Zachodnioeuropejscy rolnicy zaczęli przejmować postulaty nasze, Węgrów, Rumunów i Bułgarów.

Wszystko wskazuje na to, że Bruksela będzie w najbliższym czasie pod coraz większą presją ze strony środowisk rolniczych. Sześć stowarzyszeń zaapelowało pod koniec ubiegłego tygodnia do państw członkowskich i Parlamentu Europejskiego o wprowadzenie kolejnych wyjątków w bezcłowym handlu z Ukrainą. Domagają się ograniczeń w imporcie zboża oraz miodu i wzięcia pod uwagę 2021 r. jako bazowego, a nie 2022 r., jak obecnie, przy ustalaniu limitów, których przekroczenie może skutkować wprowadzeniem ograniczeń importowych.

Komisja Europejska, przedłużając zasady handlu z Kijowem do czerwca przyszłego roku, zdecydowała o wprowadzeniu ograniczeń importu na teren UE drobiu, jaj i cukru, ale wyjątki te będą obowiązywać dopiero za niecałe cztery miesiące.

Gdy w ubiegłym roku protestowali polscy rolnicy i transportowcy, KE odrzucała ich postulaty, twierdząc, że obowiązuje umowa, która zdejmuje wszystkie ograniczenia ilościowe i cła. I teraz można się spodziewać, że Bruksela będzie początkowo kazała realizować zapisy umowy państwom członkowskim, a to może wywoływać kolejne napięcia w relacjach z rolnikami. Ci zapowiadają, że jeśli nowe ograniczenia ilościowe nie zostaną dodane do obowiązującej umowy, wówczas ponownie masowo wyjdą na ulice.

Początkowo protesty w Niemczech, we Francji czy w Belgii były skierowane przeciwko przepisom z Fit for 55 oraz pokrewnych zielonych regulacji. KE w odpowiedzi zrezygnowała na rok z obowiązku ugorowania 4 proc. ziemi dla większych gospodarstw rolnych, co miało związek z przepisami o odbudowie zasobów naturalnych w UE, oraz wycofała się z ograniczeń o 50 proc. do 2030 r. stosowania pestycydów w rolnictwie. Dziś jednak zachodnioeuropejscy rolnicy zaczęli przejmować postulaty Polaków, Węgrów, Rumunów czy Bułgarów, którzy już od wiosny ubiegłego roku naciskają na Brukselę w sprawie ograniczenia importu ukraińskich płodów rolnych. Sytuacja wywołuje coraz większe napięcie w Unii zwłaszcza w kontekście zbliżających się czerwcowych wyborów do PE. Unijny mainstream, w tym ugrupowania chadeckie, lewicowe i liberalne, obawia się dobrego wyniku wyborczego skrajnej prawicy i populistów, którzy są obecni na rolniczych protestach lub je współorganizują.

Na razie propozycja utrzymania bezcłowego handlu z Ukrainą z ograniczeniami obejmującymi jedynie drób, cukier i jaja jest procedowana przez Parlament Europejski, który debatę nad nią zaplanował na 7 marca. Europosłowie w większości popierali dotychczasowe działania Brukseli regulujące handel UE z Ukrainą, ale niewykluczone, że tym razem największe frakcje, w tym Europejska Partia Ludowa, mogą uwzględnić oczekiwania protestujących. Wobec zielonych regulacji i ich wpływu na przedsiębiorców swoje wątpliwości EPL zgłaszała wielokrotnie w ostatnich miesiącach, co jest traktowane także jako element kampanii wyborczej i odpowiedź na postulaty środowisk odwracających się od głównego nurtu w UE.

Jeśli PE i państwa członkowskie nie odpowiedzą na oczekiwania rolników, protesty mogą przybrać na sile nie tylko u nas i w regionie, lecz także w Europie Zachodniej. W ostatnich dniach do postulatów ograniczenia importu z Ukrainy przychylają się także Francuzi. Swoje niezadowolenie coraz głośniej artykułują także Litwini i Łotysze.

Stowarzyszenia rolnicze w swoim apelu twierdzą, że napływ produktów rolnych z Ukrainy uderza też w rentowność producentów z Belgii, Holandii, Niemiec czy Austrii. We wszystkich tych państwach odbywały się protesty w ostatnich tygodniach – najbardziej spektakularne w Niemczech, Belgii i we Francji. ©℗