Jak tylko opozycja przejmie Senat, zamierza przyjrzeć się pracownikom, którzy byli tam zatrudniani przez ostatnie cztery lata. Pracę mogą stracić też dyrektorzy w urzędach wojewódzkich
Każde wybory – zarówno samorządowe, jak i parlamentarne, a nawet prezydenckie – wiążą się z pewnymi obawami dla urzędników. Te ostatnie do Sejmu wygrała dotychczasowa władza, ale już Izba Wyższa zostanie najprawdopodobniej przejęta przez opozycję. A to oznacza, że w Kancelarii Senatu dojdzie do zwolnień osób, które w niejasnych okolicznościach trafiały tam w ciągu ostatnich czterech lat.
– Kancelaria to nie służba cywilna, a pojawiło się tam nawet stanowisko dyrektora generalnego, które najprawdopodobniej będzie zlikwidowane – mówi senacki legislator. – Do naszego urzędu można zatrudniać pracowników praktycznie z ulicy, bo ustawa o pracownikach państwowych formalnie nie przewiduje oficjalnego naboru – dodaje.
Jego zdaniem nie jest wykluczone, że Ewa Polkowska, była szefowa Kancelarii Senatu i odwołana niedawno wiceprezes NIK, może wrócić do pracy.
Politycy związani z opozycją nie ukrywają, że będą czystki wśród urzędników Kancelarii Senatu. Zmiany formalne zaczną się prawdopodobnie od nowelizacji statutu. W pierwszej kolejności jednak pracę stracić mogą osoby zatrudnione w gabinecie marszałka, w charakterze doradców. Przy okazji zmian statutowych pojawił się też pomysł, aby w strukturach senackiej kancelarii utworzyć Biuro Interwencji Społecznych (na wzór tego z 1989 r.).
– Najpierw musimy wygrać główne głosowania w Senacie, a później zabierzemy się za porządki – mówi Mariusz Witczak, poseł PO i były członek służby cywilnej.
Zgodnie z ustawą z 16 września 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2018 r. 1915 ze zm.) pracę w Kancelarii Senatu, ale też np. Kancelarii Prezydenta, można znaleźć z dnia na dzień. Zatrudnienie następuje na podstawie kodeksu pracy. Z kolei przy zmianie statutu można zdecydować o likwidacji niektórych wydziałów i komórek, a tym samym i określonych stanowisk pracy.
Zmiany – choć z pewnością nie będą to czystki na dużą skalę – czekają też co najmniej siedem urzędów wojewódzkich, gdzie wojewodowie wygrali wybory do parlamentu i musieli zrezygnować z dotychczasowych stanowisk.
– W urzędach, w których zmienia się szef – nawet w ramach tej samej partii rządzącej, zawsze pojawia się niepokój, zwłaszcza dla urzędników zajmujących kierownicze stanowiska – mówi Robert Barabasz, szef NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Przyznaje, że w wielu instytucjach państwowych jest niemal normą, że nowy szef chce mieć przy sobie swoje zaufane osoby i zaczyna urzędowanie od zmiany na stanowisku dyrektora generalnego, a często też dyrektorów departamentów.
– U nas czuje się tę nerwowość przed planowaną zmianą wojewody – mówi.
W administracji rządowej pozbywanie się dyrektorów jest znacznie prostsze niż na przykład w Kancelarii Senatu. Dzieje się tak za sprawą ustawy z 30 grudnia 2015 r. o zmianie ustawy o służbie cywilnej oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2016 r. poz. 64). Ta nowelizacja, obowiązująca od 23 stycznia 2019 r., sprawiła, że na stanowisko dyrektora generalnego lub departamentu (biura) można awansować z dnia na dzień osoby nawet spoza korpusu służby cywilnej.
Zniesiono przy tej okazji wymóg posiadania doświadczenia zawodowego w administracji. W efekcie wystarczy tylko mieć wyższe wykształcenie i być niekaranym. Taki uproszczony tryb powoływania bez konkursu ma swoje wady – przede wszystkim nie gwarantuje stabilności zatrudnienia, bo dyrektor może być odwołany w każdej chwili.
Kadrowe zamieszanie może być też przy odtwarzaniu Ministerstwa Skarbu Państwa. Przy okazji zmian statutowych i przenoszeniu do MSP działów, które obecnie są rozdysponowane po innych resortach, część osób, które mogą być kojarzone z poprzednią ekipą, również może stracić pracę. Nie powinno być natomiast problemów z powoływaniem dyrektorów departamentów.
– Dzięki obowiązującemu od stycznia 2016 r. mechanizmowi obsadzania stanowisk kierowniczych, można na nie zatrudnić niezwłocznie fachowców z rynku, którzy są często niezbędni administracji – mówi Tadeusz Woźniak, przewodniczący Rady Służby Publicznej.