Niskie bezrobocie w Polsce ma swoją specyfikę. To wypadkowa braków kadrowych nie tylko w takich zawodach jak blacharz, kierowca, informatyk, lecz także psycholog czy nauczyciel.
W lutym stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wynosiła 5,5 proc. Mimo spowolnienia gospodarczego bezrobocie w Polsce wciąż pozostaje niskie, także w porównaniu z innymi krajami. To, zdaniem ekspertów, efekt kilku czynników.
Jak przed pandemią
– Jeden to zauważalny rozwój sektora usług, co przekłada się na rosnące zapotrzebowanie na pracowników. Ponadto Polska ma nadal stosunkowo niskie koszty pracy w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej, co powoduje, że zagraniczne firmy wciąż chętnie lokują tu inwestycje, tworząc miejsca pracy – ocenia Weronika Jarosz, menedżer ds. rozwoju w LeasingTeam Professional.
Według niej znaczenia ma również niż demograficzny. Na rynek pracy wchodzi coraz mniej młodych ludzi. Dodatkowo wiele osób wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu lepszych warunków życia i pracy. Migracja widoczna jest też po stronie Ukraińców: część wraca do kraju, a część rusza dalej – do Niemiec czy Holandii. Jarosz zwraca też uwagę na niedostosowane do potrzeb rynku pracy szkolnictwo. Brakuje pracowników z kwalifikacjami.
To sprawia, że agencje zatrudnienia deklarują, iż mają rekordowe liczby ofert od pracodawców. – W lutym ich poziom był największy w ciągu ostatnich czterech lat. W branży finansowej zauważamy wzrost liczby ofert o ok. 60 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, w branży medycznej to jest ok. 20 proc. Liczba ofert pracy spadła natomiast dla pracowników fizycznych, marketingowców – mówią eksperci LeasingTeam Professional.
– Natężenie rekrutacji przypomina to sprzed pandemii, kiedy mówiło się o rynku pracownika. Organizacje dążą jednak do optymalizacji kosztowej, co ogranicza zapotrzebowanie na pracowników wykonujących proste zadania, niewymagające specjalistycznych kompetencji. Wśród specjalistów mniejsze szanse na znalezienie pracy mają m.in. pracownicy administracyjni niższego szczebla, doradcy klienta detalicznego w bankach, którzy specjalizują się w kredytach hipotecznych – dodaje Agnieszka Kolenda, dyrektor wykonawcza w Hays Poland.
Pierwsze spadki
Urzędy pracy sygnalizują jednak pierwsze spadki liczby ofert, choć jak mówią, nie oznacza to, że rynek pracy czeka załamanie. W sumie w lutym pracodawcy zgłosili do urzędów pracy 94 tys. nowych ofert. To wynik podobny jak w styczniu, jednak o 20 proc. mniejszy niż rok temu.
Warszawski urząd pracy podaje, że w lutym, mimo stabilnej sytuacji na stołecznym rynku, ofert było 2984, o 441 mniej niż miesiąc wcześniej i o ponad 800 mniej niż rok wcześniej.
Podobne sygnały płyną z woj. łódzkiego. W pierwszych dwóch miesiącach tego roku do tamtejszych powiatowych urzędów pracy zgłoszono 15,3 tys. ofert. Rok wcześniej było ich 24,6 tys. Według Kamila Jeziorskiego, dyrektora PUP w Łodzi, to efekt „zmniejszenia się intensywności fluktuacji pracowników”. – W niepewnej sytuacji globalnego wyhamowania wzrostu gospodarczego pod wpływem ekonomicznych oraz psychologicznych skutków kryzysu covidowego, jak również napięcia politycznego związanego z inwazją na Ukrainę, pracownicy mogą przejawiać mniejszą niż dotychczas skłonność do podejmowania ryzyka związanego ze zmianą miejsca pracy – ocenia Jeziorski.
W pozostałych miastach wskazywane są również inne powody mniejszej liczby ofert pracy. – W styczniu dysponowaliśmy 1742 ofertami pracy, w lutym 1719. W analogicznych okresach ub.r. odpowiednio: 2768 ofert i 3118 ofert. Sytuacja ta jest spowodowana głównie zmniejszeniem poziomu rekrutacji w związku z wyższymi kosztami prowadzenia działalności gospodarczych – ocenia Agnieszka Kownacka, kierownik działu pośrednictwa pracy i poradnictwa zawodowego PUP w Poznaniu.
Sytuacja się zmienia
Są jednak wciąż zawody, których przedstawiciele znajdują pracę natychmiast. – Znaczącą branżą dla województwa zachodniopomorskiego, w której przewiduje się niedobór pracowników, jest edukacja – wskazuje Andrzej Świeboda z WUP w Szczecinie. Dodaje, że już od pewnego czasu widać deficyt pracowników w branży medyczno-opiekuńczej.
– Rynek pracy ulega dynamicznym zmianom, które są konsekwencją sytuacji gospodarczej w całym kraju. Ma to wpływ na kształtowanie się zawodów nadwyżkowych i deficytowych – mówi Kamil Czarniawski, dyrektor PUP w Suwałkach. Tam zawodami deficytowymi są m.in: administratorzy stron internetowych, operatorzy systemów teleinformatycznych, blacharze i lakiernicy samochodowi, nauczyciele, pielęgniarki i położone czy pracownicy robót wykończeniowych w budownictwie.
Maciej Smolarek z WUP w Toruniu zaznacza, że inaczej niż w latach wcześniejszych teraz w niektórych grupach można mówić o spadku zapotrzebowania na pracowników. Chodzi o branżę budowlaną i pracowników do zadań prostych. – Zgodnie z opiniami ekspertów z uwagi na wysokie stopy procentowe w najbliższym czasie inwestycje budowlane zostaną w znacznym stopniu ograniczone – mówi. Podobna sytuacja dotyczy zawodów gastronomicznych. Ograniczeniem dla tej branży są rosnące koszty prowadzenia działalności. ©℗