Rolnicy są zadowoleni, że tworzymy wspólnie Europę, i dostrzegają pozytywne aspekty UE, jednak widzą też obojętność europejskich elit na ich los - mówi Michał Wenzel, socjolog z Uniwersytetu SWPS, który prowadzi projekt badawczy „Wiejskie ruchy społeczne po 1989 r.”.

Z Michałem Wenzlem rozmawia Kacper Leśniewicz
ikona lupy />
Michał Wenzel, socjolog z Uniwersytetu SWPS, prowadzi projekt badawczy „Wiejskie ruchy społeczne po 1989 r.” / Materiały prasowe / Fot. materiały prasowe
O co tak naprawdę walczą dzisiaj rolnicy?

O podmiotowość, sprawczość, decyzyjność. „Nic o nas bez nas”. O to, aby decyzje Komisji Europejskiej były podejmowane z uwzględnieniem opinii i celów wszystkich interesariuszy, w tym producentów i konsumentów. Istnieje też oczywiście wiele przyczyn jednostkowych, uzależnionych od kontekstu. Wszędzie, gdzie były protesty, istnieją krajowe czy lokalne przyczyny demonstracji. Na przykład w Niemczech były to dotacje do paliwa, a dodatkowym katalizatorem protestów stała się reakcja władz – niechęć do dialogu połączona z próbą dyskredytacji protestujących.

Na co albo na kogo polscy rolnicy są wkurzeni najbardziej?

Przede wszystkim na UE i rząd, przy czym niekoniecznie rząd Tuska, lecz rząd w ogóle – niedawno protestowali też przeciw rządowi Morawieckiego. Z naszych badań wynika, że w miarę upływu czasu zmienia się postrzeganie UE i jej roli przez protestujących rolników.

Jak? Kilkanaście lat temu stereotypowy rolnik miał widzieć w Europie zagrożenia dla własnych interesów i tożsamości.

Te stereotypy rzeczywiście były i nadal w jakimś stopniu są obecne w naszej przestrzeni publicznej. Kilka tygodni temu próbowano przypisać protestującym proputinowskie sympatie, opierając się na pojedynczych przypadkach. Były to próby wykluczenia i podważenia aktywności rolników na zasadzie: „Patrzcie, jakie oszołomy” i wykorzystywano w tym celu stereotypy na temat wsi. Kluczowe jest to, że rolnicy są krytycznymi recenzentami UE.

Czyli?

Dostrzegają coraz mniej korzyści, a coraz więcej ograniczeń i utrudnień, sprawozdawczości, biurokracji. W urzędach czy dużych firmach istnieją wyspecjalizowane komórki zajmujące się dotacjami. A co mają rolnicy?

Ogarniają wszystko sami.

Właśnie. Pracują na własny rachunek, zajmują się sprawami wymagającymi często wiedzy prawniczej, znajomości przepisów. Niektórzy z nich twierdzą, że więcej czasu poświęcają na rozliczanie dotacji niż na swoją właściwą pracę. Rozmawialiśmy z rolnikami, którzy na spotkania z badaczami przynosili grube, kilkusetstronicowe zeszyty. Prowadzili w nich dokumentację, do której urzędnicy mieli zarzuty. Ci ludzie są dzisiaj wściekli na to, jak nieufnie się ich traktuje i że przeprowadzane coraz częściej kontrole tak naprawdę przeszkadzają im w ich ciężkiej pracy.

Ten brak zaufania między rolnikami a UE widać również dobrze w kontekście zapowiadanych działań w ramach Zielonego Ładu.

I tutaj znów moglibyśmy zacząć od stereotypów powtarzanych przez tych, którzy widzą w rolnikach ludzi, dla których globalne ocieplenie to wymysł i fantazje biurokratów z Brukseli. Badani przez nas rolnicy nie kwestionują tego, że klimat się zmienia i że jest to dla naszej planety niebezpieczne. Żeby zrozumieć obawy przed polityką klimatyczną, musimy zacząć od podstaw.

Zacznijmy.

Rolnicy od zawsze, a w ostatnich latach szczególnie, są wystawieni na wahania niedających się przewidzieć sił rynkowych, anomalii i kryzysów, co sprawia, że ich sytuacja oraz kondycja ich gospodarstw są w największej mierze zależne od gospodarczych zawirowań i cykli, które mają wymiar globalny. Globalizacja i kryzysy powodują, że rolnikom towarzyszy ekonomiczna niepewność. Weźmy tylko ostatnie kilka lat, COVID-19 i wojnę w Ukrainie. Badani opowiadali o tym, jak wyglądała ich codzienność w zmieniającej się z dnia na dzień koniunkturze. Wahania cen zboża i drobiu, turbulencje w eksporcie, rosnące koszty produkcji i strach, że nie będą w stanie spłacić finansowych zobowiązań. To nie wszystko, towarzyszy temu rosnące poczucie opuszczenia przez polityków i elity. Rolnicy, z którymi rozmawialiśmy, chcą zdecydowanych działań ze strony polityków, ale nie za kilka miesięcy, tylko teraz i tu. Dla nich ważne jest to, ile kosztuje dzisiaj litr paliwa, o ile podrożał nawóz, ile będzie wynosił ich rachunek za energię elektryczną i jak bardzo zmieni się ich funkcjonowanie, gdy w życie wejdą nowe przepisy. Trzeba zrozumieć ich sceptycyzm i nieufność wobec Zielonego Ładu. Jako badacze byliśmy zaskoczeni tym, jak często rolnicy mówili, że produkcja żywności to nie jest ich prywatna sprawa, tylko być albo nie być dla naszego społeczeństwa.

To jaki jest ten ich stosunek do Unii Europejskiej?

Po prostu ambiwalentny. Z naszych rozmów wynika, że często biorą pod uwagę pozytywną rolę UE w rozwoju technologicznym gospodarstw. To nie tylko lepszy sprzęt, jak wspominane przy każdej okazji traktory, lecz także rozwiązania technologiczne, nawozy, możliwość czerpania z doświadczeń rolników z Europy Zachodniej i jakiś rodzaj dumy, że tworzymy wspólnie Europę. Mamy zatem wiele pozytywnych odniesień i doświadczeń, które nie byłyby możliwe bez naszego członkostwa w UE. Jednak jest też obojętność elit europejskich na los rolników.

Komuś, kto obserwuje relacje z kolejnych manifestacji, może się wydawać, że w ostatnich tygodniach wydarzyło się coś nadzwyczajnego…

Często umyka nam szersza perspektywa. Protesty rolnicze narastają od roku 2019, a właściwie już od czasu aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. Przyczyny są zawsze te same: pogorszenie warunków produkcji i zbytu. Teraz skumulowało się kilka niezależnych od siebie czynników.

Czyli?

Na obiektywne uwarunkowania nałożyły się podziały polityczne – rolnicy są związani z różnymi siłami politycznymi i polaryzacja tej sceny przekłada się na dynamikę protestu. Szef Agrounii jest w rządzie, a przywódcy rolniczej Solidarności organizują protesty. Jeszcze niedawno Solidarność wspierała rząd, a demonstracje organizowała Agrounia. Pamiętajmy jednak, że niezależnie od tego, kto rządzi, a kto protestuje, przedmiotem żądań są prawie wyłącznie kwestie ekonomiczne. Rolnicy nie zajmują się sprawami światopoglądowymi. Przykład: protesty przeciw tzw. piątce dla zwierząt, kiedy to przeciw rządowi PiS zawiązała się koalicja rolniczej Solidarności, Agrounii, PSL, Konfederacji i rolniczego OPZZ, a więc najbardziej różnorodna, jaką tylko można sobie wyobrazić.

Gniew rolników i związane z nim formy protestów mogą w przyszłości ewoluować.

Może być ostrzej?

Mam wrażenie, że bardzo mało rozmawiamy publicznie o tym, jak silną wspólnotę udało się rolnikom zbudować przez lata. Część z nich mówiła nam wprost, że jeśli będzie taka konieczność, to kraj może w każdej chwili stanąć w miejscu. Warto zwrócić uwagę, że rolnicy nie działają w symbolicznej i ideowej pustce, lecz odwołują się do wypracowanych w minionych dekadach – jak by to powiedzieli socjolodzy – ram działań zbiorowych.

Co to znaczy?

Ci ludzie pamiętają z własnego doświadczenia blokady dróg i protesty, które współorganizowali z nieżyjącym już liderem Samoobrony Andrzejem Lepperem. Nihil novi sub sole. Od lat 90. żądania są prawie wyłącznie ekonomiczne, metody też się znacząco nie zmieniły. Podobne sceny jak ostatnio – wysypywanie importowanego zboża, blokady dróg – obserwowaliśmy 20 i 30 lat temu. Pamiętajmy, że metody protestu są związane z obiektywną sytuacją protestujących. Robotnicy mogą strajkować – zatrzymanie produkcji w zakładzie pracy oznacza straty dla właścicieli, utratę rynku i w perspektywie bankructwo. Pracownicy komunikacji mogą wstrzymać życie miasta itd. Rolnicy mogą jedynie blokować drogi. Są rozproszeni, trudniej jest im się zorganizować. Natomiast na poziomie pamięci społecznej przynajmniej wśród części rolników mocno trzyma się przekonanie, że tylko zdecydowany opór może realnie zmienić sytuację.

Brzmi to jak ostrzeżenie.

Nie, to raczej chłodna analiza obecnych nastrojów w świetle narastającego przez lata niezadowolenia. Nie mniej ważne wydaje się to, że polscy rolnicy w swoich wypowiedziach odnoszą się do swoich kolegów z Niemiec, Francji czy Holandii. Opowiadają nam np. o tym, jak duże wrażenie robią na nich organizowane przez nich manifestacje, wzajemna solidarność oraz to, że nie oglądają się na tych, którzy zarzucają im awanturnictwo. Często to właśnie wydarzenia we Francji są przywoływane jako pozytywny punkt odniesienia. Można zaobserwować coś w rodzaju przepływów doświadczeń i strategii budowania oporu.

Tworzy się międzynarodówka rolników?

Buduje się taki ruch. Powstaje na bazie wspólnych celów. Zielony Ład (np. ograniczenia stosowania środków ochrony roślin, propozycje ugorowania) ma dotyczyć całej Europy. Zwróćmy uwagę na to, że publiczna dyskusja pomija kwestię konsumentów. Propozycje Komisji Europejskiej oznaczają zwiększenie kosztów produkcji. Kto za to zapłaci? Albo konsumenci przez wyższe ceny żywności, albo rolnicy, bo tani import zastąpi produkcję europejską. Warto, aby decydenci europejscy odpowiedzieli na to pytanie. Jeśli zwiększą się ceny żywności, to dotknie to osoby stojące najniżej na drabinie społecznej, bo to one największą część swoich dochodów przeznaczają na żywność.

W jakim kierunku może się rozwijać sytuacja?

Rolnictwo jest objęte wspólną polityką europejską, od władz w Brukseli wiele zależy. Niedługo się okaże, czy ostatnie ustępstwa (np. w sprawie ugorowania) to ruchy taktyczne, czy początek nowego, bardziej inkluzywnego podejścia do kształtowania polityki. Za kilka miesięcy wybory do Parlamentu Europejskiego, a potem wybór nowej Komisji. Wiele wskazuje na wzmocnienie w tych wyborach sił sceptycznych wobec globalizacji. Może to oznaczać przewartościowanie celów Komisji, w tym zmianę założeń Zielonego Ładu.

Co w takich okolicznościach mogą zrobić polscy politycy?

Traktować protestujących poważnie i po partnersku, choć problem jest w dużym stopniu poza kontrolą polskiego rządu. Ludzie coraz sceptyczniej odnoszą się do globalizacji w bardzo różnych aspektach, takich jak: przenoszenie usług i produkcji do krajów oferujących tańszych pracowników, masowa i niekontrolowana migracja, dominacja amerykańskich firm w mediach społecznościowych. Do tych zjawisk należy też import taniej żywności. Te pozornie ze sobą niezwiązane zjawiska mają jeden wspólny mianownik: przenoszą decyzyjność w sprawach społeczno-gospodarczych poza państwa narodowe. Protesty rolnicze są częścią fali protestu wobec globalizacji. ©Ⓟ