Wkrótce pierwsze filmy uznane za dzieła osierocone zostaną udostępnione za darmo szerokiej publiczności. Obejrzymy je jednak tylko w sieci, przepisy zakazują innego ich wykorzystania.
Filmoteka Narodowa rozpoczyna poszukiwania, po których zakończeniu będzie mogła udostępnić w internecie pierwsze filmy uznane za dzieła osierocone. Chodzi o filmy przedwojenne, takie jak: „Ada, to nie wypada!”, „Antek policmajster” czy „Znachor” (pierwowzór z 1937 r.). Ich twórcy nie żyją, a na temat ich spadkobierców nic nie wiadomo.
Kiedyś wyświetlała je TVP w cyklu „W starym kinie”. Teraz jednak od lat leżą bezużytecznie w archiwum Filmoteki Narodowej. Wszystko przez to, że ich status był nieuregulowany. Dopiero od 20 listopada 2015 r., kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 666), wiadomo, co trzeba zrobić, by uznać je za dzieła osierocone.
Z naszych informacji wynika, że w FN rusza obecnie procedura, która ma doprowadzić do uzyskania tego statusu przez pierwsze osiem filmów. – Przygotowaliśmy pismo do wskazanych w przepisach organizacji, w którym pytamy o ich wiedzę na temat ewentualnych uprawnionych, którym mogą przysługiwać prawa majątkowe do filmów. Jeśli w ciągu miesiąca nie otrzymamy odpowiedzi bądź też okaże się, że nie ma takich uprawnionych, to będziemy mogli formalnie uznać dany film za dzieło osierocone i po opracowaniu opublikować go w internecie – wyjaśnia Joanna Pogorzelska z Filmoteki.
Staranne poszukiwania
W tej chwili na liście filmów wstępnie zidentyfikowanych jako osierocone jest 158 pozycji, ale wykaz nie jest pełny. W uzasadnieniu do projektu nowelizacji wskazano nawet 300 filmów. Procedura uzyskiwania statusu dzieła osieroconego wymaga starannych poszukiwań, czyli zwrócenia się do wybranych organizacji z pytaniem, czy coś wiedzą o uprawnionych. Listę adresatów tych pytań wskazano w rozporządzeniu ministra kultury i dziedzictwa narodowego w sprawie wykazu źródeł, których sprawdzenie jest wymagane w ramach starannych poszukiwań uprawnionych do utworów i przedmiotów praw pokrewnych, które mogą być uznane za osierocone, oraz sposobu dokumentowania informacji o wynikach starannych poszukiwań (Dz.U. z 2015 r. poz. 1823).
– Wykaz został skonstruowany w taki sposób, by wymagane do sprawdzenia źródła były adekwatne do rodzaju utworu objętego starannymi poszukiwaniami – wyjaśnia Radosław Różycki, rzecznik prasowy MKiDN.
W przypadku filmów należy więc szukać informacji o twórcach lub ich spadkobiercach w organizacjach zbiorowego zarządzania (np. ZAiKS), innych wybranych organizacjach (przykładowo Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych), określonych bibliotekach (np. Biblioteka Narodowa) czy archiwach (choćby Narodowe Archiwum Cyfrowe).
– Sądzę, że cała procedura nie zajmie więcej niż dwa, trzy miesiące w odniesieniu do jednego filmu. Po tym okresie każdy z zainteresowanych będzie już mógł mieć dostęp do pierwszych filmów uznanych za dzieła osierocone – uważa Joanna Pogorzelska.
Jakie filmy zobaczymy w pierwszej kolejności / Dziennik Gazeta Prawna
Prawo do udostępnienia dzieł osieroconych poza FN mają także Muzeum Narodowe w Warszawie, Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy oraz Biblioteka Narodowa. Największe zbiory ma prawdopodobnie ta ostatnia instytucja. Kiedy można spodziewać się ich publikacji?
– Obecnie żadne z dzieł zgromadzonych w zbiorach Biblioteki Narodowej nie otrzymało jeszcze statusu dzieła osieroconego. Procedura starannego poszukiwania zostanie zastosowana w stosunku do wybranych dzieł w przyszłości – odpowiedział nam Piotr Sobociński, kierownik Pracowni Bibliotekarzy Cyfrowych w BN, nie precyzując jednak terminu, kiedy to się stanie.
Tylko w internecie
Jedyne, co można zrobić z dziełami osieroconymi, to opublikować je w internecie, tak by każdy miał do nich dostęp. Skąd te ograniczenia? MKDiN tłumaczy, że wynikają one wprost z dyrektywy 2012/28/UE w sprawie niektórych dozwolonych sposobów korzystania z utworów osieroconych.
Potwierdza to Joanna Hetman-Krajewska, radca prawny w kancelarii prawniczej Patrimonium, członek Komisji Prawa Autorskiego przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego. – Podczas prac nad tą dyrektywą ścierały się dwie grupy interesów: twórców i użytkowników. Lobbing był wyjątkowo silny. Oczywiście można ubolewać, że zakres, w jakim możliwe jest korzystanie z dzieł osieroconych, jest tak ograniczony, niemniej jednak bez zmiany prawa unijnego sami nie możemy pozwolić na nic więcej – wyjaśnia.
„Wacusia” czy „Sportowca mimo woli” z niepowtarzalnymi kreacjami Adolfa Dymszy nie zobaczymy więc w telewizji czy nawet kinie studyjnym. Ich projekcja wykraczałaby poza dozwolone formy korzystania z dzieł osieroconych. Choć należy zauważyć, że w praktyce zorganizowanie pokazu takiego filmu zapewne nie niosłoby ze sobą zbyt dużego ryzyka. Skoro bowiem przez tyle lat nie znaleźli się uprawnieni, to małe są szanse, by teraz jakiś się ujawnił. Tylko on mógłby zaś wysuwać roszczenia związane z naruszeniem jego praw majątkowych. Nie zmienia to jednak faktu, że organizatorzy takiej projekcji naruszyliby prawo.