Prezentujemy ranking najbardziej wpływowych prawników w 2020 roku w Polsce.
W naszym rankingu najbardziej wpływowych prawników są tradycyjnie tacy, którzy zmieniają rzeczywistość na lepszą, i tacy, którzy psują tak wiele, że nie sposób ich „owocnej” działalności pominąć. Przeważają zaś pewnie ci, których jedni ocenią pozytywnie, a inni negatywnie – w zależności m.in. od przekonań lub przysłowiowego punktu siedzenia. My staramy się patrzeć na fakty i chłodno oceniając ich „ciężar gatunkowy” albo społeczny rezonans, uszeregować je – a co za tym idzie również tych, którzy za nimi stoją. Czyli tych, którzy – czy nam się to podoba, czy nie – mają moc sprawczą. Mają wpływ.
Tradycyjnie też – choć jest to tradycja licząca ledwie kilka lat – poza nawias, czyli poza ranking przesuwamy trzy osoby (prezesa PiS, prezydenta RP, ministra sprawiedliwości), których urząd lub pozycja polityczna determinują ich wpływy i sprawiają, że w porównaniu z innymi prawnikami są w uprzywilejowanej sytuacji. Jak z tego uprzywilejowania korzystają, to już inna sprawa.
Wniosek z naszej listy płynie jeden: wpływowych prawników nigdy i nigdzie nie brakuje. Jak zawsze są wśród polityków, pracują dla wielkiego biznesu (dla mniejszego zresztą też), decydują o obliczu wymiaru sprawiedliwości, spierają się o jego kształt, proponują ustawy lub odciskają na nich swoje wyraźne piętno, maczają palce w wielu inicjatywach i ruchach społecznych. Krótko mówiąc, w wielu miejscach pociągają za sznurki lub pomagają to robić swoim mocodawcom. Co ze wspomnianym w tytule paradoksem?
Odkąd pamiętam, narzekamy na ilość (nadmierną), a tym bardziej jakość (fatalną) polskiego prawa. Nie jest to tylko rytuał, bo powodów, by je krytykować, zazwyczaj nie brakuje. Nic się w tej kwestii nie zmienia na lepsze, choć powinno. Wiele za to zmieniło się na gorsze. Mówiliśmy dawniej nierzadko o złej legislacji. Teraz mówimy o patolegislacji (a jej przykłady podajemy na co dzień na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”). Za pomocą słów próbujemy chyba oswoić rzeczywistość, która trochę nas i naszą wyobraźnię przerasta. Sądzimy, że nie może być gorzej. Potem widzimy, że się myliliśmy. Mamy więc dziwną, chyba odwrotną proporcjonalność: im więcej wpływowych prawników w różnych miejscach naszego politycznego i gospodarczego życia, tym gorsze prawo. I niższa kultura prawna w ogóle.
Czy istnieje tu związek przyczynowo-skutkowy, nie rozstrzygam. Ale oczekiwałbym innej tendencji. Z tą refleksją zapraszam do lektury ciekawej, choć pewnie i kontrowersyjnej, listy najbardziej wpływowych prawników.
10. Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli
Jakie to życie bywa przewrotne! Kto by pomyślał jeszcze półtora roku temu, że Marian Banaś, wierny żołnierz Jarosława Kaczyńskiego oraz PiS, wytnie taki numer? Tymczasem obecnie mamy bodaj najbardziej niezależnego od obozu władzy (a także od opozycji) prezesa NIK w jej historii. Bo o „pancernym Marianie” można powiedzieć wszystko, ale nie to, że sprzyja którejkolwiek ze stron politycznych. Dziś to samotnik, zranione zwierzę, które ugryzie każdego, kto wejdzie mu w paradę. Tym samym Banaś, trochę przez przypadek, stał się świetnym kontrolerem władzy i z miesiąca na miesiąc udowadnia, że jeszcze niejeden raz usłyszymy o kolejnych ustaleniach izby. Jednocześnie można już chyba schować głęboko do szuflady wariant, w którym PiS będzie dążył do odwołania prezesa NIK. Nie mając większości w Senacie, rządzący nie zaryzykują pozbycia się dawnego druha. Z zaciśniętymi zębami będą więc znosić kolejne ciosy kontrolerów, od których co prawda jeszcze nikt nie zginął, ale żadna to przyjemność zostać poobijanym. trafić za kratki nawet na 25 lat.
