Samorządowcy boją się, że wnioski o odszkodowania za grunty pod drogi zrujnują ich budżety. W gminach, które mają gotowe plany zagospodarowania przestrzennego, rośnie liczba wniosków o odszkodowania za grunty przeznaczone w przyszłości na drogi. Niektóre, jak np. podwarszawski Prażmów, Komorniki czy Czerwonak pod Poznaniem, niemal o połowę będą musiały w przyszłym roku zwiększyć środki przeznaczone na ten cel.
Niewielki Prażmów w 2013 r. planuje wydać na odszkodowania za ziemię ok. 600 tys. zł, niemal dwa razy więcej niż w tym roku. I nie wiadomo, czy to wystarczy, bo jak twierdzi zastępca wójta Maciej Michalski, wniosków wciąż przybywa. Obecnie gmina musi zrealizować ich ok. 10.
– Gdybyśmy musieli zapłacić do końca grudnia za wszystkie wnioski, to zabrakłoby pieniędzy na oświatę czy na opiekę społeczną. Na szczęście część wnioskodawców zgodziła się rozłożyć spłatę na raty – mówi DGP Michalski.
W przyszłym roku samorządowcy spodziewają się wysypu chętnych na odszkodowania za drogi, bo z jednej strony sytuacja w gospodarce się pogarsza i pieniądze za ziemię stają się coraz bardziej potrzebne, a z drugiej – cena ziemi przestała tak dynamicznie rosnąć, więc traci ona na atrakcyjności jako lokata kapitału.
Wzrost chętnych na odszkodowania widzi też Jan Broda, wójt gminy Komorniki. Z jego wyliczeń wynika, że na wykup kilkunastu hektarów w ciągu najbliższych 3–4 lat będzie musiał wyłożyć ok. 12 mln zł. – Roszczenia ludzi są często absurdalne. Za kawałek pola żądają po 170–200 zł za metr kwadratowy, czyli tyle, ile kosztują zagospodarowane działki budowlane w pobliskim Puszczykowie – mówi w rozmowie z DGP.
Gmina stara się negocjować wysokość wnioskowanych kwot i podobnie jak Prażmów rozkładać je na raty. Jednak w miarę jak rośnie liczba wniosków, rozkładanie płatności w czasie staje się coraz mniej skutecznym narzędziem.
Co prawda na terenach, które w wyniku zmiany przeznaczenia (np. z rolniczego na budowlane) zwiększyły swoją wartość, gminy wprowadzają specjalne podatki, ale płacą je tylko właściciele sprzedający grunty. Jeżeli ziemia leży, to renta planistyczna, czyli wyższy podatek, do gminnej kasy nie trafia. Transakcji sprzedaży jest jednak coraz mniej, bo zaostrzenie polityki kredytowej przez Komisję Nadzoru Finansowego i banki sprawiło, że spada liczba chętnych na budowę domów.
Samorządowcy mają problemy nie tylko z roszczeniami prywatnych osób, ale także firm. W czerwcu tego roku sąd uznał, że miasto Warszawa musi zapłacić spółce deweloperskiej Polnord ponad 170 mln zł odszkodowania za drogi publiczne, które zaprojektowano w Miasteczku Wilanów. Ich powierzchnia to ponad 25 tys. mkw. Miasto pierwotnie zgodziło się wyłożyć 27,6 mln zł, ale po wyroku sądu pewnie zapłaci resztę.
Na nieruchomości przejęte pod drogi grube miliony zapłaci też Kraków. Tylko w latach 2009–2010 odszkodowania otrzymało 125 właścicieli i użytkowników wieczystych nieruchomości, łącznie na prawie 12 mln zł. Największe koszty będzie musiał ponieść Gdańsk, który plany zagospodarowania ma już na prawie 90 proc. swoich terenów. Biuro rozwoju miasta szacuje, że na odszkodowania za 240 ha ziemi – w zależności od ceny – miasto będzie musiało wyłożyć od 600 mln zł do 1,2 mld zł.