Jesienią ubiegłego roku Komisja Europejska przedstawiła projekt nowelizacji przepisów o ochronie praw autorskich w UE. Jedną z kluczowych zmian było wprowadzenie nowego prawa dla wydawców prasowych, którzy po raz pierwszy zostali prawnie uznani za podmioty prawa autorskiego. Miało im to zapewnić lepszą pozycję w negocjacjach w sprawie korzystania z ich treści, m.in. przedruku lub dystrybucji publikacji przez serwisy internetowe, i przyczynić się do zwalczania piractwa.
Zdaniem urzędników nowe przepisy skutecznie ukrócą m.in. niekontrolowane rozprzestrzenianie się wiadomości w sieci. Inne zdanie na ten temat mają przeciwnicy propozycji, którzy uważają, że nowe prawo postało głównie po to, żeby dać wydawcom możliwość ściągania dodatkowych opłat za publikowanie ich materiałów np. w mediach społecznościowych (np. Facebook, Twitter) oraz przez wyszukiwarki lub tzw. agregatory wiadomości, czyli witryny zbierające i udostępniające nagłówki artykułów (m.in. Google News).
Według niemieckiej europosłanki Julii Redy z grupy Zielonych, celem proponowanych przez KE przepisów jest przede wszystkim „wzmocnienie pozycji europejskich wydawców oraz zapewnienie im dodatkowego dochodu pochodzącego od operatorów internetowych, jak np. Google”.
„Komisja Europejska chce nałożyć specjalne przepisy prawa autorskiego także na platformy informacyjne. Jeśli wejdą one w życie, to aby móc rozprzestrzeniać nawet krótkie urywki artykułów serwisy takie jak Google News, Facebook czy Twitter będą musiały wykupić licencje od wydawcy na dostęp do treści” – mówi PAP Julia Reda.
Jej zdaniem przyniesie to jednak prawdopodobnie odwrotny skutek, bo media społecznościowe zamiast podporządkować się unijnym przepisom, po prostu przestaną publikować te treści. W efekcie w internecie będzie mniej linków odsyłających do mediów w UE, a więcej do innych źródeł. A to może sprzyjać coraz swobodniejszemu rozprzestrzenianiu się fałszywych informacji.
„Fake news oraz media propagandowe, takie jak np. Russia Today, tylko na tym zyskają, ponieważ unijne przepisy ich nie obejmą, a ich autorzy nie będą wymagali opłat za dostęp do swoich treści i ich rozprzestrzenianie. Stracą natomiast na tym agregatory wiadomości, które informują czytelników o publikacjach pochodzących ze sprawdzonych źródeł. Jeśli nie wytrzymają one obciążeń finansowych nałożonych przez nowe regulacje, to po prostu zostaną zamknięte” – mówi PAP niemiecka europosłanka.
Serwis Google News zamknął swój portal w Hiszpanii, gdy rząd wprowadził tam przepisy nakładające podatek (tzw. Google Tax) za publikowanie m.in. nagłówków i fragmentów materiałów z innych mediów. Google uznał, że „opłata za publikowanie urywków nie wchodzi w rachubę”, i wolał wycofać się z hiszpańskiego rynku na dobre. Na pomysł opodatkowania Google News wpadł także rząd niemiecki, ostatecznie jednak wydawcy dogadali się z serwisem.
Europosłowie alarmują, że zmienić ma się także sposób publikowania wiadomości. Dzisiaj kiedy jeden z użytkowników serwisu społecznościowego publikuje link odsyłający do jakiegoś artykułu, to wraz z linkiem pojawia się zwykle miniatura zdjęcia ilustrującego tekst, tytuł oraz fragment nagłówka. Dzięki temu materiał jest bardziej czytelny, atrakcyjny i zwiększa się szansa, że internauta kliknie w link. To ma się zmienić, bo zgodnie z nowymi regulacjami umieszczanie w linkach odsyłających do artykułów w sieci zdjęć, a nawet wyrazów pochodzących z tekstu traktowane będzie jako łamanie praw autorskich.
„Projekt Komisji sprawi, że sposób, w jaki dzielimy się dzisiaj informacjami, stanie się nielegalny” – ocenia belgijski europoseł Philippe Lamberts z Zielonych. „W rezultacie mniej wiadomości będzie dostępnych online” – dodaje estońska europosłanka Kaja Kallas z grupy liberałów. Zdaniem Julii Redy, żeby skutecznie walczyć z fake news, należy m.in. „wspierać innowacje w odniesieniu do mediów internetowych, a nie ograniczać je dodatkowymi przepisami”.