Wprowadzenie limitu rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO) do regulacji kredytowych to rozwiązanie ryzykowne – może doprowadzić do eskalacji wykluczenia i rozrostu szarej strefy w usługach finansowych.
Obecny system
prawny przewiduje dość narzędzi, które są w stanie zapewnić właściwy poziom ochrony konsumenta.
Dziecko z kąpielą
Sprawa Amber Gold wywołała nie tylko poruszenie wśród
konsumentów, ale również dyskusję nad niezbędnymi instrumentami ochrony ich interesów, zwłaszcza w obszarze kredytu konsumenckiego. Wobec naruszeń regulacji obowiązujących na rynku kredytowym pojawiła się ze strony przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego propozycja, by wprowadzić ustawowo limit maksymalnego poziomu rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO) dla kredytów konsumenckich.
Proponowany limit RRSO na poziomie 10-krotności stopy lombardowej NBP (obecnie maksimum 57,50 proc.) miałby zabezpieczyć konsumentów przed nadmiernym zadłużaniem i zapobiec lichwie. Czy jednak pomysłodawcy takiej
zmiany nie wylewają dziecka z kąpielą?
Ryzyko kosztuje
Poziom kosztów składających się na RSSO jest najczęściej pochodną ryzyka kredytowego generowanego przez korzystającego z
usługi. W przypadku części dostępnych na rynku kredytów konsumenckich RRSO przekracza proponowany maksymalny poziom, co dotyczy głównie krótkoterminowych pożyczek pieniężnych oraz kredytów w kartach kredytowych.
Na proponowanej regulacji zyska głównie szara strefa nielegalnych pożyczek
Problem nie jest więc udziałem jedynie podmiotów spoza systemem bankowego, ale również wszystkich
banków prowadzących w Polsce działalność, a podlegających nadzorowi regulacyjnemu.
Skoro kwestia dotyczy również podmiotów nadzorowanych, należałoby domniemywać, że udzielane przez nie kredyty z RRSO przekraczającym proponowany pułap odzwierciedlają realny poziom ryzyka kredytowego, jaki generuje dana kategoria konsumentów. Kredyty te nie mogą być więc traktowane jak lichwa. Wydaje się zatem, że proponowany poziom maksymalnego RRSO może być nieadekwatny do istniejących warunków rynkowych. Stopa lombardowa, będąca proponowaną podstawą obliczenia maksymalnego RRSO, odzwierciedla bowiem bieżącą politykę Rady Polityki Pieniężnej, a nie rzeczywiste warunki rynkowe i ponoszone przez kredytodawców ryzyko.
Ku szarej strefie
Trudno się spodziewać, że po wprowadzeniu maksymalnego RRSO zniknie grupa konsumentów korzystających z kredytów o wysokim RRSO. Trudno zakładać, że obecnie zaciąganie kredytów na takich warunkach jest konsekwencją wprowadzenia klientów w błąd przez kredytodawców czy też stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów. Co się zatem stanie, gdy tacy konsumenci utracą możliwość legalnego zaciągania kredytu?
RRSO – co to takiego
RRSO - to rzeczywista roczna stopa oprocentowania, czyli wyrażony procentowo w skali rocznej stosunek pełnego kosztu kredytu – wraz z odsetkami, prowizją itp. – do całkowitej jego kwoty.
Czy przestaną go poszukiwać? Raczej wątpliwe. Wprowadzenie maksymalnego RRSO (podobnie zresztą jak i maksymalnych odsetek) oznaczać będzie ograniczenie swobody konsumentów. Wielu z nich nie będzie w stanie uzyskać kredytu z legalnych źródeł.
Doprowadzić to może do przejścia części konsumentów z oficjalnego rynku kredytowego do szarej strefy i wystawi ich na niebezpieczeństwo kredytowania z nielegalnych źródeł, poza jakąkolwiek realną i bieżącą ochroną konsumencką sprawowaną przez KNF czy też UOKiK. Na proponowanej regulacji zyska głównie szara strefa nielegalnych pożyczek, w której jakakolwiek kontrola czy ochrona konsumenta nie istnieją.
Jaki model ochrony
Zagadnienie ma szerszy kontekst – wiąże się z preferowanym modelem ochrony konsumentów. W Unii Europejskiej nadal dominuje model ochrony rozważnego konsumenta, który kładzie nacisk na zapewnienie dostępu do niezbędnych informacji o ofercie przed podjęciem decyzji o zawarciu umowy, a także umożliwienie rozważnego podjęcia tej decyzji. Model ten znalazł swoje odzwierciedlenie w dyrektywie 2008/48/WE Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie umów o kredyt konsumencki.
Wydaje się, że istniejące w Polsce regulacje są wystarczające do ochrony interesów konsumenta - przy założeniu pełnego wykorzystania wynikających z nich możliwości.
Jeżeli jednak chcemy udoskonalać prawo konsumenckie, szczególną uwagę należałoby poświęcić usprawnieniu procesów oceny zdolności kredytowej konsumentów, w tym efektywnej wymianie informacji pomiędzy sektorem bankowym i pozabankowym. Pewne propozycje w tym względzie zawierają projekty zmian ustawy o kredycie konsumenckim i prawa bankowego, nad którym pracuje obecnie Klub Parlamentarny PSL.
Hasła nałożenia na kredytodawców ograniczeń są zawsze nośne medialnie i zapewne znajdą szeroki oddźwięk społeczny. Jednakże przed ich wprowadzeniem warto rozważyć, co w dłuższej perspektywie korzystniejsze jest dla rynku: konsekwentne korzystanie z istniejących instrumentów, sankcji i uprawnień kontrolnych - czy próby administracyjnych regulacji rynku.
Próby sztucznych ograniczeń odbiegających od warunków rynkowych były już przecież w przeszłości podejmowane (choćby art. 7a ustawy o kredycie konsumenckim z 20 lipca 2001 r.), jednakże ich skutkiem było głównie to, że umowy kredytu konsumenckiego stały się mniej zrozumiałe dla przeciętnego konsumenta – a przecież nie to jest celem ewentualnych zmian.
Grzegorz Kott, mecenas, kancelaria Eversheds
Prof. Dr Hab. Wojciech Popiołek, Katedra Prawa Cywilnego i Prawa Prywatnego Międzynarodowego, Uniwersytet Śląski w Katowicach