9. Małgorzata Manowska, pierwsza prezes Sądu Najwyższego
Kojarzona z ministrem Zbigniewem Ziobrą sędzia Manowska przyjęła z rąk prezydenta funkcję I prezesa SN przy ostrym sprzeciwie sporej części środowiska sędziowskiego, przede wszystkim tzw. starych sędziów Sądu Najwyższego. I od razu zabrała się za porządki. To jej upór oraz zaimpregnowanie na wszelkie argumenty pozwalają Izbie Dyscyplinarnej SN uchylać sędziom immunitety i tym samym wydawać ich na pastwę prokuratury Zbigniewa Ziobry – mimo postanowienia zabezpieczającego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ale to nie wszystko. Prezes Manowska podjęła także zdecydowane działania zmierzające do tego, aby sprawy nie były kierowane do Izby Karnej SN zamiast do ID SN. W tym celu – ku oburzeniu części sędziów SN – zdecydowała, że będzie mogła otwierać niektóre adresowane do nich przesyłki. I choć nie udało jej się, co przecież zapowiadała w mediach, zniwelować podziału na starych i nowych sędziów SN i skleić sąd na nowo, to z pewnością do swoich zeszłorocznych sukcesów może zaliczyć narzucenie swojej woli (przynajmniej jeśli chodzi o kwestie organizacyjne) tym, którzy byli w SN,
na długo zanim objęła ona urząd I prezesa SN.
8. Joanna Dynysiuk, dyrektor departamentu prawnego Polskiego Funduszu Rozwoju
Wszelkie tarcze antykryzysowe naszpikowane nawet najlepszymi rozwiązaniami mającymi ułatwić przedsiębiorcom funkcjonowanie w czasie pandemii ie przyniosłyby efektów, gdyby nie gigantyczne sumy przeznaczone na bezpośrednią pomoc. Ich rozdysponowaniem (i akcją informacyjną) zajął się Polski Fundusz Rozwoju. Bilans z minionego czwartku: kwota udzielonych
subwencji z Tarczy Finansowej PFR przekroczyła 70 mld zł i trafiła do 375 tys. firm zatrudniających ponad 3 mln pracowników. Z samej Tarczy Finansowej PFR 2.0., która wystartowała
15 stycznia 2021 r., wypłacono już 4,5 mld zł dla 28 tys. firm zatrudniających 200 tys. pracowników. I choć całe przedsięwzięcie firmuje prezes PFR i zarazem doświadczony ekonomista Paweł Borys, nie wolno bagatelizować roli zespołu prawników działających w tle (ktoś przecież musiał zadbać np. o to, by Unia Europejska zaakceptowała zakrojony na tak dużą skalę program pomocowy). Zespołem tym kieruje Joanna Dynysiuk, radca prawny, związana z funduszem od 2016 r. doświadczona specjalistka, która ma na swoim koncie wiele transakcji fuzji i przejęć, finansowania oraz emisji papierów wartościowych.
7. Konrad Szymański, minister do spraw Unii Europejskiej
Prawa ręka premiera w Brukseli, odegrał kluczową rolę w negocjacjach nad budżetem UE. A te zdominowała kwestia praworządności i uzależnienia od niej wypłat z unijnej kasy. Szymański
znalazł się pod presją sporu wewnętrznego w kraju, bo do twardego stanowiska parła Solidarna Polska. W UE wspólny front z Polską tworzyły Węgry. Oba kraje w połowie 2020 r. zgodziły
się na wprowadzenie mechanizmu wiążącego fundusze z rządami prawa. Kiedy jednak doprecyzowano go w szczegółach, Warszawa i Budapeszt zagroziły wetem, domagając się
rozwodnienia mechanizmu. Był to krok bez precedensu, bo pierwszy raz w historii UE blokować budżet chciały państwa, które są jego największymi beneficjentami. Jeszcze bardziej nerwowo
zrobiło się, kiedy Bruksela zaczęła grozić obejściem weta i utworzeniem funduszu bez udziału buntowników. Szymański negocjował w detalach treść kompromisu, który przyjęto na ostatniej
prostej w grudniu. Nie udało się uniknąć powiązania eurofunduszy z praworządnością, ale nowe narzędzie ma obowiązywać po orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości UE w tej sprawie.
