Tylko osiem gmin zgłosiło się po rządową pomoc finansową na utylizację ekologicznych bomb, które podrzucają przestępcy. Zdaniem samorządów winne są warunki udzielania wsparcia, które nie gwarantują dofinansowań adekwatnych do potrzeb.
Chodzi najczęściej o beczki lub mauzery wypełnione szkodliwymi substancjami (np. lakierami, pozostałościami farb, chemią przemysłową), które przestępcy porzucają na terenie wyrobisk lub opuszczonych hal i magazynów pod osłoną nocy. / DGP
Z apelem o zmianę przepisów dotyczących usuwania niebezpiecznych odpadów wystąpili ostatnio samorządowcy ze Śląskiego Związku Gmin i Powiatów (ŚZGiP). Chociaż reprezentują oni region szczególnie dotknięty przez nielegalne działania mafii śmieciowych, gdzie z racji na górnicze wyrobiska miejsc do porzucenia niebezpiecznych odpadów było dużo, to – jak przekonują – proceder ten dotyka wszystkie województwa.
Chodzi najczęściej o beczki lub mauzery wypełnione szkodliwymi substancjami (np. lakierami, pozostałościami farb, chemią przemysłową), które przestępcy porzucają na terenie wyrobisk lub opuszczonych hal i magazynów pod osłoną nocy.
Sęk w tym, że tam, gdzie takie trujące ładunki zostały już zrzucone, koszty ich utylizacji sięgają milionów złotych. Najczęściej obciążają one samorząd, bo zarejestrowana na słupa firma znika i pociągnąć do odpowiedzialności nie ma kogo, a złapanie sprawcy graniczy z cudem. Zgodnie z art. 26a ust. 1 ustawy o odpadach (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 701 ze zm.) w przypadku zagrożenia dla życia lub zdrowia ludzi lub środowiska to wójt, burmistrz lub prezydent miasta winien niezwłocznie podjąć działania polegające na usunięciu i unieszkodliwieniu odpadów.

Niewystarczająca pomoc dla gmin

Samorządowcy chcą, by rząd bardziej niż obecnie wsparł gminy, które ucierpiały na takich przestępczych działaniach. Postulują, by koszt sprzątania wysypiska był w 100 proc. pokrywany przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).
Dzisiaj podobny program dofinansowań istnieje, ale – jak przekonują włodarze – się nie sprawdza, o czym świadczy znikome zainteresowanie. Mowa o programie „Usuwanie porzuconych odpadów”, do którego nabór ruszył w lipcu 2019 r., a sięgnąć można było po ponad 400 mln zł (200 mln w formie dotacji, drugie tyle jako pożyczki). W ciągu pół roku o pomoc wystąpiło tylko osiem gmin.
Do tej pory zawnioskowano o 100 mln zł na usunięcie 15,6 tys. ton odpadów, ale jak informuje nas Donata Bieniecka-Popardowska, kierownik Wydziału Promocji i Komunikacji Społecznej NFOŚiGW, wnioski są jeszcze rozpatrywane.
– Dofinansowanie zostało udzielone tylko na jedno przedsięwzięcie. Skorzysta na nim gmina Siemianowice Śląskie, która podpisała umowę z Funduszem i otrzyma wsparcie w wysokości ponad 23 mln zł – mówi.

Konieczna reforma udzielania dotacji

Zdaniem samorządowców przyczyną takiego braku zainteresowania są nieatrakcyjne warunki, na jakich jest udzielana pomoc. Poziom dotacji jest bowiem uzależniony od dochodów podatkowych gminy i wynosi od 10 do 80 proc. Resztę uzupełnia pożyczka.
– Dotacyjne dofinansowanie na tak niewielkim poziomie lub pożyczka, która w skrajnych przypadkach powstrzyma rozwój gminy na wiele lat, budzą głębokie obawy co do finansowych możliwości usunięcia przez samorząd zidentyfikowanego zagrożenia – zwracają uwagę śląscy samorządowcy.
Przekonują, że tak skonstruowany instrument naraża samorządy na dalsze straty. Nie dość, że padły ofiarą mafii śmieciowych, to jeszcze muszą potem przesuwać zaplanowane inwestycje, by pozyskać pieniądze na wkład własny, bez którego nie uda im się rozbroić toksycznej bomby.
Według nich tylko 100-proc. dotacje przełamałyby ten impas. Samorządowcy uważają też, że pomogłaby zaliczka od NFOŚiGW, która pozwoliłaby zacząć usuwać odpady bez czekania na zebranie lub przekazanie gminie całości kwoty.
– Ze względu na zły stan finansów gmin niezbędne jest wprowadzenie w przypadkach tak dużego zagrożenia mechanizmu zaliczkowego, który umożliwi usuwanie odpadów bez angażowania środków własnych, których nie przewidziano w budżetach gminnych – zaznacza w swoim stanowisku ŚZGiP.

Lepiej nie kusić przestępców

Rządzący przekonują, że taki system wsparcia, choć kulawy, ma swoje uzasadnienie. Władze NFOŚiGW chcą bowiem, aby poszkodowane gminy sięgały po pieniądze dopiero w ostateczności, gdy wyczerpią wszystkie możliwości prawnej egzekucji należności od nielegalnie działających podmiotów. Dopiero gdy samorząd wykaże, że postępowanie egzekucyjne zostało umorzone, a pieniędzy od przestępców środowiskowych nie da się odzyskać, będzie mógł liczyć na umorzenie otrzymanej pożyczki.
Władze NFOŚiGW argumentują, że gdyby sprzątanie wysypisk było dofinansowywane z automatu, bez konieczności wszczynania egzekucji, okazałoby się kuszące dla firm, które miałyby jeszcze mniejsze opory przed nielegalnymi praktykami. Wiedziałyby bowiem, że pieniądze na uprzątnięcie śmieci szybko się znajdą, bo każda gmina będzie chciała się jak najszybciej pozbyć śmierdzącego problemu. Jednocześnie wiele samorządów mogłoby już na wstępie wywieszać białą flagę i odstępować od poszukiwań sprawców, bo skuteczność tych działań jest niska, a tropienie sprawcy uciążliwe. A to by oznaczało, że z publicznych pieniędzy finansowalibyśmy nielegalne zyski mafii śmieciowej.
Czy jest na to rozwiązanie? Eksperci przekonują, że pomysłem mogłoby być przekazanie kompetencji dotyczących sprzątania toksycznych bomb na szczebel wojewody, który ma dużo lepsze narzędzia, by skoordynować poszukiwania sprawców i wyegzekwować należność. Ma też dużo większe zasoby kadrowe i potencjał organizacyjny niż małe jednostki. A to one właśnie najczęściej padają ofiarą przestępców.