Czasem chodzi o nieprzyjemny zapaszek, gdy się idzie na spacer z rodziną. Niekiedy można poczuć odór, kiedy chce się przewietrzyć pokój. Zdarza się też tak, że nawet przy pozamykanych oknach czuć, nazywając rzeczy po imieniu, smród.
Szybko rozwijająca się w ciągu ostatnich 30 lat Polska i aspiracje nas samych, by uciekać ze Wschodu na Zachód, szły w parze z pominięciem tego, co rozwój mogłoby blokować. Ochrona środowiska? Trzeba rozwijać biznes. Uciążliwości zapachowe? Bez żartów, to nie powód, by nie stawiać nowej instalacji (np. ferm zwięrzat, zakładów przetwarzania opadów, rzeźni, fabryk meblarskich czy chemicznych). W efekcie, choć jesteśmy już jako Polska zaliczani do krajów rozwiniętych, a nie rozwijających się, kilka milionów ludzi żyje w smrodzie.
Bez skutku
Iwona Górczana, Stowarzyszenie Wspólne Miejsce do Życia, Olsztynek: – Na Warmii i Mazurach w latach 2009–2017 nastąpiła gwałtowna ekspansja ferm wielkoprzemysłowych. Komfort życia lokalnych społeczności obniża się. Traci na wartości ziemia, nie da się prowadzić działalności turystycznej, bo smród odstrasza przybyszów.
Jaromir Marks, Stowarzyszenie Ekogmina Golczewo: – Nasza gmina ma cztery zespoły przyrodniczo-krajobrazowe. Stawiamy na turystykę i agroturystykę. Ale kto tu przyjedzie, kiedy odór z fermy będzie odstraszał turystów? Kto będzie chciał tu mieszkać?
/>
Grzegorz Kawałek, Stowarzyszenie Ekologiczne Gniazdo, Komorów koło Kalisza: – Potrafimy w jasny i rzeczowy sposób opowiedzieć zarówno o zagrożeniach wynikających z faktu istnienia ferm norek, jak i o braku korzyści finansowych dla gmin, w których takowe fermy się znajdują.
Anna Iżyńska, Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym: – W całym kraju setki miejscowości protestują przeciwko uciążliwemu sąsiedztwu ferm. Koalicja powstała, aby zjednoczyć lokalne protesty i pokazać skalę problemu, z jakimi borykają się mieszkańcy wsi. Domagamy się wprowadzenia przepisów chroniących lokalne społeczności, a także obszary cenne krajobrazowo i przyrodniczo.
Wszyscy wymienieni oraz wielu innych wspólnie z rzecznikiem praw obywatelskich Adamem Bodnarem zaapelowali do rządu, by zrobić coś wreszcie z uciążliwościami zapachowymi. Dziś postawienie nowej instalacji jest banalnie proste. I nie ma żadnych szczególnych przepisów, które chroniłyby obywateli przed odorem.
Apele o stosowną ustawę były zresztą ponadpartyjne i ponadpartyjny był brak woli rządzących. Wystarczy wskazać, że w latach 2006–2019 kolejni rzecznicy praw obywatelskich prowadzili korespondencję z kolejnymi ministrami środowiska w sprawie braku przepisów dotyczących, jak to się prawnie określa, immisji odorowych. Informowani o sprawie byli również ministrowie rolnictwa, infrastruktury, główni inspektorzy sanitarni, główni inspektorzy ochrony środowiska oraz kolejni przewodniczący sejmowej komisji środowiska. Bez skutku.
