Osoba, która nie spełnia wszystkich niezbędnych wymagań, i tak będzie mogła liczyć na zatrudnienie w administracji rządowej. To komisja konkursowa oceni, kto nadaje się na urzędnika, nie będzie przy tym związana wymogami tak ściśle, jak to jest obecnie.

Takie rozwiązanie znalazło się w projekcie nowelizacji ustawy o służbie cywilnej, który trafił do konsultacji społecznych. W korpusie bowiem wciąż bite są niechlubne rekordy, jeśli chodzi o liczbę kandydatów do pracy. Wczoraj kancelaria premiera zamieściła oferty pracy dla 703 osób w 260 urzędach i w 145 miejscowościach. Prawie dekadę wstecz o jedno miejsce biło się aż 36 kandydatów, a obecnie jest ich zaledwie 10. Brak perspektyw na awans, a także niespełnianie nawet podstawowych wymagań zniechęcają do zgłoszeń. W efekcie wiele konkursów na stanowiska w korpusie służby cywilnej pozostaje bez rozstrzygnięcia. Dlatego Dobrosław Dowiat-Urbański, szef służby cywilnej, chce wprowadzić możliwość swobodnego interpretowania wymagań niezbędnych i pożądanych. Zdaniem ekspertów może to jednak negatywnie odbić się na jakości pracy nowo zatrudnianych urzędników.
Wymagania (nie)zbędne
Obecnie, aby zgłosić się do pracy w urzędzie, trzeba skrupulatnie przeglądać oferty pracy. W służbie cywilnej może pracować osoba, która ma co najmniej średnie wykształcenie, nieposzlakowaną opinię i spełnia tzw. wymagania niezbędne. Mile widziane przez pracodawcę jest również spełnianie wymagań dodatkowych.
Kandydaci na wolne stanowiska często wysyłają swoje aplikacje, nawet jeśli nie mają np. rocznego stażu pracy w administracji (a to jest wpisane w wymaganiach niezbędnych). Liczą, że inne umiejętności sprawią, iż urząd się jednak zainteresuje ich aplikacjami. Nic bardziej mylnego. Dział kadr przeglądając oferty, sprawdza, czy minimalne wymagania są spełnione, i gdy okaże się, że jest inaczej, oferta jest odrzucana, nawet jeśli kandydat ma inne świetne kwalifikacje. Inaczej jest tylko przy stanowiskach dyrektorskich - tam sprawa jest prosta, bo konkursów od stycznia 2016 r. nie ma i jest większa dowolność w doborze kandydatów.
- Na pozostałych stanowiskach często było - i wciąż tak jest - że niektóre oferty są przygotowywane pod konkretnego kandydata, jeśli oczywiście taki jest. Niestety administracja boryka się od kilku lat z problemami ze znalezieniem odpowiednich specjalistów, a tzw. znajomi królika nie są zainteresowani słabo płatnymi posadami urzędniczymi albo nie znają się na określonej pracy - mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podkreśla jednak, że obniżanie wymagań w sytuacji, gdy brakuje chętnych do służb mundurowych czy na stanowiska urzędnicze, jest polityką bardzo krótkowzroczną. Jego zdaniem tylko wysokie zarobki mogą przyciągnąć do urzędów specjalistów - a tych w największym stopniu brakuje.
Komisja oceni
Dobrosław Dowiat-Urbański zaproponował więc, aby to komisja ostatecznie oceniała, czy kandydaci, którzy się zgłoszą do pracy w korpusie, w wystarczającym stopniu spełniają wymagania niezbędne i pożądane. W tym celu do ustawy miał zostać wprowadzony art. 29a, zgodnie z którym komisja przeprowadzająca nabór ma wyłaniać nie więcej niż pięciu najlepszych kandydatów - spośród tych, którzy w wystarczającym stopniu spełnili wymagania niezbędne - i przedstawiać ich dyrektorowi generalnemu urzędu. Przy wyborze brałaby pod uwagę poziom spełniania wymagań niezbędnych i dodatkowych.
- Z jednej strony taka zmiana daje większą swobodę komisji, ale jedna może być bardzo liberalna wobec określonych wymagań, a inna mniej - zauważa Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, była członek Rady Służby Cywilnej. - Komisja powoływana jest przez dyrektora generalnego i to od jej subiektywnej oceny będzie zależało, czy można zatrudnić kandydata, który nie spełnia wszystkich niezbędnych wymagań, ale i tak nadaje się do pracy w urzędzie - dodaje.
Hurtowe zatrudnianie
To niejedyna zmiana związana z zatrudnianiem urzędników. Zgodnie z projektem w przypadku przeprowadzania naboru na więcej niż jedno takie samo stanowisko pracy liczba wyłanianych kandydatów ulegać ma zwiększeniu proporcjonalnie do liczby stanowisk pracy, na które przeprowadza się nabór. W efekcie, jeśli będą to cztery takie same posady, to dyrektor generalny otrzyma nawet 20 kandydatur (oczywiście o ile tylu chętnych się zgłosi).
- A to ma oznaczać, że przy jednym ogniu będzie można upiec kilka pieczeni, czyli wyłonić wielu zwycięzców, aby skrócić procedury związane z kolejnymi konkursami - mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego. - Można się tylko obawiać, żeby nie było tak, iż praktycznie każdy, kto zgłosi się do urzędu, otrzyma posadę, a po kilku miesiącach okaże się, że to była wielka pomyłka. Taki tryb naboru może prowadzić o obniżenia jakości służby cywilnej i bylejakości - ostrzega.
Jednak osoby z obozu władzy przekonują, że takie rozwiązania są niezbędne, bo urzędy borykają się z brakiem pracowników, a komisja musi brać odpowiedzialność za kandydatów, których wyłania. - Komisja nie będzie dyrektorowi generalnemu rekomendować kandydata, który nie ma kwalifikacji do zajmowanego stanowiska - zapewnia Tadeusz Woźniak, poseł PiS i były przewodniczący Rady Służby Publicznej. Jego zdaniem nawet po zmianach warunki niezbędne nie powinny być traktowane zbyt liberalnie.
Zmiany w służbie cywilnej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Etap legislacyjny
Projekt ustawy w konsultacjach