji są rozczarowane, bo liczyły na powierzenie im funkcji w połączonym samorządzie. Moim zdaniem – dobrze, że nie będą miały ku temu okazji.