Smród na 500 metrów
Rząd długo zwlekał z reakcją. W końcu jednak – jak sam przekonuje – wsłuchał się w głos obywateli. Ministerstwo Środowiska przyznaje, że rocznie tylko do inspekcji ochrony środowiska wpływa ponad tysiąc skarg w sprawie uciążliwych, śmierdzących inwestycji. A przecież niektórzy nie piszą do inspekcji, lecz informują np. rzecznika praw obywatelskich albo lokalne władze. Dlatego ma zostać uchwalona ustawa o minimalnej odległości dla planowanego przedsięwzięcia sektora rolnictwa, którego funkcjonowanie może się wiązać z ryzykiem powstawania uciążliwego zapachu. Ustawa nie rozwiąże jednak wielu problemów.
– Dla mieszkańców Chrzanowa, którzy również zmagają się z uciążliwościami zapachowymi, nic się nie zmieni – utyskuje burmistrz tego miasta Robert Maciaszek. W Chrzanowie kłopoty związane są z działalnością zakładów przetwarzających odpady. Projektowana ustawa przewiduje zaś zmiany dotyczące jedynie produkcji rolnej. Kluczowe rozwiązanie ma polegać na tym, że w przypadku dużych obiektów hodowli lub chowu zwierząt będą one musiały być oddalone od zabudowy co najmniej o 500 metrów, a w przypadku średniej wielkości ferm – od 210 do 500 metrów. Jak bowiem przekonuje Ministerstwo Środowiska, to właśnie te instalacje są najbardziej uciążliwe dla obywateli.
Inaczej uważa jednak zajmujące się od kilku lat tematem biuro rzecznika praw obywatelskich. – Przepisy antyodorowe powinny być powszechne, niezależne od źródła uciążliwości zapachowej i obejmować przemysł. Z naszej perspektywy – choć trzeba zaznaczyć, że otrzymujemy tylko ułamek skarg, których adresatem jest inspekcja ochrony środowiska – równie dużym problemem są niedogodności związane z funkcjonowaniem składowisk odpadów. Ale trafiają do nas również skargi związane z odorami przemysłowymi, zwłaszcza związane z przetwórstwem drewna i meblarstwem – informuje Stanisław Ćwik z biura RPO.
A co na nowy pomysł rządu sami rolnicy? Ci, którzy prowadzą duże gospodarstwa rolne, nie rozumieją problemu. Przykład: Renata Beger. Od kilku miesięcy była posłanka Samoobrony, a dziś zarządzająca gospodarstwem z ponad tysiącem tuczników, jest krytykowana przez sąsiadów – „bo śmierdzi”. Ci poszli nawet do lokalnych mediów po wsparcie. Beger, odnosząc się do zarzutów, wskazywała, że przecież na wsi czymś całkowicie naturalnym jest chów i hodowla zwierząt, więc naturalny jest też specyficzny zapach. – Jak ktoś chce mieszkać w uzdrowisku, niech się przeprowadzi do uzdrowiska – radziła
Doktor Mariusz Bidziński, szef departamentu prawa gospodarczego w kancelarii Chmaj i Wspólnicy, mówi wprost, że rząd idzie na łatwiznę. – Chce bardziej pokazać, że rozwiązuje problem, niżeli go rozwiązać naprawdę – przekonuje dr Bidziński. I dodaje, że może to wynikać z niechęci do zaszkodzenia lokalnym interesom samorządowców. W wielu gminach właściciele uciążliwych zapachowo instalacji to zarazem lokali biznesmeni, z których zdaniem każdy musi się liczyć. Tym samym wprowadzenie przepisów, które realnie ograniczyłyby możliwości rozwoju gminnego przemysłu, stanowiłoby pole do konfliktów na linii polityka – biznes.
– Pamiętajmy także o tym, że same jednostki samorządu terytorialnego potrafią tworzyć i zarządać uciążliwymi zapachowo zakładami. Wiele ze smrodzących fabryk jest też bezpośrednio lub pośrednio kontrolowanych przez Skarb Państwa – zaznacza dr Bidziński. Rząd zaszkodziłby więc sam sobie.
