Od przyszłego roku w przepisach pojawi się kolejna, już trzecia droga umożliwiająca zdobycie statusu urzędnika mianowanego. Przewiduje ją rządowa nowelizacja, nad którą Sejm kończy prace. Jednak eksperci obawiają się, że nie będzie zbyt wielu chętnych, aby z niej skorzystać
Pracownicy służby cywilnej mają jeszcze tylko tydzień na podjęcie decyzji o przystąpieniu do tegorocznego postępowania kwalifikacyjnego na urzędnika mianowanego. Organizacją tego egzaminu zajmuje się Krajowa Szkoła Administracji Publicznej (KSAP). Urzędnikiem mianowanym można też zostać, kształcąc się przez 18 miesięcy w KSAP. W ostatnich latach do KSAP zgłasza się jednak garstka osób, rzadko więcej niż 40.
Praca dozwolona
Sposobem na przyciągnięcie kolejnych chętnych do KSAP ma być wprowadzenie nowego trybu kształcenia. Umożliwiałby on łączenie kształcenia w KSAP z pracą. Obecnie osoby uczące się w KSAP nie mogą w tym czasie pracować – dlatego też dostają stypendium. Po wejściu w życie nowych przepisów uczestnik mógłby pracować, a stypendium przysługiwałoby tylko za dni poświęcone na zajęcia i egzaminy. Kształcenie trwałoby, tak jak teraz, pół tora roku i miałoby być tak rozłożone w czasie, aby zbytnio nie kolidowało z pracą.
Takie m.in. zmiany przewiduje ustawa z 14 kwietnia 2023 r. o zmianie ustawy o służbie cywilnej oraz niektórych innych ustaw. Obecnie Senat podjął uchwałę, w której opowiedział się za jej całkowitym odrzuceniem. Wszystko jednak wskazuje, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu z kolei ta uchwała zostanie odrzucona i tym samym nowelizacja trafi na biurko prezydenta. Nowy system kształcenia w KSAP został w nowej ustawie nazwany kształceniem dualnym.
Eksperci uważają, że jego wprowadzenie ma być sposobem na brak chętnych, a co za tym idzie – na ratowanie szkoły.
– Ewidentnie widać, że obecna władza nie ma pomysłu na służbę cywilną – zauważa prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Dyrektorzy generalni nie chcą urzędników mianowanych. Ci urzędnicy mają większą ochronę oraz trzeba im wypłacać dodatki w wysokości od 1000 do 4000 zł. Dlatego kandydatów jest mało i rząd szuka sposobów na to, aby ocalić KSAP – tłumaczy prof. Płażek.
Ograniczony awans
Liczba urzędników mianowanych z roku na roku maleje. Część z nich po prostu odchodzi z administracji rządowej. Powód? Ograniczone pespektywy awansu na wyższe stanowiska w służbie cywilnej. Od 23 stycznia 2016 r. o obsadzeniu wakatu po dyrektorze lub jego zastępcy nie decyduje już konkurs. Nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy są powoływani przez ministrów, wojewodów oraz innych szefów urzędów rządowych. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby powołanie otrzymał urzędnik mianowany. W praktyce ministrowie, wojewodowie oraz inni szefowie urzędów rządowych sięgają po osoby spoza korpusu służby cywilnej – często polecone przez innych, zaufane. Tym samym korzyść z bycia urzędnikiem mianowanym sprowadza się do otrzymywania co miesiąc dodatku dla służby cywilnej, a także dodatkowego urlopu, który docelowo może być zwiększony do 12 dni.
– Taka polityka sprawia również, że jeśli ktoś nawet zostanie urzędnikiem mianowanym, to po kilku latach nie widzi dla siebie perspektyw w administracji – mówi prof. dr hab. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej.
– Kilkanaście lat temu limit urzędników mianowanych w postępowaniach kwalifikacyjnych wynosił nawet kilka tysięcy. Obecna ekipa obiecywała powrót do takich poziomów. W międzyczasie pojawiła się pandemia i przez dwa lata nie było egzaminów, ale pandemia się skończyła, a limity pozostały niewielkie – mówi profesor.
Limit niski i niewykorzystany
Z danych DGP wynika, że w tym roku elektroniczne konta pozwalające wziąć udział w naborze założyło na stronie KSAP już ponad tysiąc kandydatów. W praktyce do egzaminu przystępuje mniej więcej połowa kandydatów, którzy się zarejestrowali. W ubiegłym roku do postępowania przystąpiły 544 osoby przy limicie wynoszącym 245 mianowań. Ostatecznie akt mianowania otrzymało 240 osób, czyli nawet nie udało się wypełnić tak niskiego limitu. W tym roku limit wynosi 275 osób.
