Samorządy mają ogromny problem z wysyłką zaświadczeń dla dotychczasowych użytkowników wieczystych. Wielu mieszkańców wciąż nie wie, czy i ile ma zapłacić za dojście do własności. Spodziewał się pan aż takich problemów?
Rozmawialiśmy wcześniej o tym z samorządami dużych miast, jaka musi być skala tej wysyłki, by wyrobić się z tym w ciągu ustawowych 12 miesięcy. Wrocław szacował, że musiałby przygotować 800 zaświadczeń dziennie, Warszawa ok. 2 tysięcy. Oczywiście to jest wyzwanie organizacyjne, wpierw dla samorządów, potem dla wydziałów ksiąg wieczystych. Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, m.in. daliśmy dodatkowe 130 mln zł rocznie, by na trzy lata zatrudnić dodatkowe osoby przy aktualizacji ksiąg wieczystych. To wyzwanie ma jedynie czasowy charakter, a potem ci ludzie mogą być wykorzystani do innych zadań. W końcówce ubiegłego roku m.in. Warszawa pokazała, że dziennie potrafiła rozesłać nie dwa tysiące, ale kilkadziesiąt tysięcy aktualizacji opłat za użytkowanie wieczyste i zaskoczyć warszawiaków drastycznymi podwyżkami. A przecież to było dużo trudniejsze niż przygotowanie zwykłego zaświadczenia potwierdzającego przekształcenie, bo wymagało chociażby zaangażowania rzeczoznawców do wyceny wartości gruntu. Tak więc dla dużego miasta takiego jak Warszawa wysyłka zaświadczeń nie powinna stanowić wielkiego problemu. Jako strona rządowa wciąż jesteśmy zdeterminowani, by uwłaszczenie na gruntach mieszkaniowych zakończyć jeszcze w tym roku. Jeśli mielibyśmy rozmawiać o wydłużeniu okresu na wysyłkę zaświadczeń, to tylko wtedy, gdy będę widział pełne zaangażowanie samorządów w realizację tego zadania, że np. Warszawa rzeczywiście będzie wysyłała dziennie 2 tys. tych dokumentów.