COVID-19 może, pod pewnymi warunkami, być uznany za chorobę zawodową. Choć wiąże się to ze sporymi korzyściami, niewiele osób zdecydowało się na uruchomienie procedur w tym zakresie – wynika z analizy danych z ZUS, do których dotarł DGP.

Na zainteresowanie procedurą uznawania COVID-19 za chorobę zawodową nie wskazują kwoty wypłaconych przez ZUS zasiłków chorobowych z funduszu wypadkowego. W 2020 r. było to 624,7 mln zł, a rok wcześniej 672 mln zł.
– Z funduszu wypadkowego wypłacane są zasiłki z tytułu choroby zawodowej i wypadku przy pracy. Niższa kwota wypłaconych świadczeń wynika z zamknięcia niektórych branż i przejścia wielu pracowników na tryb zdalny, co przełożyło się na mniejszą liczbę wypadków przy pracy – wyjaśnia dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW.
Zauważa, że nie zrównoważyły ich zasiłki wypłacane z tytułu chorób zawodowych. Co to oznacza? – Wygląda na to, że bardzo mało osób zgłasza COVID-19 jako chorobę zawodową – tłumaczy.
Ekspert przestrzega, że osoby, które teraz nie zadbają o potwierdzenie, że w ich przypadku do zarażenia doszło w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych, mogą trwale utracić taką możliwość. – Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie im uwodnić, że zachorowanie miało związek z pracą – mówi.
Z danych otrzymanych z ZUS wynika też, że w 2020 r. nie przyznano żadnej renty wypadkowej z tytułu choroby zawodowej spowodowanej przez COVID-19.
– Na przyznanie renty wypadkowej jest jeszcze za wcześnie. Długofalowe skutki zachorowania z powodu koronawirusa nie są jeszcze znane, choć mogą się pojawić. Może być tak jak z funkcjonariuszami służb uczestniczącymi w akcji ratowniczej w World Trade Center (WTC). Zaczęli masowo umierać na nowotwory sześć czy siedem lat od katastrofy. Może się okazać, że dopiero za jakiś czas schorzenia płuc i choroby neurologiczne będą łączone z COVID-19. Wówczas rent wypadkowych z tego tytułu będzie więcej – tłumaczy Tomasz Lasocki.
Podobne spostrzeżenia ma dr Antoni Kolek z Pracodawców RP. – Pewnie przyjdzie czas na odbicie w tych statystkach. Coraz częściej słyszymy od specjalistów, że koronawirus zostawia w organizmie ślady. Co więcej, z relacji osób, które wyzdrowiały, dowiadujemy się, że cały czas towarzyszą im różne dolegliwości będące skutkiem przebytego zakażenia – mówi.
Spore korzyści dla ubezpieczonych
O tym, że COVID-19 może zostać uznany za chorobę zawodową na podstawie obowiązujących przepisów, informowaliśmy w DGP wielokrotnie. Potwierdził to także m.in. Stanisław Szwed, wiceminister rodziny i polityki społecznej, w odpowiedzi na interpelację poselską (pisaliśmy o tym w DGP nr 199/2020 „Wyższy zasiłek nie tylko dla medyków”).
Co jest podstawą do wszczęcia procedury, wskazuje Jolanta Rybak, ekspert ubezpieczeniowy z firmy Inventage. – Jeśli zachorowanie nastąpiło w pracy w związku w wykonywaniem przez pracownika obowiązków zawodowych, należy określić związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy jego powstaniem a narażeniem zawodowym – tłumaczy.
Dla ubezpieczonego oznacza to spore korzyści.
– Będzie mu przysługiwał zasiłek z ubezpieczenia wypadkowego w wysokości 100 proc. podstawy jego wymiaru. Gdyby w wyniku zarażenia doszło do powikłań zdrowotnych, chory mógłby liczyć na rentę wypadkową. Jeśli umrze z powodu koronawirusa, jego najbliższym będzie przysługiwać renta rodzinna wypadkowa, która jest obliczana w sposób znacznie korzystniejszy niż ogólna renta rodzinna. Ubezpieczony (a w przypadku jego śmierci najbliżsi) otrzyma także z ZUS jednorazowe odszkodowanie – wyjaśnia dr Lasocki.
Dodaje, że rozpoznanie choroby zawodowej to korzyść również dla najlepiej zarabiających, ponieważ zasiłki i renty wypadkowe nie są ograniczane limitem 30-krotności.
Powody braku zainteresowania
– W przypadku rent – jak wskazywałem – jeszcze na to za wcześnie. Jeżeli zaś chodzi o zasiłki, to wydaje mi się, że jest to przede wszystkim kwestia niedoinformowania – mówi dr Lasocki.
– Informacja na ten temat się nie przebiła. Nie była tematem debaty publicznej. Muszę przyznać, że w gronie pracowników i pracodawców też nie była poruszana – potwierdza dr Antoni Kolek.
Zniechęcać może też to, że proces dotyczący stwierdzania choroby zawodowej (nie tylko w związku z COVID-19, lecz także z innymi schorzeniami) jest złożony i czasochłonny. Zaradzić temu ma m.in. projekt rozporządzenia w sprawie chorób zawodowych, który znajduje się obecnie w konsultacjach. Przewiduje on m.in., że lekarz będzie mógł orzec chorobę zawodową w przypadku osób, które zmarły, zanim doszło do zakończenia postępowania w sprawie jej stwierdzenia tylko na podstawie dokumentacji medycznej.
– Rodzinie będą wówczas przysługiwać renta rodzinna wypadkowa i jednorazowe odszkodowanie – podkreśla dr Lasocki.
Jolanta Rybak zwraca uwagę na to, że zgodnie z projektem niektóre zjawiska chorobowe – z zasady wpływające ujemnie na zdrowie – nie będą już wymagały bezpośredniej oceny narażenia zawodnego u pracodawcy.
Agnieszka Anusiewicz, adwokat z kancelarii Raczkowski, zwraca jednak uwagę na potencjalne komplikacje. – Nowelizacja ma wejść w życie w dniu następnym po jej ogłoszeniu, przy czym do spraw już wszczętych zastosowanie będzie miało znowelizowane brzmienie rozporządzenia. Vacatio legis nie pozostawia organom żadnego czasu na przygotowanie się do zmian. Może to spowodować chaos i w pierwszym okresie obowiązywania rozporządzenia nawet może spowolnić toczące się już postępowania w zakresie ustalenia choroby zawodowej, gdyż poszczególne organy nie będą pewne swoich kompetencji oraz dalszych kroków w zakresie stosowanej procedury – ostrzega.