"To, że Polska generuje nadwyżki w produkcji żywności, nie chroni nas przed drożyzną" - powiedział Jakub Olipra, starszy ekonomista w Credit Agricole Bank Polska.

Jakub Olipra, starszy ekonomista w Credit Agricole Bank Polska / Materiały prasowe
Przygotowaliście raport na temat wpływu wojny w Ukrainie na ceny żywności w UE, do jakich wniosków doszliście?
Ukraina i Rosja odgrywają istotną rolę w światowym rynku żywności. Bezpośrednio po wybuchu wojny, w marcu, indeks światowych cen żywności FAO wzrósł aż o 13,2 proc. w porównaniu z lutym. To najwięcej w historii tego wskaźnika. W efekcie nastąpił gwałtowny, choć nierównomierny, wzrost cen żywności w Unii - od prawie 10 proc. w Bułgarii do 2,4 proc. w Irlandii.
Z czego wynika to zróżnicowanie?
W krajach, które więcej od innych importowały z Ukrainy, Rosji czy Białorusi, ceny rosły mocniej. Poza tym w mniej zamożnych państwach żywność jest na ogół tańsza, co wynika z niższych kosztów produkcji, przede wszystkim ze względu na niższe koszty pracy. Jednocześnie ceny surowców rolnych w poszczególnych krajach są do siebie zbliżone. W konsekwencji udział kosztu surowców w kosztach wytworzenia jest zwykle większy w gospodarkach doganiających niż w rozwiniętych. Gdy surowce rolne - ze względu na wybuch wojny - silnie zdrożały, procentowy wzrost cen żywności w mniej zamożnych krajach był większy.
Jak na tle UE wypada Polska?
W okresie styczeń-kwiecień, po uwzględnieniu efektów sezonowych, ceny w Polsce wzrosły o 3,9 proc., podczas gdy w poszczególnych krajach UE ceny zwiększyły się średnio o 5,1 proc.
Pomogła nam samowystarczalność w produkcji żywności?
Na podstawie danych FAO za 2019 r. - to najnowsze dostępne dane - obliczyliśmy wskaźniki samowystarczalności dla wszystkich krajów w UE w kilku kategoriach: zboże, tłuszcze roślinne, tłuszcze zwierzęce, mleko, jaja, owoce, warzywa oraz ryby i owoce morza. Najbardziej uzależnione od importu są Malta, Szwecja i Portugalia. Holandia, Dania czy Irlandia produkują o wiele więcej żywności, niż są w stanie skonsumować. Gdy zestawiliśmy je ze zmianami cen, okazało się, że nie ma zależności.
Czyli to, że Polska ma nadwyżki w produkcji żywności, nie chroni nas przed wzrostami cen?
Niestety nie. Głównym wnioskiem płynącym z naszej analizy jest to, że kraje bardziej samowystarczalne w produkcji żywności nie są bardziej odporne na zewnętrzne szoki cenowe niż te o niższym stopniu samowystarczalności.
Z czego to wynika?
Z tego, że rynek żywności jest w dużej mierze zglobalizowany. A to oznacza, że kluczowe znaczenie dla kształtowania się cen mają takie czynniki jak wojna, a nie lokalna produkcja, która jest tylko elementem globalnej podaży.
Większą część produkcji eksportujemy, bo jest to bardziej opłacalne i dlatego u nas rosną ceny?
Wyjaśnieniem jest handel zagraniczny i arbitraż cenowy. Przykładowo, jeśli w Niemczech cena pszenicy silnie wzrośnie, to może się okazać, że bardziej będzie opłacało się kupić ją w Polsce i zapłacić za transport do Niemiec. Z kolei zwiększony popyt na pszenicę w Polsce będzie oddziaływał w kierunku wzrostu jej ceny, w ślad za wyższymi cenami w Niemczech.
A jak na ceny żywności wpłynęło wprowadzenie u nas tarczy antyinflacyjnej, czyli zerowego VAT na żywność?
Nasza analiza wskazuje na to, że w krajach, które dokonały takiej ingerencji jak Polska, wzrost cen żywności w reakcji na wybuch wojny w Ukrainie był średnio o 1,2 pkt proc. niższy niż w pozostałych państwach. Efekt ten jest jednak trudny do porównania, ponieważ stosowane przez poszczególne kraje narzędzia antyinflacyjne były różne.
Czyli to, że jesteśmy silnym producentem, nie chroni konsumentów, ale tarcza antyinflacyjna już tak. Zbadaliście też wpływ na wzrost cen tego, czy dany kraj jest, czy nie jest w strefie euro.
Wojna doprowadziła do silnego spadku wartości walut w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, m.in. w Polsce czy na Węgrzech, a to oznacza droższy import. Dlatego mogłoby się wydawać, że kraje należące do strefy euro powinny być bardziej odporne na ten szok cenowy. Ale nie potwierdziła tego nasza analiza ekonometryczna.
Na przykład Estonia i Litwa, notujące najwyższą inflację w UE, mają euro. Przeciwnicy przyjęcia wspólnej waluty przez Polskę przedstawiają to jako koronny dowód na to, że euro wcale nie chroni przed inflacją.
Kraje te jednocześnie miały największą w UE ekspozycję na rynki wschodnie, jeśli chodzi o import żywności. Dlatego - w świetle naszej analizy - przede wszystkim tutaj szukałbym przyczyn, dla których w tych państwach ceny wzrosły relatywnie silnie na tle UE.
Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel