Wysokie zbiory nie wpłynęły pozytywnie na nastroje na wsi. Większa podaż niefortunnie zbiegła się ze spadkiem popytu spowodowanym pandemią.

Choć rok zapowiadał się trudny za sprawą wiosennych przymrozków oraz braku opadów na przełomie kwietnia i maja, ostatecznie susza nie spustoszyła upraw, a producenci w większości wyszli na plus. Według ubiegłotygodniowych danych Głównego Urzędu Statystycznego ten rok zakończył się znaczącym wzrostem zbiorów we wszystkich segmentach rynku rolnego i ogrodniczego. Plony były od kilku do nawet kilkudziesięciu procent wyższe niż przed rokiem.
Z większą produkcją rok zakończyli nawet ci, którym brak opadów najbardziej dawał się we znaki – producenci warzyw i owoców jagodowych. Poprawili wyniki odpowiednio o 4 proc. i 10 proc. Eksperci jednocześnie podkreślają, że większe zbiory nie przełożyły się na gorszą jakość – w wielu przypadkach była ona znacznie lepsza niż w poprzednim roku.
Pomimo to, zdaniem rolników, mijające 12 miesięcy trudno zaliczyć do udanych. Więcej produktów na rynkach zawsze skutkuje niższymi cenami, a teraz z powodu zamkniętej gastronomii i hoteli oraz zakłóceń w handlu międzynarodowym popyt jeszcze bardziej spadał. – Mieliśmy bardzo duże problemy ze zbytem, bo ziemniaków było więcej, a zamrożono znaczną część przemysłu przetwórczego – zauważalne jest np. dużo mniejsze zapotrzebowanie na frytki. Redukowane były umowy kontraktacyjne – tłumaczy Wojciech Nowacki, prezes Stowarzyszenia Polski Ziemniak. A właśnie do ziemniaków należy tegoroczny rekord – zebrano ich o 40 proc. więcej niż w 2019 r.
Niższe ceny skupu płodów rolnych i problemy związane z pandemią potęgują niezadowolenie. To sprawia, że rolnicy zajmujący się uprawą często przyłączają się do hodowców protestujących przeciw piątce dla zwierząt i zaostrzonemu reżimowi weterynaryjnemu. – Przeżywamy to, co dzieje się wokół hodowli i w pełni popieramy postulaty hodowców. Już teraz w związku z ASF i problemami z bioasekuracją wielu rolników rezygnuje z posiadania zwierząt, a ewentualne wdrożenie tzw. piątki dla zwierząt jeszcze pogłębi tę tendencję. To wszystko będzie znajdować odzwierciedlenie w cenach zbóż na naszych rynkach, bo mniejsze zapotrzebowanie to problem ze zbytem – wskazuje Stanisław Kacperczyk, prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych (PZPRZ).
Równie ważnym problemem są trudności w eksporcie. – Producenci ziemniaków bardzo często stoją na czele protestów rolniczych, bo ich dochody drastycznie zmalały. Widać to na przykładzie województwa łódzkiego, które specjalizuje się w uprawie wczesnych odmian. Od lat borykamy się z bakteriozą pierścieniową i nie udaje się jej zaradzić, co utrudnia eksport. Z drugiej strony władze często przymykają oko na to, że nasi producenci są wypierani z polskiego rynku przez import z basenu Morza Śródziemnego. Chcemy wyrównania szans – apeluje Wojciech Nowacki.
– Choć ceny zbóż w ostatnim okresie nieco wzrosły, to problemów wciąż jest cała masa. Kłopotem jest np. brak infrastruktury do szybkiego załadunku statków, co wpływa na wzrost i tak wysokich kosztów transportu. Z tego powodu na północy kraju rolnicy mają zdecydowanie lepsze warunki niż ci z południa. Ponadto w tym roku wycofywane są kolejne substancje do ochrony roślin – będzie coraz trudniej o ochronę zbóż. Zabiegamy też o to, by uelastycznić terminy stosowania azotu w okresach przed- i pozimowym – dodaje prezes PZPRZ.
Rosnącą niepewność wzmaga brexit, przez który mogą ucierpieć rolnicy i producenci artykułów spożywczych, a także kształt przyszłorocznego budżetu przeznaczonego na rolnictwo. Choć resort rolnictwa podkreślał, że nakłady systematycznie rosną i wraz z finansowaniem KRUS mają wynieść prawie 29 mln zł, to jak zarzucali posłowie opozycji, maleje ich udział w całym budżecie – z 8,1 proc. w 2015 r. do 6 proc. w 2021 r.
Wynikowy szacunek głównych ziemiopłodów rolnych i ogrodniczych w 2020 r.