Nie mówimy o tym, żeby w każdej gminie było stanowisko ds. niemarnowania żywności, ale warto, żeby ktokolwiek był wyznaczony do tych działań - mówi Katarzyna Lipka-Szostak, dyrektorka ds. edukacji i rozwoju Federacji Polskich Banków Żywności.

W Polsce rocznie marnujemy ok. 4,8 mln ton jedzenia. Jak wypadamy na tle innych państw europejskich i czy widać poprawę w stosunku do danych z lat ubiegłych?
Trudno mówić o tym, żeby sytuacja się poprawiała. Dane te pochodzą z pierwszego tego typu badania przeprowadzonego w Polsce w 2019 r. My co roku publikujemy raport dotyczący marnowania żywności, w którym staramy się ocenić deklaracje konsumentów - na ile marnują żywność, na ile starają się to ograniczać i jakie produkty się marnują. Wyniki nie pokazują tendencji spadkowych. Raport z 2019 r. robiony był na każdym odcinku obiegu żywności - od hodowców i producentów przez transport, sprzedaż i konsumentów, więc był najpełniejszy.
A skąd pomysł, żeby do tego globalnego problemu podejść nieco inaczej i stworzyć raport „Rola samorządu terytorialnego w zapobieganiu marnowaniu żywności”?
Z jednej strony władze samorządowe są najbliżej obywateli i mają przez to ogromy wpływ na postawę mieszkańców, ale z drugiej też - są bardzo blisko organizacji pozarządowych. Organizacje pomocowe, które działają w terenie, często są bardzo małe, nie mają zasobów i to, na ile są wspierane przez lokalne samorządy, ma kolosalne znaczenie dla ich funkcjonowania. Ratowanie żywności to też kwestia finansowa - tę żywność trzeba przewieźć, znaleźć odpowiednie miejsce do jej składowania. Organizacje często nie dysponują wystarczającą infrastrukturą, żeby np. zachować ciąg chłodniczy. I tutaj naturalnym sprzymierzeńcem lokalnych organizacji, ale również Banków Żywności, są samorządy - zarówno gminne, powiatowe, jak i wojewódzkie. Nasze badanie pokazało, że te ostatnie są najbardziej świadome potrzeby ratowania żywności, a samorządy gminne postrzegają tę kwestię bardziej utylitarnie, jako element pomocy społecznej. Samorząd wojewódzki patrzy na to szerzej, również w kontekście ochrony środowiska.
Czy byli państwo zaskoczeni tym, że tylko w jednej na 61 badanych gmin (w Warszawie) zapobieganie marnowaniu żywności znalazło swoje miejsce w dokumentach strategicznych?
I tak, i nie. Na co dzień działamy w terenie m.in. we współpracy z ośrodkami pomocy społecznej i wiemy, że to one głównie zajmują się tym w gminach. Nie mieliśmy natomiast świadomości, że ograniczenie marnowania żywności nie jest dostrzegane w strategiach miast i gmin. Nie jest oczywiście zaskoczeniem, że takie dokumenty ma stolica, nie wykluczamy, że podobnie jest w innych, nieprzebadanych gminach. Niemniej widzimy też taką tendencję, że częściej zwracają uwagę na ten problem duże miasta i wpływ na to często ma współpraca ponadnarodowa. Widać to zarówno we Wrocławiu, który bardzo mocno zaangażował się w ograniczenie marnowania zasobów, nie tylko żywności, przystąpił też do Paktu Mediolańskiego, jak i w województwie wielkopolskim, gdzie powstał pierwszy osobny program ograniczenia marnowania żywności, a nie jedynie wzmianka w dokumentach strategicznych.
ikona lupy />
Katarzyna Lipka-Szostak, dyrektorka ds. edukacji i rozwoju Federacji Polskich Banków Żywności / Dziennik Gazeta Prawna
A może jest tak, że gminy podejmują działania w tym zakresie, ale przy okazji realizacji innych zadań - np. z obszaru polityki społecznej - i stąd brak tego zagadnienia wyodrębnionego w dokumentach strategicznych?
Moje doświadczenia są takie, że jeżeli coś znajduje się w dokumentach strategicznych - w formie celów strategicznych, operacyjnych - to jest na to kładziony większy nacisk, jest to później weryfikowane. Nie mówimy oczywiście, że w samorządach nic się pod tym względem nie dzieje - pomoc społeczna jest tu bardzo ważnym partnerem, ale temat żywności jest w samorządach w wielu miejscach. Żywność jest w stołówkach szkolnych, szpitalach, gastronomii - które są prowadzone przez samorządy, więc sprawdzanie, czy jest wykorzystywana, czy marnowana, jest zarówno wyrazem dobrego gospodarzenia, jak i troski o środowisko. I takie nastawienie powinno być w samorządach, a bardzo często gminy postrzegają to zadanie właśnie tylko w ramach pomocy społecznej, a nie chociażby jako działania, które mogłyby same podjąć ze środków wydawanych na zbiorowe żywienie.
I jakie działania mogłyby to być?
Po pierwsze sprawdzanie, czy w stołówkach marnuje się żywność i jakie są tego przyczyny, a po drugie - racjonalizacja całego procesu. Dzieje się to już we Wrocławiu, w Rybniku czy Izabelinie. Przyczyn jest bardzo wiele, od tych zewnętrznych, typu normy żywieniowe, które wskazują, że tyle i tyle jedzenia musi być na talerzu, poprzez takie, że czasami przerwy są za krótkie, a żywność jest podawana w nieodpowiedni sposób. Przyczyn jest mnóstwo i na pewno samorządy mogłyby tu wiele zrobić. Mogłyby również, przekazując pieniądze na cele społeczne, dopisywać klauzule, zgodnie z którymi działania te powinny być prowadzone z troską o niemarnowanie żywności. Organizowane są festyny, konferencje - różnego rodzaju wydarzenia - gdzie żywność jest zamawiana i spożywana, i pojawia się pytanie, czy działają mechanizmy racjonalizowania tych zamówień lub oddawania do jadłodzielni niezjedzonych produktów.
Czy są już modelowe, sprawdzone przez samorządy działania, które można polecić pozostałym?
Wrocław wypracował całe rekomendacje dla stołówek - zarówno dla tych, które zamawiają catering, jak i dla tych, które gotują na miejscu. Często są to bardzo proste rozwiązania - zezwolenie uczniom na zabranie jedzenia ze sobą albo wydawanie zupy, jeśli jest jej nadmiar, wszystkim chętnym, a nie tylko tym, którzy mają wykupione obiady. Są też poważniejsze kwestie - np. w jaki sposób realizować przetargi na catering, żeby ograniczyć marnowanie żywności. Ta wiedza zaczyna być więc coraz bardziej pogłębiona i widać, że niektóre samorządy podchodzą do tego bardzo poważnie. To co, obserwujemy, to podejmowanie tych działań najczęściej poprzez pilotaże. Najpierw angażuje się kilka szkół, sprawdza czy dane rozwiązania przynoszą efekty i później wypracowuje się szersze schematy działania.
Raport pokazuje, że często w gminach jedyna aktywność dotycząca żywności jest związana z pomocą dla najuboższych. Brakuje szerszego, kompleksowego spojrzenia na problem marnowania jedzenia.
Nieprzypadkowo pierwsza nasza rekomendacja jest związana z tym, aby wyznaczyć urzędnika odpowiedzialnego za ograniczenie marnowania żywności w gminie. Podczas przeprowadzania badania dużą barierą dojścia do tych informacji było to, że w samorządach bardzo często nikt nie czuł się odpowiedzialny za tę tematykę. Nie mówimy o tym, żeby w każdej gminie, nawet najmniejszej, było stanowisko ds. niemarnowania żywności, ale żeby ktokolwiek był wyznaczony do tych działań. Obecnie ta wiedza jest rozproszona, często fragmentaryczna i osoby z różnych działów nie wiedzą, co w tym zakresie dzieje się w innych. Brakuje całościowego spojrzenia. Dla przykładu we Wrocławiu, kiedy zaczęto wprowadzać zmiany na stołówkach, powołano zespół skupiający osoby zajmujące się edukacją czy zdrowiem. Takie sektorowe zespoły bardzo dobrze działają. Oczywiście uratowana żywność jest korzyścią społeczną, ponieważ można przekazać ją osobom potrzebującym, a takich będzie coraz więcej podczas kryzysu i samorządy mają tego świadomość. Tutaj widać korzyści od razu, nie trzeba nikogo przekonywać, dlaczego warto się tym zajmować. I tu dostrzegamy istotną barierę. Podczas badania przedstawiciele samorządów wskazywali, że jeśli zajmą się tym tematem na poważnie, to obawiają się reakcji opinii społecznej, bo wydaje się on mniej ważny niż np. budowa lokalnych dróg. Z drugiej strony, jeśli nie ma edukacji w tym zakresie, to mieszkańcy nie postrzegają tego jako istotnego tematu. Dlatego ważna jest debata na ten temat, rozmowa o różnych rozwiązaniach i wyznaczenie osoby odpowiedzialnej za podejmowanie tych działań. Bardzo istotna jest również rola organizacji społecznych. Samorząd, który chce podjąć działania w tym zakresie, powinien rozejrzeć się, jakie organizacje mogą mu pomóc. Te działania są złożone, z jednej strony - ograniczać marnowanie żywności można np. w stołówkach, racjonalizując same procesy, ale już ratowanie żywności zagrożonej zmarnowaniem - tu potrzebni są partnerzy społeczni.
Raport potwierdza, że jeśli samorządy podejmują jakieś działania, to najczęściej właśnie poprzez wsparcie dla organizacji pozarządowych. Czy Banki Żywności alarmują państwa, że mają problemy z przebiciem się do gmin ze swoimi akcjami?
