Kilkuset osób do pracy brakuje w Inspekcji Weterynaryjnej. W wielu miejscach nikt nawet nie odpowiada na ogłoszenia o pracę. Jej pracownicy jako powód podają zbyt niskie zarobki. Postanowili więc pokazać, ile zarabiają.

Jak piszą w najnowszym oświadczeniu, znaleźli w bardzo trudnym momencie. „Ile możemy czekać, jak długo możemy być zwodzeni? Nie jesteśmy w stanie znieść kolejnego rozczarowania. O uznaniu dla naszej trudnej pracy tylko się mówi. Czasem podkreśla się złożoność zagadnień podejmowanych przez nas w pracy, ale co z tego, gdy częściej słychać przygany. Stawia się wygórowane wymagania a proponuje wynagrodzenie czasem niższe niż w supermarkecie, z przyjemnością wyciągając konsekwencje personalne w trudnych sytuacjach. Obiecywane jest podniesienie wynagrodzeń, a kiedy pada pytanie o konkrety, decydenci robią „krok w tył”. Okazuje się, że żaden Minister Rolnictwa nie przyjmuje naszych argumentów. Liczą się tylko „mocne” racje wysuwane przez duże grupy społeczne” – czytamy.

Dlatego zdecydowali się na ujawnianie swoich zarobków.

W opublikowanym w poniedziałek komunikacie piszą, że znaleźli się "w bardzo ważnym, żeby nie powiedzieć patowym dla nas momencie".

"Niestety okazało się, że pomimo wcześniejszych zapowiedzi Ministerstwo Rolnictwa nie ustosunkowało się do dziś do naszych próśb zgłoszonych podczas dwóch poprzednich spotkań. Nadal nie doszło do podpisania wyczekiwanego przez nas porozumienia" - pisze w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie internetowej Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Inspekcji Weterynaryjnej.

To już kolejny etap protestu pracowników Inspekcji. W pierwszym zaczęli masowo zgłaszać wnioski o podwyżki. Na 5646 osób zatrudnionych, złożyło je 3920 osób. Działania te przyniosły jeszcze jeden skutek. Wojewodowie opracowali wówczas raporty dotyczące sytuacji w poszczególnych Inspekcjach. Wynika z nich, że "na już" w całym kraju brakuje 307 merytorycznych pracowników. Odpływ wykwalifikowanej kadry jest olbrzymi. Tylko w 2017 roku w województwie wielkopolskim odeszło z pracy 27 osób, a na ich miejsce nie znaleziono chętnych do pracy. Jak piszą wojewodowie zdarza się, że nikt nie zgłasza się do pracy, a jeśli już to sam rezygnuje po pierwszych rozmowach kwalifikacyjnych, na których dowiaduje się ile będzie zarabiał. Wszyscy wojewodowie w swoich podsumowaniach piszą to samo: odpływ wykwalifikowanych pracowników powoduje, że Inspekcje są niewydolne i nie są w stanie wykonywać dobrze swoich obowiązków, których - w związku z ASF - jest coraz więcej. Winą za to obarczają głównie wynagrodzenia - nie tylko ich wysokość, ale także strukturę - inspekcje mogą być wspomagane przez tzw. lekarzy wyznaczonych, którzy na co dzień pracują w sektorze prywatnym, i którzy - jak się okazuje - za tą samą pracę wykonywaną na rzecz inspekcji zarabiają więcej niż osoby zatrudnione na etacie.

To jednak nie koniec. Jak piszą pracownicy Inspekcji Weterynaryjnej, rozważane są kolejne kroki zmierzające do zaostrzenia protestu jeśli te dotychczasowe nie przyniosą wyczekiwanego rezultatu. Wśród nich znalazły się:

1. Wykonywanie obowiązków służbowych z należytą starannością, przestrzeganie wszystkich wymaganych terminów, przepisów prawa, procedur, instrukcji i wytycznych, gorliwe podejście do wszystkich elementów kontroli.

2. Zaniechanie wystawiania mandatów i kar pieniężnych, a zastąpienie ich innymi formami prawnymi,

3. Manifestacje i pikiety w Warszawie;

4. Manifestacje i pikiety pod Urzędami Wojewódzkimi;

5. Przeprowadzanie blokad w ważnych miejscach w kraju.

6. Zorganizowanie protestu głodowego.

7. Nawiązanie współpracy z innymi niezadowolonymi grupami zawodowymi, powoływanie wspólnych komitetów protestacyjnych.

8. Masowe wypowiedzenia z pracy.

9. Korzystanie z innych dozwolonych prawnie form protestowania.