Organizatorzy są jednak pełni optymizmu.
– Termin zgłoszeń upływa z końcem maja, dlatego nie można jeszcze stwierdzić, ilu dokładnie kandydatów przystąpi do egzaminów. Widoczne jest większe zainteresowanie, ponieważ do tej pory w systemie rejestracyjnym założono o ponad jedną trzecią kont więcej niż w ubiegłym roku – mówi dr Wojciech Federczyk.
Eksperci jednak przyznają, że sama elektroniczna rejestracja nie jest tożsama z faktyczną liczbą przystępujących do postępowania kwalifikacyjnego.
– Pracownicy służby cywilnej widzą w pozyskaniu mianowania szansę na lepsze zarobki – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego.
Według niego gdyby wprowadzić wyższe limity, a także konkretne perspektywy rozwoju zawodowego i zachęty ze strony samych dyrektorów generalnych, chętnych z pewnością byłoby znacznie więcej.
Wskazywane przez ekspertów problemy dostrzegają osoby, które nadzorują służbę cywilną.
– Nie jest tajemnicą, że służba cywilna boryka się obecnie z problemem odpływu najlepszych pracowników do bardziej atrakcyjnego płacowo sektora prywatnego oraz z wciąż malejącym zainteresowaniem potencjalnych kandydatów do pracy. Dlatego zależy mi na trwałym związaniu z urzędami osób, które silnie utożsamiają się ze służbą cywilną i widzą w niej swoją przyszłość zawodową. Takimi więzami może być właśnie uzyskanie statusu urzędnika służby cywilnej. Jedną z dróg, aby je uzyskać, jest uczestnictwo w postępowaniu kwalifikacyjnym w służbie cywilnej. Dlatego każdego roku proponuję Radzie Ministrów wyraźnie wyższy limit mianowań na kolejne lata. Jego ostateczna wysokość jest wypadkową potrzeb administracji rządowej oraz możliwości budżetu państwa, co ma w obecnych czasach szczególnie istotne znaczenie – tłumaczy DGP Dobrosław Dowiat-Urbański, szef służby cywilnej.
Skorzysta głównie Warszawa
Absolwenci KSAP nie wierzą w to, że umożliwienie łączenia pracy z nauką zwiększy liczbę chętnych.
– Pracodawcy raczej nie będą skłonni zgadzać się na naukę pracowników w KSAP ze względu na konieczność zwalniania ich na zajęcia – zauważa Jerzy Siekiera, prezes Zarządu Stowarzyszenia Absolwentów KSAP. – Dodatkowo uczący się będzie musiał przyjechać do stolicy na własny koszt. Dlatego można śmiało założyć, że z tego trybu nauki będą w praktyce korzystały osoby głównie z Warszawy i okolic, a przecież wszystkim nam zależy, aby urzędnicy mianowani pracowali w każdym urzędzie administracji rządowej w kraju – mówi ekspert.
Dodaje też, że z procedowanej w Sejmie nowelizacji nie wynikają żadne konkretne informacje, jak ma się odbywać tzw. kształcenie dualne w szkole. – Obawiamy się, że dotychczasowy tryb naboru słuchaczy z powodu małej liczby chętnych może być docelowo wygaszony, a jego odtworzenie będzie bardzo trudne, a może wręcz niemożliwe. Dlatego dodanie kolejnego mechanizmu dojścia do mianowania wcale nie oznacza, że zwiększą się szanse na zostanie urzędnikiem – mówi Jerzy Siekiera.
Innego zdania jest jednak pomysłodawca wprowadzenia formy dualnej. Jak zapewnia, nic nie stoi na przeszkodzie, aby szkoła jednocześnie kształciła słuchaczy, którzy nie pracują, a także osoby pracujące w korpusie służby cywilnej.
– W grupie nowo mianowanych urzędników będą także uwzględniane miejsca dla absolwentów kształcenia stacjonarnego w KSAP. Zaproponowano nowoczesną formę kształcenia połączonego z pracą, co pozwoli części pracowników służby cywilnej uzyskać wyjątkowe kompetencje oferowane przez szkołę – obiecuje dr Wojciech Federczyk.
Jednak urzędnicy nie dowierzają takim zapewnieniom i obawiają się, że wprowadzenie możliwości łączenia nauki z pracą będzie okazją do wygaszania dotychczasowego modelu. Tym bardziej że to premier ma decydować, w specjalnym akcie prawnym, jaki tryb kształcenia będzie dostępny w danym roku. ©℗