W maju tego roku w urzędach pracy rozszerzono wachlarz możliwości aktywizacji dla osób powyżej 50. roku życia. Skorzystać z nich mogą nie tylko bezrobotni, ale też pracownicy i pracodawcy.
Bezrobotni 50+ mają więc szansę łatwiej znaleźć pracę dzięki nowym dotacjom do ich wynagrodzeń. Instrument ten ma też zachęcić przedsiębiorców do ich zatrudniania. Firma może otrzymać dopłatę do płacy nowej osoby nawet w wysokości połowy płacy minimalnej przez 12 miesięcy, jeśli łącznie zatrudni ją na 1,5 roku (w przypadku osób po sześćdziesiątce dotacja przysługuje przez 2 z 3 lat zatrudnienia). Specjalna oferta została przygotowana także dla osób posiadających obecnie zatrudnienie, które chciałyby podnieść swoje kwalifikacje zawodowe. Pracownicy, a także pracodawcy po 45. roku życia mogą uzyskać dofinansowanie kosztów szkoleń i studiów podyplomowych nawet do wysokości 3-krotności przeciętnego wynagrodzenia.
Nowe rozwiązania funkcjonują od niedawna – o dotacje do płac dla nowo zatrudnionych 50-latków można ubiegać się w urzędach pracy od początku lipca, a dopłaty do kształcenia osób aktualnie zatrudnionych dopiero ruszają. Dlatego eksperci z ostrożnością podchodzą do oceny, czy będą one cieszyć się zainteresowaniem pracodawców.
– Na pewno obydwa te instrumenty są potrzebne. Ważne jest, że możliwość dofinansowania szkolenia w firmie pozwoli nie tylko na przekwalifikowanie, ale też na uzupełnienie pewnych umiejętności w tym samym zawodzie, np. gdy firma wprowadza u siebie nowe technologie – zauważa Monika Zaręba, ekspert Pracodawców RP.
Jej zdaniem do skorzystania z nowych form aktywizacji mogą zniechęcać pracodawców biurokracja oraz niepewna sytuacja na rynku pracy.
– Wielu przedsiębiorców nadal nie ma też świadomości istnienia takich instrumentów, dlatego potrzeba szeroko zakrojonych kampanii informacyjno-promocyjnych, szczególnie na lokalnych rynkach pracy w mniejszych ośrodkach, czyli tam, skąd wyjeżdżają młodzi, a zostają tylko starsi – zaznacza.
Jak wskazuje dr Barbara Godlewska-Bujok z Uniwersytetu Warszawskiego, osoby po 50. roku życia, szczególnie te o niskich kwalifikacjach i długotrwale bezrobotne, są najbardziej narażone na zjawisko prekaryzacji umów. Oferowane im kontrakty mają bowiem najczęściej charakter terminowy i cywilnoprawny, a proponowane wynagrodzenie nie spełnia standardu płacy minimalnej. Jej zdaniem nowe rozwiązania mogą więc okazać się przydatne i korzystne, ale tylko dla indywidualnych jednostek.
– Brakuje takiego myślenia o rynku pracy i działań, które swoim zakresem obejmowałoby nie tylko pojedyncze osoby, ale całe zbiorowości. Dotacja może pomóc tym pierwszym, nie rozwiązuje jednak problemu społeczności, często nawet całych miejscowości, zagrożonych wykluczeniem i dotkniętych deficytem rynku pracy. Gdyby te same pieniądze przeznaczono na stworzenie jednego zakładu pracy, to korzyści byłyby trwałe – zauważa ekspertka.
Podobnego zdania jest Piotr Lewandowski, szef Instytutu Badań Strukturalnych.
– Subsydiowanie wynagrodzeń to wyraz prostej polityki państwa, która ogranicza się do przydzielania środków konkretnym osobom. Ale ta polityka działa tylko w przypadku wąskich grup, np. osób biernych zawodowo od wielu lat. Dotowane miejsca pracy często znikają po zakończeniu dofinansowania. Lepiej więc byłoby postawić na zmniejszenie obciążeń z tytułu składek ZUS i podatków – stwierdza.