Miała ona zostać implementowana do naszego prawodawstwa do końca września 2016 r. Projekt nowelizacji ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy już na początku ubiegłego roku przygotowało Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Zakłada on wprowadzenie nowego typu pozwoleń na pracę sezonową dla obywateli państw trzecich. Obecnie bowiem wystarczy, że pracodawca złoży oświadczenie o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi, aby ten mógł pracować w Polsce (maksymalnie sześć miesięcy). Resort rodziny uważa jednak, że obecna procedura oświadczeniowa, z której mogą korzystać obywatele sześciu państw (Ukrainy, Białorusi, Rosji, Armenii, Gruzji czy Mołdawii), prowadzi do nadużyć. Nie wiadomo bowiem, ile faktycznie osób na tej podstawie znajduje u nas zatrudnienie, a ile traktuje to jako prostą możliwość wjazdu do strefy Schengen. W rządzie już od kilku miesięcy trwa spór między ministrem pracy a ministrem rozwoju. Jednemu zależy przede wszystkim na uszczelnieniu systemu, drugiemu na tym, aby na zmianach nie stracili polscy pracodawcy.
– Pierwsza wersja projektu zaproponowana przez ministra pracy była bardzo restrykcyjna. Utrudniłaby napływ pracowników z zagranicy do Polski. Resort bowiem zrezygnował w ogóle z procedury oświadczeniowej – mówi Dawid Seifert, prezes Ogólnopolskiego Konwentu Agencji Pracy, członek Pracodawców RP. Ostatecznie jednak wycofano się z tej propozycji i zdecydowano, że przyjazne dla polskich pracodawców oświadczenia zostaną, ale w zamian za to firmy będą musiały potwierdzać, czy obcokrajowcy faktycznie podjęli zatrudnienie. Ponadto projekt zakłada wprowadzenie też nowego typu zezwoleń na prace sezonowe w takich branżach jak rolnictwo czy turystyka.
– Ta propozycja wydaje się o wiele lepsza, ale też mamy do niej kilka uwag – mówi Dawid Seifert. Projekt zakłada m.in., że rząd będzie mógł określać limity zatrudnianych w Polsce cudzoziemców z państw trzecich. Nie wiadomo jednak, w jakim trybie będą one narzucane i z jakim wyprzedzeniem firmy będą otrzymywać o tym informacje.
– Pracodawcy nie mogą być zaskakiwani. Proces produkcji częstokroć wymaga przygotowanej kadry, a ewentualny brak pracowników może oznaczać nieprzewidziane koszty – zauważa Seifert.
Jeżeli Polska nie implementuje unijnej dyrektywy sezonowej, sprawa może trafić do Trybunału Sprawiedliwości UE, a ten może nałożyć wysokie kary.