Hiszpanie szukający pracy w Polsce, Portugalczycy emigrujący do Angoli, Renault czerpiący wzorce z Ratana Taty w poszukiwaniu masowego samochodu dla ludu. Nowe kierunki emigracji zarobkowej i wykwit erzaców znanych marek boleśnie przypomina o tym, że w kapitalizmie nic nie jest dane raz na zawsze.
Europa, która zgodnie z tezą Francisa Fukuyamy jako część demokratycznego Zachodu miała przed sobą dekady dobrobytu, przyjmuje wzorce azjatyckie. Etat z dozgonnym socjalem zastępują elastyczne umowy. Praca we własnym kraju jest luksusem. Dane są nieubłagane. W Unii jest co najmniej 25 mln bezrobotnych. Kupowanie markowych produktów wypiera legendarny sztuczny miód z piosenki Osieckiej. Na tym tle Polska nie wygląda aż tak źle. Choć i u nas pojawiają się symptomy choroby. Bezrobotni są coraz mniej wybredni. Biorą każdą pracę oferowaną przez urzędy pracy, bo wiedzą, że za kilka miesięcy będzie jeszcze gorzej. Dane polskich urzędów pracy potwierdzają również tezę o kolejnej fali polskiej emigracji zarobkowej. Z kolei w przypadku starej Unii można mówić o prawdziwej rewolucji na mapie obrazującej kierunki wyjazdów za chlebem. Angola, Kuba, Brazylia – to tylko niektóre nich.
Europa traci blask i niespecjalnie wiadomo, jak temu przeciwdziałać. Polska traci status zielonej wyspy. Zacznijmy się przyzwyczajać, że żyjemy na kontynencie emerytów i bezrobotnych. Emerytów, którzy jeśli będą mieli własne auto, to prędzej dacię niż mercedesa. I bezrobotnych, którzy nie odmawiają urzędowi pracy. Albo są na tyle zdeterminowani, że pojadą za pracą nawet na drugi koniec kontynentu.