W szkołach ma być nowocześnie dzięki rządowemu programowi z Polskiego Ładu „Laboratoria Przyszłości”. Jeśli nawet tak rzeczywiście będzie, to raczej przez krótki czas, bo później zaczną się schody z brakiem pieniędzy na eksploatację zakupionego często w pośpiechu sprzętu

W grudniu resort edukacji ogłosił, że zakończył nabór wniosków w ramach programu „Laboratoria Przyszłości”. W jego efekcie od 1 września 2022 r. do prawie wszystkich samorządowych szkół podstawowych trafi nowoczesny sprzęt, w tym drukarki 3D, mikrokontrolery, roboty, sprzęt do nagrań i inne nowoczesne urządzenia wybrane z katalogu zawierającego ok. 175 pozycji. Kwota przewidziana w programie to blisko 1 mld zł, z czego 700 mln zł trafiło bezpośrednio do samorządów. Musiały one część tych pieniędzy (60 proc.) wydać na zakup nowoczesnego sprzętu do końca ubiegłego roku.
Wiele z nich apelowało jednak o wydłużenie tego terminu (i otrzymały na to zgodę). Powoływały się na brak środków na wkład własny, na to, że firmy sprzedające sprzęt wymieniony w wykazie programu znacznie podniosły ceny i że nie mają odpowiedniej wiedzy, jaki sprzęt może być przydatny dla określonej placówki, a także w jaki sposób powinien być wykorzystany. Do tego krótki termin sprawiał, że wiele gmin nie mogło kupić takiego sprzętu, jaki wybrały szkoły.
Brać wszystko, co jest na sklepowych półkach
Nauczyciele nie zostawiają na tym programie suchej nitki. Zastanawiają się, po co im sprzęt, który prawdopodobnie i tak nie będzie używany. - Otrzymujemy informacje od dyrektorów, że zakupione przez nich np. drukarki 3D są bardzo drogie w eksploatacji. Do tego szkół nie stać w przyszłości na ich serwis. Część sprzętu po prostu trafi do szkolnych magazynów - mówi Krystyna Szumilas, była minister edukacji narodowej.
Podkreśla, że program jest nieprzemyślany i niedostosowany do potrzeb szkół.
Podobnego zdania są samorządowcy. - Krótki termin na realizację przedsięwzięcia doprowadził do tego, że w magazynach były pustki, a ceny poszybowały. W efekcie nie było w czym wybierać, a pieniądze i tak trzeba było wydać - mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Jego zdaniem termin na realizację tego projektu powinien zostać wydłużony do końca wakacji.
Więcej pytań niż odpowiedzi
- Na co nam lutownica? Może nie jest zbyt droga, ale będzie rzadko wykorzystywana, może wcale. W naszej placówce rozważaliśmy zakup okularów 3D, ale oprogramowanie jest ważne tylko przez rok. Potem gmina musiałaby zapłacić duże pieniądze za przedłużenie licencji na kolejny rok. Większość zakupionego sprzętu nie będzie wykorzystywana, bo najzwyczajniej w świecie nie będziemy wiedzieć, co z nim robić - mówi jedna z nauczycielek realizujących projekt.
Szkoły mają też inne wątpliwości. Na przykład czy jeśli zdecydują się na pracownię audiowizualną, to czy zajęcia z podstaw dziennikarstwa albo zajęcia teatralne będzie mógł realizować polonista? A może dyrektor będzie musiał zatrudnić dodatkowego nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami? Co jeśli ktoś wymyśli zajęcia z robotyki? Będzie mógł je prowadzić zwykły informatyk bez przeszkolenia? A co z pracownią gastronomiczną - czy może ją obsłużyć nauczyciel techniki, czy jednak trzeba zatrudnić inną osobę? Nauczyciele obawiają się, że będą musieli odbywać dodatkowe szkolenia lub nawet ukończyć studia podyplomowe.
Dyrektorzy chcą też wiedzieć, czy sprzęt będzie można wykorzystywać do realizacji podstawy programowej. Dostali bowiem informację, że mają to być dodatkowe zajęcia z wykorzystaniem nowych technologii i na ten cel również mają dostać pieniądze z programu. Kiedy się jednak one skończą, skończą się też zajęcia dodatkowe, bo nauczyciele przecież nie będą pracować bez wynagrodzenia.
Pojawiają się też wątpliwości, kto może uczestniczyć w tych zajęciach - wszyscy uczniowie czy tylko ci, którzy według nauczyciela mają odpowiednie predyspozycje.
- Cel może i jest szczytny, ale powinien być bardziej dopasowany do potrzeb indywidualnych placówek. Nauczyciele muszą wiedzieć, jak z tego sprzętu korzystać i nie powinni mieć ograniczeń w jego doborze - komentuje Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
MEiN: Dobrze wydane pieniądze
Nauczyciele, dyrektorzy i samorządowcy czują presje, że jeśli źle wydadzą pieniądze, będą musieli zwrócić ich część lub nawet całość. - Po co do naszej pracowni mamy kupować grube masywne ławki, skoro możemy zakupić tańsze, też regulowane. Obawiamy się jednak, że te drugie mogą zostać zakwestionowane - mówi jeden z nauczycieli.
Ministerstwo Edukacji podkreśla, że każdy może znaleźć coś potrzebnego dla siebie, bo katalog wyposażenia liczy niemal 200 pozycji - od narzędzi przez wyposażenie stanowisk (w tym meble) po roboty edukacyjne i gogle VR. Katalog ten powstał w toku kilkutygodniowych otwartych konsultacji, w których każdy mógł zgłaszać swoje propozycje. Przejrzano 4 tys. propozycji od przedsiębiorców, uczelni, szkół, rodziców, uczniów i nauczycieli i w efekcie tych konsultacji powstała lista dostępna na stronie gov.pl/laboratoria.
Resort podkreśla, że jednym z kryteriów branych pod uwagę przy tworzeniu katalogu była dostępność na rynku produktów spełniających wymagania i że już w trakcie realizacji programu dokonywał jego aktualizacji. - Zgłoszenia są na bieżąco monitorowane i właściwie nie zdarzają się postulaty dodania do katalogu nowych pozycji lub zmiany wymagań z uwagi na ich restrykcyjność - zapewnia ministerstwo.
- „Laboratoria Przyszłości” są inicjatywą mającą na celu wyposażenie szkół w nowoczesny sprzęt pozwalający na rozwijanie kompetencji przyszłości. Celem programu nie jest natomiast odpowiadanie na wszystkie potrzeby wyposażenia szkół, w tym remonty czy standardowe meble, co zgodnie z prawem leży w gestii organu prowadzącego daną szkołę - tłumaczy Agata Szarek z Ministerstwa Edukacji i Nauki.
Podkreśla, że szkoły i nauczyciele muszą surowo tego przestrzegać, jeśli nie chcą stracić dużych pieniędzy z Polskiego Ładu.
Samorządowcy, dyrektorzy i nauczyciele uważają, że program jest niedostosowany do potrzeb szkół i niedopracowany
Ile może dostać szkoła / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe