Urzędy, domy kultury, targowiska miejskie, hale, świetlice, remizy, szkoły, boiska, biblioteki wzięła pod lupę Najwyższa Izba Kontroli. Sprawdziła, czy możemy czuć się w nich bezpiecznie. Wniosek? Raczej nie

- Nieprawidłowości wynikające z niewłaściwej realizacji zadań, które wpływały na obniżenie poziomu bezpieczeństwa, stwierdzono we wszystkich jednostkach zarządzających obiektami. Wykryto je w 96,1 proc. ze 102 skontrolowanych obiektów. W 8,8 proc. z nich nieprawidłowy stan mógł stanowić bezpośrednie niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi lub powodować znaczne szkody w mieniu - wskazuje NIK w najnowszym raporcie „Bezpieczeństwo gminnych obiektów użyteczności publicznej w woj. zachodniopomorskim i pomorskim”. Problem ten nie dotyczy jednak tylko tych dwóch województw. Podobnie krucho ze stanem bezpieczeństwa jest w całej Polsce.
- Taki wniosek płynie z naszych obserwacji na podstawie kilkuset przeprowadzonych szkoleń i przebadanych obiektów użyteczności publicznej - przyznaje mjr rez. dr inż. Jarosław Stelmach z firmy Safety Project. - Tymczasem bezpieczeństwo w tych miejscach powinno być traktowane priorytetowo. Zwłaszcza teraz, gdy istnieje ryzyko ataków hybrydowych, terrorystycznych, z użyciem broni itd., a na terenie całego kraju obowiązuje drugi stopień alarmowy BRAVO - dodaje.
Przypomnijmy, że BRAVO jest drugim w czterostopniowej skali stopni alarmowych. Wprowadza się go w przypadku zaistnienia zwiększonego i przewidywalnego zagrożenia wystąpieniem zdarzenia o charakterze terrorystycznym, kiedy konkretny cel ataku nie został zidentyfikowany.

Długa lista zaniedbań

Z raportu NIK wynika, że nieprawidłowości dotyczyły głównie niespełnienia wymogów bezpieczeństwa przeciwpożarowego (brakowało np. wdrożenia wymaganych instrukcji, wyznaczenia pracowników do zwalczania pożarów itd.), niewłaściwej organizacji pierwszej pomocy, naruszenia zasad prowadzenia obowiązkowych kontroli okresowych lub dokumentacji eksploatacji, a także niezapewnienia niezbędnych warunków do korzystania z obiektu przez osoby ze szczególnymi potrzebami (niepełnosprawne). Nieodpowiednie warunki ewakuacji stwierdzono w ponad jednej piątej skontrolowanych obiektów, przy czym połowa z nich po raz pierwszy była poddawana kontroli Państwowej Straży Pożarnej (PSP). Stwierdzono m.in. niespełnienie wymagań stawianym drogom ewakuacyjnym (np. złe wymiary, wykończenie materiałami łatwopalnymi lub brak zabezpieczenia przed zadymieniem). Dodatkowo część obiektów nie została wyposażona w wymagane urządzenia przeciwpożarowe. W trakcie kontroli okazało się też, że warunki techniczne nie zawsze zapewniały możliwość ewakuacji ludzi.
NIK wskazuje też, że co prawda realizowano konieczne remonty, lecz w zakresie ograniczonym wysokością dostępnych środków finansowych. Ponadto aż jedna piąta skontrolowanych przez izbę obiektów nie była utrzymywana w należytym stanie technicznym, co ograniczało bezpieczeństwo ich użytkowania.

Brakuje przepisów i procedur…

- Problem polega też na tym, że poza przepisami związanymi z ochroną przeciwpożarową brakuje ustawodawstwa, które wymaga wprowadzenia procedur zapewniających bezpieczeństwo w tych obiektach w przypadku innych zagrożeń. A są one przecież jak najbardziej realne i się zdarzają. Przykładami mogą być podpalenie urzędniczek w ośrodku pomocy społecznej i atak nożownika w centrum handlowym - wskazuje Jarosław Stelmach.
Dodaje, że aż 90 proc. sprawdzonych przez jego firmę obiektów nie ma procedur, które wskazywałyby, co robić w przypadku ataku napastnika, podłożenia bomby itp. Tymczasem od momentu zawiadomienia policji do jej przyjazdu mija kilka, kilkanaście minut, które mogą okazać się decydujące.
Również NIK podkreśla, że sytuacje kryzysowe mają nagły i nieoczekiwany charakter, a każda wymaga szybkiej i odpowiedniej reakcji. Minimalizowanie ich skutków powinno więc skupiać się na odpowiednim przygotowaniu i wdrożeniu procedur postępowania. NIK podkreśla, że zarządzający obiektami publicznymi powinni dysponować adekwatnymi do lokalnych uwarunkowań i potencjalnych zagrożeń procedurami, zaznajamiać z nimi ich użytkowników oraz prowadzić ćwiczenia. W chwili wystąpienia sytuacji kryzysowej nie ma czasu na ustalanie strategii działania i określanie zadań dla poszczególnych osób.
- Często zarządcy obiektów nie wiedzą, jak w takich sytuacjach powinni się zachować, jak przeprowadzić ewakuację, jak zabezpieczyć ludzi i mienie - podkreśla Jarosław Stelmach.

… ale także sprzętu i edukacji

Ekspert wylicza najbardziej palące deficyty: m.in. brak legislacji, która normowałaby te kwestie, brak adekwatnego systemu alarmowania i ostrzegania, a także niski stopień inwestowania w bezpieczeństwo w budynkach użyteczności publicznej, którego efektem są braki wyposażenia.
- Praktycznie 99 proc. badanych przez nas budynków nie ma przydatnego w takich sytuacjach sprzętu pierwszej pomocy, np. opasek uciskowych. Brakuje też edukacji, ludzie nie wiedzą, jak powinni zachować się w sytuacji nadania sygnału alarmowego. Potrzebne są więc szkolenia i praktyczne ćwiczenia - podkreśla major Stelmach.
Ubolewa, że podejmowane działania zwykle są doraźne. - Gdy wydarzy się tragedia, szybko zmienia się prawo. Tymczasem lepiej zapobiegać, niż leczyć. Warto więc szukać rozwiązań na etapie zapobiegania i przygotowania - twierdzi ekspert.
Dodaje, że w tym mogą pomóc wnioski z raportu NIK oraz z tragicznych incydentów, które już miały miejsce w polskich obiektach użyteczności publicznej. Ministerstwo Rozwoju i Technologii, do którego NIK skierowała niektóre wnioski pokontrolne, nie widzi jednak potrzeby zmian legislacyjnych. ©℗
ikona lupy />
Co nam grozi w obiektach użyteczności publicznej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe