Prawo z reguły lepiej chroni konsumentów kupujących w sieci. Przepisy kodeksu cywilnego regulujące zasady składania i przyjmowania oferty stawiają ich jednak w gorszej sytuacji niż klientów tradycyjnych sklepów.
Niejednokrotnie zdarza się, że klient przy kasie informowany jest o innej (wyższej) cenie produktu niż ta, która była uwidoczniona na sklepowej półce. W takiej sytuacji, zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego, kupujący ma prawo żądać wydania towaru po cenie wystawionej przy towarze, a sprzedawca ma obowiązek rzecz tę po takiej cenie wydać.
A jak jest w przypadku sprzedaży internetowej?

Oręż klienta

Jedną z podstawowych umów obrotu gospodarczego jest umowa sprzedaży. Jest ona drogą wymiany dóbr, która niewątpliwie stanowi jeden z fundamentalnych czynników cywilizacyjnego, gospodarczego, społecznego i ekonomicznego rozwoju.
Możemy wyróżnić dwa podstawowe modele sprzedaży.
Po pierwsze, konsumencki, czyli taki, gdzie kupującym jest osoba fizyczna, która nabywa towar w celach prywatnych niezwiązanych z jej działalnością gospodarczą lub zawodową (art. 221 k.c.).
Po drugie, profesjonalny – taki, w którym sprzedaż odbywa się między przedsiębiorcami.

E-sklepy usiłują przerzucić ryzyko ekonomiczne swojej działalności na kupującego

Wskazane warianty dość istotnie różnią się regulacjami prawnymi, ale występują także przepisy wspólne dla obydwu postaci sprzedaży. Jednym z nich jest regulacja art. 543 k.c. (oferta handlowa), z której wynika, że oznaczony ceną i wystawiony w miejscu sprzedaży na widok publiczny towar stanowi ofertę sprzedaży, co pociąga za sobą określone skutki prawne.
Zasadniczą kwestię (najbardziej dla nas interesującą) stanowi fakt, że klient ma prawo otrzymać produkt za kwotę, jaka przy nim została wskazana. Okoliczność, że pracownik np. zapomniał zdjąć na czas wywieszki: promocja, lub pomyłkowo oznaczył towar ceną innego produktu, nie ma znaczenia. Jest to ryzyko przedsiębiorcy będącego profesjonalistą.
Na płaszczyźnie tzw. handlu elektronicznego wykładnia treści wskazanej regulacji art. 543 k.c. nie jest już tak jednoznaczna, a może stanowić istotny i skuteczny oręż w ręku klienta.



Profesja zobowiązuje

Tutaj należałoby przyjrzeć się trochę dokładniej artykułom art. 66 par. 1 i 661 par. 1 k.c. dotyczącym ofert.
Wynika z nich, iż w momencie gdy jedna ze stron, która zainteresowana jest zawarciem umowy, złożyła oświadczenie woli (uwidoczniła swój zamiar wykonania określonej czynności, np. sprzedaży) wskazując na podstawowe elementy danej czynności (np. przedstawiono towar i jego cenę), to w myśl przepisów k.c. złożyła ona ofertę. Konsekwencją prawidłowo złożonej oferty jest fakt, że strony są nią związane.
Zatem gdy oferta w sposób przewidziany prawem zostanie przyjęta, to sprzedający, który ją złożył, nie może już zmieniać zaproponowanych warunków (w tym ceny), choćby nawet omyłkowo błędnie określił je niekorzystnie dla siebie.
Z uwagi na treść art. 355 par. 2 k.c. rygor ten jest szczególnie silny w stosunku do sprzedającego, który jest przedsiębiorcą i dokonuje czynności w ramach prowadzonej działalności.
Ustawodawca bowiem nakłada na profesjonalne podmioty obrotu gospodarczego obowiązek szczególnej staranności w podejmowanych zarobkowo działaniach. W przypadku ofert złożonych w formie elektronicznej wiążą one składającego, gdy druga strona niezwłocznie potwierdziła, iż taką ofertę otrzymała.

Informacja, nie oferta

Kluczowym dla handlu internetowego pytaniem jest więc, czy w sytuacji, gdy na stronach internetowych przedsiębiorca zamieszcza opisy i zdjęcia wraz z cenami towarów do sprzedania, mamy do czynienia z ofertą na gruncie k.c.?
Fundamentalne znaczenie ma tu zamiar sprzedawcy. Istotne jest, czy zamieszczając na stronie WWW informacje, chciał on złożyć ofertę, czy też nie. Niestety zamiaru sprzedawcy raczej nie jesteśmy w stanie wykazać, a przynajmniej będzie to skomplikowane.
Niekorzystna jest również dla kupujących regulacja art. 71 k.c., z której wynika, iż takie informacje skierowane do ogółu lub poszczególnych osób w postaci reklam, ogłoszeń, gazetek (w tym internetowych) w razie wątpliwości poczytuje się za zaproszenie do zawarcia umowy, a nie za ofertę.
A zatem podmiot przedstawiający takie informacje nie jest nimi związany i okazać się może, że towar, który miał być kupiony za X zł, faktycznie będzie kosztował Y zł (przeważnie więcej).
Posunięciem praktykowanym przez przedsiębiorców, dodatkowo zmniejszającym ich odpowiedzialność, jest dodanie zapisów, iż materiały nie stanowią oferty handlowej w rozumieniu k.c. Takie postępowanie, choć prawnie dopuszczalne, rzutuje na profesjonalizm sprzedawcy, który w legalny sposób przerzuca ryzyko ekonomiczne swojej działalności na kupującego.
Poprawić sytuację klienta mogłoby danie prymatu art. 543 k.c. i właściwe przeniesienie go na grunt wciąż rozwijającego się handlu elektronicznego. Niestety pogląd ten jest w doktrynie niszowy. W dobie globalizacji i wszechogarniającego internetu informacje umieszczane przez profesjonalnych sprzedawców w sieci winno się w moim przekonaniu uznać się za ofertę handlową w myśl art. 543 k.c.

Piotr Decyk, prawnik