- Jeżeli Warszawa będzie miała własną spalarnię, a także inne nowoczesne, ekologiczne instalacje, które chcemy zbudować, to z pewnością będzie taniej - mówi Włodzimierz Karpiński, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Warszawie

Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania podpisało umowę na budowę nowej spalarni na Targówku. Kiedy rozpoczynacie państwo prace nad tym obiektem?
Obecnie wprowadzamy ekipy na teren zaplecza budowy przy istniejącej spalarni. W praktyce mamy do czynienia z rozbudową już eksploatowanego obiektu, choć biorąc pod uwagę jej skalę, to będzie całkiem nowe przedsięwzięcie. To największa tego rodzaju inwestycja realizowana przez spółkę miejską. Jej wartość wynosi ok. 1,68 mld zł. W efekcie Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych na Targówku ma przerabiać ponad 300 tys. ton odpadów rocznie. Dziś jest to rocznie 40 tys. ton.
Czy miastu udało się uzyskać dofinansowanie na ten obiekt?
Od momentu otwarcia ofert w postępowaniu na rozbudowę i modernizację instalacji, a tym samym od powzięcia informacji o kosztach rozbudowy, spółka podjęła starania o pozyskanie brakujących środków. Jedyną dostępną w tym momencie formą finansowania były środki komercyjne z Banku Pekao SA w postaci programu emisji obligacji.
Rozumiem, że własny obiekt to próba walki z drożyzną na rynku śmieci, z jaką mamy obecnie do czynienia. Czy gospodarowanie odpadami musi być takie drogie?
Generalnie zmiany legislacyjne idą w słusznym kierunku. Precyzując, mam na myśli przepisy, które mają ochronić środowisko, zracjonalizować gospodarkę produktami i odpadami po nich. Niestety rzeczywistości nie da się zmienić jednym przepisem. Samorządy podnoszą ceny nie dlatego, że jakaś firma chce mieć większe zyski, ale dlatego, że ze względu na przepisy radykalnie zostały podniesione koszty gospodarowania odpadami. Kilka lat temu za deponowanie odpadów na składowisku trzeba było np. zapłacić nieco ponad 20 zł opłat środowiskowych. W 2021 r. jest to 276 zł. Do tego dochodzą obowiązki nakładane na przedsiębiorców. Teoretycznie słuszne, bo mające wzmocnić ochronę środowiska. Przykładem niech będzie obowiązek monitoringu. Jego wypełnienie oznacza, że kamery mają być wszędzie – przy odbiorze śmieci, na samochodach, składowiskach, instalacjach, punktach przeładunkowych – to zaś powoduje, że koszty zagospodarowania odpadów radykalnie rosną.
Jak to wygląda w Warszawie? O ile wzrosły koszty od 2018 r., kiedy zaczęły wchodzić w życie nowe regulacje?
Koszt zagospodarowania tony odpadów wynosił w 2018 r. ok. 400 zł, a na przełomie lat 2019 i 2020 były oferty już po 1500 zł za tonę. To wzrost prawie o 400 proc., a pamiętajmy, że miasto nie może do systemu dopłacać, zgodnie z przepisami o utrzymaniu czystości i porządku w gminach musi się on bilansować. Przez to trzeba sięgać do kieszeni obywateli. Staramy się z tym walczyć, m.in. budując nowoczesne instalacje.
Czy powstanie spalarni, która będzie się amortyzowała przez wiele lat, odwróci ten trend?
Jeżeli Warszawa będzie miała własną spalarnię, a oprócz niej biogazownię, wytwarzającą gaz z odpadów organicznych, i nowoczesną, hermetyczną kompostownię, to mieszkańcy na pewno to odczują w swoich kieszeniach.
Jednak lokalizacja odpadowych instalacji budzi sprzeciw. Do wojewódzkiego sądu administracyjnego został skierowany wniosek organizacji ekologicznych, kwestionujący ważność pozwolenia na budowę spalarni…
Faktycznie, jedno ze stowarzyszeń, kontestujące generalnie idee budowy spalarni w Polsce, zwróciło się do WSA z wnioskiem dotyczącym rozbudowy naszej instalacji. Czekamy cierpliwie na werdykt, jednak jestem o niego spokojny. Mogę zapewnić, że instalacje, które zamierzamy zbudować, nie będą uciążliwe dla mieszkańców, co więcej, będą bezpieczne dla otoczenia i środowiska. Protesty wynikają przede wszystkim z tego, że zakłady, z którymi warszawiacy mają do czynienia, są przestarzałe. Zakład na Targówku ma ćwierć wieku, a przy ul. Kampinoskiej kompostuje się odpady od pół wieku. Dzisiaj takie obiekty buduje się zupełnie inaczej, cały proces jest zhermetyzowany, a na zewnątrz wydostaje się powietrze czyściejsze niż to, które jest pobierane z otoczenia. Nie ma też mowy o uciążliwościach zapachowych, bo w tego typu instalacjach stosuje się najnowsze technologie. Będziemy też minimalizować inne niedogodności, np. stopniowo wymieniać pojazdy przywożące odpady na samochody gazowe, wkrótce napędzane własnym biogazem, a w przyszłości na elektryczne czy wodorowe.
Na razie jednak tych obiektów nie ma. Odpady jeżdżą po całej Polsce i jest bardzo drogo. Warszawiacy są więc skazani na kolejne podwyżki.
Dzisiaj w Warszawie mamy kilka firm, które odbierają odpady. Jesteśmy w trakcie przetargów na kolejny okres. Otworzyliśmy się na cały kraj, a nawet zagranicę, żeby zwiększyć konkurencję. Gdzie będą zagospodarowywane stołeczne śmieci? Tego jeszcze nie wiem, bo tych przetargów nie zakończyliśmy. Problem zbyt małej liczby instalacji do przetwarzania odpadów na Mazowszu, a tym samym bardzo wysokich kosztów gospodarowania, wziął się z niedoszacowania ilości odbieranych odpadów w Wojewódzkim Planie Gospodarki Odpadami. Organ ustalający plan miał za zadanie zbilansować ilość odpadów w stosunku do możliwości instalacji. To się nie sprawdziło. Awaria każdej z instalacji powoduje nadpodaż odpadów. Szacujemy, że za trzy lata – po rozbudowie spalarni – sytuacja się zmieni. Jeśli we własnych zakładach będziemy mogli przerobić ok. 450 tys. ton odpadów komunalnych – a w Warszawie zbiera się ponad 600 tys. ton odpadów – to będziemy mieli wystarczającą stabilizację, jeśli chodzi o możliwości przerobowe.
Warszawa jako jedno z nielicznych miast w Polsce zbiera odrębnie odpady bio, a osobno zielone. Czy kompost, produkowany wciąż w instalacji w Radiowie, nadaje się do użytku rolniczego?
Produkujemy nawóz z certyfikatem instytutu branżowego, mamy też certyfikat ministra rolnictwa potwierdzający, że nasz produkt nadaje się do użytku jako środek poprawiający właściwości gleby do trawników i roślin ozdobnych. Chcemy natomiast wytwarzać jeszcze wyższej jakości produkt. Taki właśnie będzie mógł powstawać w zmodernizowanej kompostowni. Wydaje się, że wygodnym rozwiązaniem byłoby wyposażenie mieszkańców w biodegradowalne worki. To jeden z pomysłów na podnoszenie poziomu recyklingu w stolicy.
Warszawiacy od kwietnia mają się rozliczać za śmieci metodą od wody. Stawia to w trudnej sytuacji tych mieszkańców, który nie mają liczników, nie mogą więc zaoszczędzić wody i muszą płacić wygórowany ryczałt.
Nie ma sprawiedliwego sposobu określenia ilości odpadów, które wytwarza mieszkaniec. Wiadomo, że w Warszawie mieszka wiele osób niezameldowanych. Niełatwo jest to jednak administracyjnie wykazać. Rozliczanie od metra też uznawane jest za niesprawiedliwe – jedna osoba może mieszkać na 100 mkw. lub na 10. Stawka od wody wydaje się najmniej niesprawiedliwa. Jeśli chodzi o ryczałt, to tam, gdzie mieszkańcy nie korzystają z miejskiej wody i nie mają liczników, trudno o dobry pomysł, jak ten ryczałt rozliczyć. Ale taką decyzję podjęli stołeczni radni i mam nadzieję, że wszystkie za i przeciw w tym przypadku rozważyli.
Czy zmiana sposobu rozliczania za śmieci w Warszawie powoduje dla MPO jakąś różnicę?
Nie, to jest tylko kwestia bilansowania płatniczego całego systemu na linii ratusz‒obywatel. Nasza firma, tak jak inne z tej branży, rozlicza się z ratuszem za tonę odpadów odebranych i zagospodarowanych.
Jaka jest jakość odbieranych w stolicy odpadów?
Skomplikowanie sposobu segregacji, które wmusza ustawodawca, a jednocześnie zabudowa wielorodzinna powodują, że poziom segregacji jest bardzo niski – 80 proc. całego strumienia odpadów to niestety odpady zmieszane. To obrazuje, jak słaby jest proces segregacji. Wszyscy musimy się go uczyć. Zastanawiamy się, jak można to wspólnie ze spółdzielniami i wspólnotami mieszkaniowymi przeprowadzić, żeby mieszkańcy nie czuli, że robią coś na próżno. No i są oczywiście potrzebne instalacje, które te poszczególne frakcje będą przerabiać.
Nie zastanawiali się państwo np. nad kodowanymi workami?
Mamy pojemniki wyposażone w chipy RFID. Prostsze działania często są lepsze i tańsze. Dlatego w pierwszej kolejności chcemy uczyć mieszkańców prawidłowej segregacji. Przy nowych inwestycjach utworzymy ścieżki edukacyjne. Nie chcemy się oczywiście ograniczać tylko do segregacji, zamierzamy promować także kwestie związane z ochroną środowiska, zieloną energią, nie tylko z odpadami, generalnie chcemy uczyć poszanowania naszego środowiska.
Warszawa ma jeden z najniższych w kraju, jeśli nie najniższy w ogóle, odsetek odpadów oddawanych do punktów selektywnej zbiórki odpadów komunalnych. Nie ma też jednolitego dla całego miasta systemu odbierania gabarytów. Czy nie pora na zmiany?
Złożyliśmy ofertę i chcemy dla całego miasta zorganizować punkty selektywnej zbiórki odpadów komunalnych tak, żeby nie trzeba było jeździć do nich po kilkanaście kilometrów. Poprosiliśmy miasto, żeby wskazało nam odpowiednie miejsca, organizację bierzemy na siebie.
Mamy pandemię, co robicie z odpadami covidowymi?
Odpadów ze szpitali nie odbieramy ze względu na to, że odpady medyczne są pod szczególnym reżimem. Odbieramy te od osób przebywających na kwarantannie, stosując odpowiednie procedury bezpieczeństwa.