Na dowóz do punktu szczepień liczyć mogą także osoby w wieku 70+. Ale tylko w niektórych przypadkach. Samochód zawiezie pacjenta do „najbliższego punktu” – tyle że do końca nie wiadomo, co to w praktyce oznacza.

W ostatnich dniach trwały trudne rozmowy na linii rząd – samorządy dotyczące tego, w jaki sposób i komu gminy zapewnią transport. Po drodze pojawiało się sporo wątpliwości – kto i w jakim zakresie za to zapłaci, jak umawiać chętnych, jak daleko można ich zawieźć, w jakich warunkach sanitarnych powinno się transportować takie osoby, co z ewentualnymi roszczeniami itd.
Ostatecznie uzgodniono, że na transport mogą liczyć trzy grupy: osoby niepełnosprawne (kod R lub N), osoby mające „obiektywne i niemożliwe do przezwyciężenia we własnym zakresie trudności w samodzielnym dotarciu do najbliższego miejscu zamieszkania punktu szczepień” (tyle że to dotyczy miast poniżej 100 tys. osób, gmin miejsko-wiejskich oraz wiejskich). Na ostatniej prostej negocjacji dodano jeszcze seniorów 70+, ale tu również chodzi o „obiektywne trudności” w dotarciu do najbliższego punktu, a dodatkowo dotyczy to miast powyżej 100 tys. mieszkańców.
Gminy powinny teraz uruchamiać specjalne infolinie, pod którymi będzie można zamówić transport. Powołać też muszą koordynatorów (zarabiać będą 3 tys. zł brutto miesięcznie, tu samorządy wynegocjowały dofinansowanie rządowe). W razie czego to właśnie do nich punkty szczepień będą przesyłać listy wnioskujących o transport (jeśli na szczepienie rejestrowały się w punkcie). Wówczas koordynator powinien się skontaktować z każdą z nich – telefonicznie lub SMS-owo. To z koordynatorem trzeba będzie także ustalać ewentualną zmianę miejsca i terminu szczepienia. Choć samorządy i tak wychodzą z założenia, że to punkty szczepień powinny w pierwszej kolejności zbierać zgłoszenia o transport, a listy osób, które zgłosiły taką potrzebę, przesyłać do gminnego koordynatora co najmniej raz w tygodniu.
Już w pierwszej dobie zapisów w części punktów wolne terminy szybko się wyczerpały, chętni musieli szukać innych miejsc niż te najbliżej domu, do tego koncern Pfizer obwieścił czasowe ograniczenie dostaw szczepionki. W związku z tym samorządowcy sygnalizują potencjalne problemy. Transport obejmuje trasę od miejsca zamieszkana pacjenta do najbliższego punktu szczepień i z powrotem. Co jeśli w najbliższym punkcie nie ma miejsc, a są w oddalonym od domu pacjenta? Czy wtedy może liczyć na dowóz?
Na dziś nasi rozmówcy z samorządu nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. – Każdy przypadek będzie rozpatrywany indywidualnie. Nikt nie będzie linijką mierzyć dystansu, choć będziemy sprawdzać, czy nie było możliwości zamówienia transportu gdzieś bliżej. Wtedy pewnie będziemy prosić, za pośrednictwem gminnego koordynatora, o zmianę miejsca i terminu szczepienia na bliższe miejscu zamieszkania. Dłuższy czas dojazdu oznacza mniej czasu na zorganizowanie transportu dla innych – słyszymy od jednego z lokalnych urzędników. – Chodzi o to, by nie traktować nas jak firmę taksówkarską i nie zamawiać transportu w sposób nieracjonalny – mówi z kolei inny samorządowiec.
Za dowóz osoby niepełnosprawnej rząd zapłaci gminie 60 zł (w mieście pow. 100 tys. mieszkańców, w reszcie gmin to 52 zł), a za dowóz pozostałych osób kwalifikujących się do programu – 24 zł. W niektórych miastach seniorzy mogą skorzystać z transportu taksówką, a kurs finansowany jest przez miasto (takie programy funkcjonują np. w Poznaniu czy we Wrocławiu). Już pojawiają się koncepcje, by wykorzystać w ten sposób komunikację miejską. W mniejszych gminach wykorzystane mają też być np. ochotnicze straże pożarne.
Samorządy zabezpieczyły się też na wypadek możliwych roszczeń, gdyby w trakcie transportu doszło np. do zakażenia (nawet mimo przestrzegania wytycznych GIS). – Jeśli dana osoba poniosła szkodę w związku z realizowaniem przez gminę zadania zleconego z zakresu administracji rządowej, odpowiedzialność odszkodowawczą na zasadach ogólnych będzie ponosił Skarb Państwa (art. 417 par. 1 k.c.) – wynika z pisemnych ustaleń rządu i samorządów, do których dotarliśmy.
– Nie chcemy być traktowani jak taksówki dla pacjentów – mówią samorządowcy