Tak, oczywiście, sami to zresztą też odczuwamy. 32 Banki Żywności to organizacje wyspecjalizowane, współpracujące z kilkudziesięcioma organizacjami pomocowymi na obszarze województwa lub subregionu. W całej Polsce dostarczamy średnio dziennie 65 t uratowanej żywności. Różne jest zrozumienie tematu w poszczególnych regionach - dla niektórych Banków Żywności samorząd jest rzeczywistym partnerem, myślącym o rozwiązaniach systemowych, inne natrafiają na barierę, rzutującą nieraz na pomoc żywnościową w całym rejonie. Bardzo dużą barierą jest ta finansowa - szczególnie w mniejszych gminach. Są pieniądze na sport, działalność kulturalną, dla organizacji działających na rzecz osób z niepełnosprawnościami i trudno powiedzieć, żeby komuś odjąć po to, aby podjąć działania na rzecz ograniczenia marnowania żywności. W naszym badaniu nie udało się precyzyjnie ustalić, jakie kwoty są przekazywane na ratowanie żywności, jednak wiele gmin nie zabezpiecza takich środków lub są to kwoty niewystarczające.
Zaskakiwać może, że chociaż 60 proc. gmin wyraża chęć współpracy przy przeciwdziałaniu marnowaniu żywności, to 15 proc. ma wątpliwości, a 25 proc. w ogóle nie jest tym zainteresowana. Skąd pani zdaniem takie wyniki?
Oprócz raportu zamówiliśmy ekspertyzę prawną, która pokazuje, że w zadaniach samorządu nie ma wprost wymienionego ograniczenia marnowania żywności. W związku z tym gminom łatwo powiedzieć: to nie jest nasze zadanie. Są wprawdzie zadania związane z ochroną środowiska i przyrody, pomocą społeczną, wsparciem dla organizacji pozarządowych oraz edukacją, ale można je realizować, zupełnie nie dotykając tego tematu. Stąd też nasze rekomendacje są takie, żeby - jeśli już nie zmieniać prawa - zostały wydane jasne wytyczne, że przeciwdziałanie marnowaniu żywności mieści się w zadaniach gminy i w których wymienionych obszarach ich się dopatrywać. Druga kwestia dotyczy samych organizacji, ponieważ wśród zadań pożytku publicznego również nie ma ograniczenia marnowania żywności.
Wspomniała pani o dobrych praktykach w dużych miastach. Jakie działania - bezkosztowe albo niskokosztowe - rekomendują państwo dla mniejszych gmin, które nie dysponują takimi budżetami?
Zawsze warto rozpocząć od rozmowy z lokalnymi organizacjami i mieszkańcami oraz od diagnozy tego, jakie są lokalne potrzeby. Z jednej strony w każdej szkole można sprawdzić, czy jedzenie się marnuje i jakie są tego przyczyny, ale również badać, gdzie jest nadmiar żywności, poprzez rozmowę ze sklepami, lokalnymi producentami. A z drugiej zobaczyć, gdzie ta żywność jest potrzebna. Na poziomie wojewódzkim często już się tak dzieje, że samorząd kojarzy producentów, którzy mają nadmiar żywności, z organizacjami pozarządowymi. Taką diagnozę i sojusze na rzecz przeciwdziałania marnowaniu żywności można też podejmować lokalnie.
A czy któryś samorząd wojewódzki wyróżnia się na tle pozostałych?
Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem programu wdrażanego przez województwo wielkopolskie. Stworzono tam m.in. ośrodki ograniczania marnotrawstwa żywności i pomocy żywnościowej, postawiono też na mobilne kuchnie, w których można edukować mieszkańców, w jaki sposób gotować bez resztek.
Rozmawiamy o samorządzie, a czy przykład idzie z góry - jak państwo działa w tym zakresie i czy jest szansa na redukcję ilości marnowanej w Polsce żywności o połowę do roku 2030, co jest zadaniem państw członkowskich UE?
Trzeba przede wszystkim wspomnieć o ustawie o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności z 2019 r., która nakazała sklepom przekazywanie nadwyżek żywności na cele społeczne. To pierwsza tego typu ustawa w Polsce i nie każde państwo europejskie może się taką pochwalić. Trudno więc powiedzieć, że państwo nic nie robi. W tym roku miała zostać dokonana jej ewaluacja, jednak spada ona cały czas z prac Sejmu i należałoby do niej wrócić. Mamy sygnały i gratulacje od przedstawicieli wielu środowisk - samorządowych i rządowych - że przeprowadzając to badanie, wskazaliśmy na obszar, któremu dotychczas nikt kompleksowo się nie przyglądał. Rzadko myśli się w Polsce o tym problemie strategicznie i żeby osiągnąć ten cel do 2030 r., musi się to zmienić. ©℗
Na poziomie wojewódzkim często samorząd kojarzy producentów, którzy mają nadmiar żywności, z organizacjami pozarządowymi. Takie sojusze można też podejmować lokalnie
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski