Nie chodzi ani o wodę, ani o śmieci, ani o rodziny. W Warszawie trwa kampania, choć nie do końca jest jasne, których przyszłych wyborów dotyczy. Może jest to jeszcze jakaś stara, niezakończona polityczna potyczka? Tego nie wiadomo.
Kampanijnego paliwa dostarczyły same władze Warszawy, które z nonszalancją ustaliły najwyższy możliwy przelicznik w metodzie obliczania opłaty śmieciowej od zużycia wody. Obowiązuje ona w mieście od 1 kwietnia. Były też głuche na apele mieszkańców nieruchomości niepodłączonych do sieci wodociągowej. Miasto zdecydowało, że będzie ich rozliczać według ryczałtu – przyjęło, że jedna osoba zużywa miesięcznie 4 m sześc. wody. To nic, że dane GUS, na który się oparto, dotyczące liczebności Warszawy, są zaniżone (wychodzi więc większe zużycie na osobę). To nic, że mało kto tak dużo jej zużywa. Wystarczyło tylko podłożyć ogień. Tuż przed świętami wiceminister klimatu Jacek Ozdoba (Solidarna Polska) poinformował, że będzie bronić rodzin przed horrendalnie wysokimi opłatami za odpady. Tarcza będzie skuteczna, tyle że torpeduje samą metodę „od zużycia wody”. Dlaczego? Ponieważ nakłada na nią kaganiec.
Nie ma to jednak znaczenia, gdy na sztandary wynosimy polską rodzinę, najlepiej wielodzietną. To dobra inwestycja, która się zwraca przy wyborczej urnie. O tym nie trzeba już nikogo przekonywać. Nikogo poza środowiskiem Platformy Obywatelskiej, która rządząc jeszcze w Warszawie, zdaje się tego potencjału nie dostrzegać.
Pozostało
68%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama