Niewielkie ustępstwa ze strony Brukseli nie satysfakcjonują farmerów, ale na wiele więcej liczyć nie mogą.

Dziś kolejna odsłona rolniczych protestów – tym razem farmerzy zablokują Warszawę. Jak poinformowali nas organizatorzy, liczba zgłoszeń wskazuje na ok. 50 tys. manifestujących. Marsz wyruszy o godz. 11 z centrum stolicy i dotrze do Sejmu oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. – Będziemy przyjęci przez marszałka Hołownię oraz przez przedstawicieli kancelarii premiera Tuska, być może z jego udziałem – przekazał nam Sławomir Izdebski, przewodniczący OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych.

Głównym adresatem żądań manifestantów jest jednak Bruksela. Postulaty producentów rolnych skupiają się wokół wytycznych zapisanych w Zielonym Ładzie.

Wczoraj w posiedzeniu unijnej rady ministrów ds. rolnictwa brał udział minister rolnictwa Czesław Siekierski, który popiera żądania rolników, i którego zdaniem „nic nie powinno im być narzucane”. W ostatnich dniach w Polsce przebywała natomiast przewodnicząca KE Ursula von der Leyen, ale z rolnikami się nie spotkała. – Było to do przewidzenia. Jest urzędniczką wysokiego szczebla. Zna nastroje rolników i być może bała się rozmawiać z nami – komentuje Izdebski i dodaje, że choć niektóre parametry Zielonego Ładu zostały złagodzone, to ruchy Brukseli są niewystarczające. Przedstawiciele KE zapowiedzieli już bowiem wycofanie się z obowiązkowego ugorowania 4 proc. ziemi dla większych gospodarstw oraz ograniczenia o 50 proc. stosowania pestycydów do 2030 r.

– My się nie zgadzamy na jedynie zawieszenie tych regulacji. To nie do przyjęcia, bo w każdej chwili KE może zadecydować o ich odwieszeniu. Domagamy się, by zmiany były trwałe – tłumaczy Izdebski.

Walczyć należało wcześniej

Gdy ministrowie rolnictwa krajów UE rozpoczynali wczoraj spotkanie w Brukseli, na ulice tego miasta wyjeżdżały traktory protestujących, którzy domagali się zmian w unijnej polityce rolnej. To obrazki znane dziś z większości europejskich stolic. Łączącym wszystkie protesty postulatem jest rezygnacja z proklimatycznych regulacji Zielonego Ładu, których koszt ma znacząco w przyszłości wpłynąć na konkurencyjność unijnej żywności. KE na razie zaproponowała jedynie ograniczenie norm, które muszą spełniać rolnicy, żeby otrzymywać pieniądze w ramach wspólnej polityki rolnej. Bruksela chce zrezygnować z przepisów o ponownej konieczności przekształcenia gospodarstw z hodowli na produkcję roślinną w przypadku wystąpienia następnych zakłóceń w sektorach.

Jerzego Plewę, byłego szefa Dyrekcji Generalnej ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich (DG AGRI) w Komisji Europejskiej z lat 2013–2019, dziwi to, że rolnicy tak mocno przeciwstawiają się unijnym regulacjom i wymogom i że dopiero teraz „zrozumieli sytuację”. – Należało o te sprawy walczyć, gdy były opracowywane w Polsce plany strategiczne dla wspólnej polityki rolnej w Polsce, czyli dwa–trzy lata temu. W skład Komitetu Monitorującego, z którym konsultowane były te plany, wchodzą przedstawiciele rolników – tłumaczy ekspert od unijnego rolnictwa. – Część rolników do niedawna uznawała rozwiązania proponowane przez ówczesny rząd za sukces, a teraz organizuje lub czynnie uczestniczy w protestach przeciw tym rozwiązaniom – dodaje w rozmowie z DGP Plewa.

Część obserwatorów ocenia, że propagując antyunijne hasła, polscy rolnicy nie zyskają poparcia na brukselskich korytarzach. Unijni urzędnicy mogą mieć poczucie, że rolnicy są niewdzięczni. Plewa podkreśla, że z budżetu UE polskie rolnictwo na dopłaty bezpośrednie i rozwój wsi, od czasu przystąpienia do UE, otrzymało ok. 80 mld euro. Polskie rolnictwo korzysta też na jednolitym rynku – przed akcesją do UE eksport produktów rolno-spożywczych wynosił ok. 4 mld euro rocznie. Obecnie to 58 mld euro, z czego 70 proc. trafia na rynki UE. – Gdy w 2014 r. Rosja nałożyła embargo na polskie owoce i warzywa, w tym na jabłka, polscy sadownicy otrzymali od UE pomoc w wysokości ok. 500 mln euro – przypomina Plewa.

Zboże ze Wschodu

Na pierwszą połowę czerwca są zaplanowane wybory do europarlamentu, po których w brukselskich gabinetach pojawią się nowi komisarze, a także nowy szef lub szefowa KE. Izdebski z OPZZ nie łączy momentu nasilenia się strajków z nadchodzącą kampanią. – Nie sądzę, żeby zmiany kadrowe w UE miały jakiekolwiek znaczenie. Walczymy o swoje, niezależnie kto akurat rządzi w Brukseli – mówi nam lider OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych.

Również Plewa uważa, że zbliżające się eurowybory i związany z nim wyścig na obietnice nie stawiają protestujących w uprzywilejowanej pozycji. Jego zdaniem Bruksela nie zdecyduje się też na kolejny program ogromnych dopłat, które mogłyby podnieść opłacalność produkcji rolnej w UE. Powód? Jakiekolwiek zmiany ram finansowych wymagałyby jednomyślności rządów wszystkich państw UE. – Spodziewam się raczej decyzji o przeglądzie obecnej polityki względem rolnictwa pod kątem jej uproszczenia i uwzględnienia niektórych postulatów protestujących. Tu się zgadzam z rolnikami, że przepisy unijne nakładają na nich wiele skomplikowanych formalności – mówi i zaznacza, że naprawa tego stanu rzeczy wymaga spokojnych rozmów, a nie „takiej formy protestów”.

Coraz więcej państw na zachodzie Europy musi się też zmagać z argumentami dotyczącymi destabilizującego wpływu ukraińskiego zboża na rynek. Początkowo była to kwestia ważna dla rolników z państw graniczących z Ukrainą. Dziś znajduje się też na sztandarach protestujących we Francji czy w Grecji. Bruksela na razie zdecydowała o nałożeniu ograniczeń ilościowych na cukier, jaja i drób. Wątpliwe, by w najbliższych dniach została dopuszczona rewizja zasad handlu. Komisja nie zajęła też na razie jasnego stanowiska, czy i jaką rolę w destabilizacji cen na rynku ma udział rosyjskiego zboża sprzedawanego według niektórych ekspertów dziś po dumpingowych cenach. W przypadku importu z Ukrainy obowiązuje umowa przedłużona do czerwca 2025 r.

Na razie Bruksela wyklucza możliwość rewizji umowy, ale państwa członkowskie, w tym Polska, mają jednostronne embarga nałożone na produkty z Ukrainy. Jeśli kraje, w których protestują rolnicy, nie porozumieją się bezpośrednio z Ukrainą i nie uregulują przepływu towarów na zasadach dwustronnych, to te embarga mogą się stać podstawą do wszczęcia procedur naruszeniowych. ©℗