Tusk poinformował, że w sobotę spotka się - w ramach przeglądu resortów na 100 dni rządu - z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem; po spotkaniu Gowin na konferencji prasowej ma zaprezentować spis zawodów regulowanych, które mają zostać otwarte. "To nie jest kilka zawodów, ale kilkadziesiąt zawodów" - zaznaczył szef rządu.
Premier przekonywał na konferencji prasowej w Brukseli, że w Polsce ilość regulowanych zawodów jest wyraźnie większa niż akceptowalna norma, średnia europejska.
"Naszym zadaniem jest bardzo poważna zmiana na rzecz otwarcia zawodów (regulowanych - PAP), będziemy robili to szybko, ale z namysłem. Zdajemy sobie sprawę, że aspekt jakości wykonywania pracy - szczególnie w przypadku niektórych zawodów - będzie miał duże znaczenie. Nie chcemy +wylać dziecka z kąpielą+, ale jesteśmy zdeterminowani, żeby górę zawsze brała racja klienta" - podkreślił Tusk.
Jak ocenił, obecnie klienci mają prawo się czuć poszkodowani - bo ograniczenie zawodów powoduje, że usługi są trudno dostępne, droższe, a ci, którzy chcą wejść do zawodu, muszą często płacić "publiczny haracz".
Premier przyznał, że zdaje sobie sprawę, że propozycję otwarcia zawodów spotka się ze sprzeciwem wielu środowisk.
"Zdajemy sobie sprawę, że deregulacja zawodów będzie budziła bardzo duże emocje, bo dotyczy pieniędzy, każdy zawód będzie znajdował argumenty, będzie lobbował ostro na rzecz utrzymania zamknięcia czy ograniczania dostępu do zawodu - czy poprzez licencje, czy skomplikowane egzaminy, czy procedury dojścia do zawodu" - ocenił Tusk.
Jak dodał, zakłada z Gowinem, że propozycja otwarcia zawodów będzie ich kosztowała sporo nerwów. "Z reguły beneficjenci takiej deregulacji są politycznie bierni, natomiast ci, których ona bezpośrednio dotyczy - czyli wykonawcy tych zawodów - są bardzo aktywni w protestach przeciwko deregulacji. Musimy sobie zdawać sprawę, że wiosna i lato będą pod tym względem dość gorące" - ocenił Tusk.