Po wyjściu związkowców z komisji trójstronnej nie ma szans na szybki powrót wszystkich partnerów społecznych do rozmów z rządem.
Nowa formuła prowadzenia dialogu społecznego – propozycje strony związkowej / Dziennik Gazeta Prawna
Tomasz Zalewski, dziennikarz Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna
To miał być przełom. Wszystko wskazywało na to, że w piątek związki zawodowe i organizacje pracodawców, podsumowując dotychczasowe wielomiesięczne negocjacje, przedstawią wspólny projekt ustawy, która określi nowe ramy prawne dialogu społecznego w Polsce. Tymczasem poza deklaracjami dalszych rozmów nie padły żadne konkretne wspólne propozycje zmian. To oznacza, że prace komisji trójstronnej nadal będą się odbywały w okrojonym składzie, tj. bez związków zawodowych.

Pusty dialog

Działacze związkowi opuścili komisję trójstronną w czerwcu 2013 r. Powód? Zbyt dominująca pozycja strony rządowej. Związki jednak zapowiedziały, że zaproponują własną receptę na reformę dialogu z rządem. I wszystko wskazywało na to, że nie będą z tym długo zwlekać – już w październiku ubiegłego roku OPZZ, NSZZ „Solidarność” i Forum Związków Zawodowych przygotowały bowiem swoją koncepcję prowadzenia dialogu społecznego. W czerwcu tego roku swoje rozwiązania przedstawili pracodawcy. W październiku rozpoczęły się rozmowy ekspertów związkowych i adwokata Jana Andrzeja Stefanowicza, który reprezentował organizacje pracodawców. – Do 11 listopada będziemy mieli z pracodawcami projekt ustawy o dialogu społecznym – deklarowali przedstawiciele FZZ.
Termin ten jednak nie został dotrzymany. – Będziemy gotowi w II połowie grudnia – mówili partnerzy społeczni.
Wszystko wskazywało na to, że wspólny projekt zostanie przedstawiony podczas piątkowej konferencji pracodawców i związków zawodowych. Tymczasem do tego nie doszło. W efekcie kończy się grudzień, a wspólnej wersji projektu ustawy, który mógłby stać się przedmiotem negocjacji z rządem i być podstawą do prowadzenia prac legislacyjnych pozwalających zastąpić komisję trójstronną nowym gremium, nadal nie ma.

Syzyfowa praca

Liderzy pracodawców i związków zawodowych podtrzymują gotowość do dalszych prac. Podkreślają, że na 7 stycznia mają wspólne zaproszenie na spotkanie z prezydentem RP.
– Jesteśmy zgodni co do tego, że trzeba uniezależnić dialog od dominującej roli rządu i chcemy mieć realny wpływ na tworzenie prawa – mówił w piątek Jan Guz, przewodniczący OPZZ.
– W czasie dotychczasowych prac przygotowanych zostało ponad 30 różnych dokumentów dotyczących nowej formuły dialogu. Są to opinie, stanowiska i ekspertyzy. Mamy więc z czego czerpać. Świadczy to także o tym, że poważnie podchodzimy do problemu, ale materia wbrew pozorom jest skomplikowana – podkreślała Anna Grabowska, przedstawicielka Forum Związków Zawodowych.
Uczestnicy piątkowej konferencji uchylali się jednak od odpowiedzi na pytania dotyczące rozbieżności, które zastopowały opracowanie wspólnego projektu.
– Nie ma kości niezgody między nami – stwierdził krótko Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club. – Toczymy merytoryczną dyskusję i jesteśmy zainteresowani tym, by jak najszybciej można było przedstawić efekty wspólnych prac. Być może zajmie nam to dwa, a może 10 miesięcy – dodał.

Trudna materia

Jak wynika z naszych informacji, wspólne uzgodnienia blokują nie tylko rozbieżne interesy pracodawców i związkowców, ale również problemy natury prawnej. Otóż eksperci, którzy opiniowali omawiane w czasie negocjacji rozwiązania, poddawali w wątpliwość ich zgodność z ustawą zasadniczą. Chodzi m.in. o rozwiązania regulujące wpływ Rady Dialogu Społecznego na funkcjonowanie rządu.
W tej sytuacji niewykluczone, że inicjatywę ustawodawczą w zakresie dialogu społecznego podejmie rząd. Co więcej, z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że resort pracy rozpoczął już prace w tym kierunku.
Tymczasem część ekspertów jest zdania, że w ogóle nie ma konieczności wskrzeszania dialogu trójstronnego, bo w demokratycznym państwie jest wiele możliwości wpływania na działalność polityków i rządu.
– Politycy powinni wsłuchiwać się w głosy społeczeństwa, czyli także związkowców i pracodawców. Naprawdę nie ma potrzeby tworzenia komisji trójstronnej bis, bo w obecnych realiach jej brak nie wywołuje negatywnych skutków – mówi Paweł Dobrowolski, ekspert Instytutu Sobieskiego.
KOMENTARZ
Związkowy strzał w stopę
Mija już półtora roku od wyjścia organizacji związkowych z komisji trójstronnej, a w tym czasie rząd zajmował się kilkoma zagadnieniami fundamentalnymi z perspektywy pracujących, chociażby ustawą antykryzysową. W najbliższej przyszłości będzie się też zajmował rozwiązaniami, które mają ograniczyć nadużywanie umów na czas określony. Za chwilę rozpoczną się także rozmowy dotyczące problemu restrukturyzacji górnictwa. Pół biedy, jeśli związki swoje opinie wyrażą w trybie obiegowym, czyli wyślą swoje stanowisko. Doświadczenie jednak pokazuje, że nawet w czasie trudnych i nieprzyjemnych negocjacji można zmienić, złagodzić proponowane przez rządzących rozwiązania albo zaproponować swoją koncepcję. Puste krzesła związkowe w komisji trójstronnej nie powstrzymają przecież gabinetu Ewy Kopacz od zajmowania się sprawami ważnymi dla zatrudnionych. Jeżeli obecna forma dialogu jest zła, to działacze mieli dosyć czasu, by zaproponować własną i przekonać do niej pracodawców. Niestety kompletnej, wspólnej propozycji nie ma i wszystko wskazuje, że prędko jej nie będzie. W roku wyborczym bowiem trudno będzie zajmować się skomplikowanym problemem, jakim jest ustalenie nowych zasad prowadzenia dialogu społecznego. Po wielu falstartach negocjacji, jałowych konsultacjach trudno oczekiwać, by w miejsce komisji trójstronnej powstał nowy organ. Tymczasem ludzie powoli się przyzwyczajają do tego, że związki zawodowe nie rozmawiają, a co najwyżej wytykają problemy, nad rozwiązaniem których nie chcą pracować.
Robią wszystko, by udowodnić, że można się bez nich obejść przy rozwiązywaniu kluczowych problemów dla pracowników.