Wiele nieścisłości
Fachowcy po przeanalizowaniu ministerialnego projektu mają wątpliwości, czy rozwiąże on kłopoty tych ludzi, którzy mieszkają blisko ferm. Po pierwsze, nowe rozwiązanie ma dotyczyć tylko nowych przedsiębiorstw. A to oznacza, że tych, na które dziś skarżą się obywatele, nie obejmie. Jeśli duża ferma zasmradza okolice, będzie to czyniła nadal.
– Fakt nieobjęcia już istniejących instalacji wymogami odległościowymi jest logiczny. Państwo nie może zamknąć komuś biznesu, który był uruchamiany i prowadzony w zgodzie z przepisami – zaznacza dr Mariusz Bidziński. Zarazem dostrzega, że ustawa, która w ogóle nie obejmie już istniejących ferm, będzie rozwiązaniem niewystarczającym. – Może więc dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie okresu przejściowego, w którym rolnik lub przedsiębiorca musiałby przenieść lub zlikwidować firmę z uwagi na przepisy antyodorowe. Aby rozwiązanie dało się pogodzić z konstytucją, okres ten musiałby być jednak długi, np. 10-letni – wyjaśnia prawnik. Rzecznik praw obywatelskich sugeruje z kolei, aby dla istniejących już instalacji nałożyć np. nakaz zamontowania odpowiednich filtrów, które będą niwelowały odór. Pomysł może i dobry, ale konkretów brak.Same firmy, z przedstawicielami których rozmawiałem, nie chcą oceniać pomysłu zmiany prawa.
Eksperci zauważają ponadto, że szykowane rozwiązanie może być niedoskonałe również dla nowych instalacji. – Odległość ferm od zabudowy mieszkaniowej to niewystarczające rozwiązanie – przekonuje Stanisław Ćwik z biura RPO. I wymienia trzy powody. Po pierwsze, uciążliwość zapachowa zależy nie tylko od odległości od zabudowy, lecz od wielu innych czynników, takich jak choćby rzeźba terenu, ewentualne bariery naturalne, siła i kierunek wiatru, czyli ogólnie – warunki atmosferyczne. Po drugie, źródłami emisji odorów nie są tylko budynki ferm, lecz także to, co znajduje się wokół nich, w tym również pola, na które jest wyrzucany pomiot (obornik drobiowy) czy gnojowica. Ta ostatnia, w skład której wchodzą m.in. resztki pasz, odchody oraz środki dezynfekcji, przechowywana jest wcześniej w szambie od kilku miesięcy do pół roku. W tym czasie zachodzą procesy gnilne i wydzielają się cuchnące wyziewy. Powstające podczas przechowywania gnojowicy gazy powodują okropny odór. Odór, który będzie mógł być ulokowany w mniejszej odległości niż wskazane w projekcie ustawy 500 metrów. I po trzecie wreszcie – jak przekonuje biuro RPO – zaproponowane w projekcie odległości wynikają raczej nie z tego, że te odległości gwarantują brak uciążliwości odorowej, ale z tego, że „wyznaczenie odległości maksymalnej większej niż 500 metrów istotnie ograniczyłoby możliwość realizacji przedsięwzięć sektora rolnictwa”, o czym wspomina resort środowiska w ocenie skutków regulacji dołączonej do projektu ustawy.
Burmistrz Chrzanowa Robert Maciaszek dodaje zaś, że rozwiązanie oparte na odległości jest najprostsze, ale na pewno nie jest najdoskonalsze. – W oczywisty sposób najważniejsza jest stosowana w firmie technologia. Przy tej lepszej odoru może nie być w ogóle, choćby produkcja na masową skalę odbywała się 100 metrów od zabudowy mieszkaniowej. A przy przestarzałych metodach, połączonych z oszczędnościami i brakiem szacunku do lokalnej społeczności, nie pomoże nawet kilometr odległości – wskazuje Maciaszek.
I kwestia kolejna: przygotowany w urzędniczych gabinetach projekt w ogóle nie definiuje, czym jest odór. Podczas gdy właśnie to zdaniem ekspertów jest najważniejsze. Najwyższy czas ustalić, co jest normą, a co normę przekracza.
– Kluczem do rozwiązania problemu uciążliwości zapachowej pozostaje określenie standardów jakości zapachowej powietrza i określenie metod pomiaru tej jakości – potwierdza Stanisław Ćwik. Chodzi przecież nie o to by blokować rozwój inwestycji, lecz o to, aby nie komplikowały one życia mieszkającym nieopodal ludziom.
No i w końcu wiele wskazuje również na to, że nie będzie odpowiedniego zabezpieczenia przed kombinatorstwem. Już teraz omijane są przepisy architektoniczno-budowlane poprzez stopniowe rozbudowywanie istniejących instalacji. Inwestorzy w ten sposób obchodzą niedoskonałe prawo, dzieląc działki na mniejsze i tworząc między fermami wolne pasy ziemi. Może się więc okazać, że regulacje obejmujące duże przedsiębiorstwa wielu przypadków nie obejmą – bo w praktyce będą one formalnie kilkoma mniejszymi.
Projektowana ustawa przewiduje także możliwość zmniejszenia wymaganej odległości pomiędzy zabudowaniami. Aby dystans skrócić, wystarczy jedynie uzyskać zgodę okolicznych mieszkańców. Ale przyzwolenie na to, że najbliżsi sąsiedzi w przyszłości zniosą unoszący się w powietrzu odór, będzie trzeba spisać jedynie w formie aktu notarialnego, z wpisem do księgi wieczystej. W praktyce otworzy to pole do negocjacji między inwestorami a mieszkańcami. Kartą przetargową mogą oczywiście być pieniądze, lecz także obietnica zatrudnienia w budowanym zakładzie. Przy czym – co istotne – zgodę będą musieli wyrazić wszyscy, których objęłyby odorowe niedogodności. Niewykluczone więc, że realizacja inwestycji będzie się przeciągała, gdyż ktoś będzie chciał ugrać dla siebie więcej niż lokalne społeczności.
I znów wybory
Tak więc kłopotów z zaproponowanymi przepisami jest bez liku. Niemal wszyscy eksperci jednak zgodnie przytakują, że mimo wszystko lepiej, iż rząd dostrzegł kłopot i tworzy przepisy nawet niedoskonałe, ale będące w stanie ochronić choćby niektórych obywateli. Jednocześnie rodzi się pytanie, czy na tym rządzący chcą poprzestać, czy od tego zacząć. Kilkukrotnie już politycy PiS wspominali o potrzebie uchwalenia kompleksowej ustawy antyodorowej. RPO Adam Bodnar chciałby jednak wiedzieć, czy przygotowany projekt nie oznacza uznania przez rządzących, że deklaracja będzie już spełniona.
Doktor Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS zaangażowany w walkę o stworzenie przepisów antyodorowych, liczy na to, że robiony jest pierwszy krok z wielu. – Niektórzy mogą narzekać, że nowe przepisy rozwiążą tylko część kłopotów. Ale ja się cieszę nawet z tego. A zarazem głęboko wierzę w to, że po wyborach parlamentarnych Prawu i Sprawiedliwości będzie dane podjąć dalsze wysiłki w tym temacie i pomóc także tym, którym przeszkadza odór przemysłowy – konkluduje poseł Wróblewski.
Zarazem powstaje pytanie, czy nie będzie tak, że jak przez blisko cztery lata rząd Prawa i Sprawiedliwości – podobnie do poprzedników – nie pamiętał o kłopotach ludzi narażonych na przykre zapachy, tak po wygraniu wyborów znów o nich zapomni.
Czy nie będzie tak, że jak przez blisko cztery lata rząd PiS – podobnie do poprzedników – nie pamiętał o kłopotach ludzi żyjących w odorze, tak po wygraniu wyborów znów o nich zapomni