6. WSA w Opolu
Krzysztof Sobieralski (przewodniczący), Krzysztof Bogusz (sprawozdawca – na zdj.) i Elżbieta Kmiecik. Wydane w tym składzie orzeczenie uchylające karę nałożoną przez sanepid za niedostosowanie się do covidowych obostrzeń nie było pierwsze (legalność wprowadzonych rozporządzeniami ograniczeń kwestionował wcześniej m.in. WSA w Gliwicach). Po raz pierwszy jednak sąd administracyjny tak jednoznacznie stwierdził niedopuszczalność wprowadzenia ograniczeń konstytucyjnych praw i wolności w drodze rozporządzeń i bez wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych. Z tego wyroku wynika jednoznacznie, że nawet jeśli się ma pełnię władzy, to jeszcze za mało, by można było robić wszystko. Podważając legalność trybu wprowadzanych ograniczeń, WSA niby tylko potwierdził to, co wielu ekspertów mówiło od samego początku, a jednak dopiero w ustach sądu ten pogląd nabrał realnej mocy. I choć sprawa się jeszcze nie skończyła (zajmie się nią NSA), orzeczenie opolskiego sądu stało się orężem dla przedsiębiorców walczących o prawo do wykonywania swojej działalności. Ośmieliło to także inne
wojewódzkie sądy administracyjne, którym łatwiej było wydawać podobne wyroki w tym duchu.
5. Marek Niedużak, wiceminister rozwoju, pracy i technologii
Do niedawna mówiono o nim „nowy Haładyj”, bo właśnie Mariusza Haładyja, obecnego szefa prokuratorii generalnej, zastąpił na wiceministerialnym stołku. Zdarzyło się jednak, że jeden z kolegów po fachu, zapominając nazwiska Haładyja, powiedział: „ten... stary Niedużak”. I to dowód, choć anegdotyczny, że dorósł on do funkcji, którą pełni. A jest ona, szczególnie obecnie, nie do przecenienia. To właśnie na barki Marka Niedużaka i jego zespołu spadło zadanie niemal niewykonalne, czyli obudowanie legislacyjne kluczowych rozwiązań znajdujących się w specustawach koronawirusowych. Na pewno mogło wyjść lepiej, ale to bardziej kłopot polskiej administracji publicznej jako takiej niżeli sprawnego urzędnika. Co istotne i wcale nie tak oczywiste w dzisiejszym świecie i na wiceministerialnym stanowisku – nie polityka, lecz właśnie urzędnika, który od przedstawicieli organizacji przedsiębiorców zbiera wyjątkowe pochlebne recenzje, mimo że firmowane przez niego rozwiązania oceniane bywają już gorzej.
4. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, poseł
W ostatniej edycji rankingu napisaliśmy, że długo by wymieniać stanowiska, które zajmuje wiceminister, by nie pominąć żadnego. Oraz że jest wszędzie. Pomyłka. Dopiero teraz jest wszędzie.
I pewnie za rok będziemy mogli napisać, że w lutym 2021 r. tylko nam się tak wydawało... Bo taki to człowiek, że robi 17 rzeczy naraz i – to fakt, nie opinia – swoje inicjatywy realizuje do końca. Marcin Warchoł to bodaj najaktywniejszy wiceminister polskiego rządu. Swoimi pomysłami mógłby obdzielić przynajmniej dwa resorty. Jedni mają Warchołowi za złe, że broni spraw nie do obrony. Przykładowo partyjni koledzy wrobili go w konieczność wyjaśniania, dlaczego brak możliwości odmowy przyjęcia mandatu będzie dobry dla obywateli. Stał więc biedaczyna, bądź co bądź doktor habilitowany nauk prawnych, i wygadywał publicznie kocopoły. Bo – co w polityce może być i zaletą, i wadą – wiceminister sprawiedliwości podejmuje się realizacji zadań beznadziejnych; takich, których nikt nie chce. Jednocześnie – skoro to ranking wpływowych – trzeba wspomnieć o aktywności Marcina Warchoła na polu prawa upadłościowego i restrukturyzacyjnego. To w ostatnim roku zmieniło się na lepsze, co przyznają nawet najbardziej zagorzali krytycy wiceministra. Skorzystało na tym już kilkaset firm, które wpadły w finansowe tarapaty. Warchoł może też wreszcie, dzięki pandemii, realizować swoją idée fixe, czyli prowadzenie rozpraw w polskich sądach online. Na razie idzie opornie, ale polityk z Podkarpacia przekonuje, że z miesiąca na miesiąc będzie
coraz lepiej.
3. Gertruda Uścińska, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Z powodu pandemii zarządzana przez Gertrudę Uścińską instytucja okazała się jedną z kluczowych w minimalizowaniu ekonomicznych skutków koronawirusa. ZUS był odpowiedzialny za zwolnienia z opłacania składek, wypłatę postojowego dla osób samozatrudnionych, wypłacanie świadczeń dla osób, które znalazły się w kwarantannie lub izolacji. Wreszcie przez sporą część roku zakład był zajęty wypłatą tzw. dodatkowego świadczenia wychowawczego dla rodziców dzieci, którym z powodu pandemii zamknięto szkoły. Razem z PFR był najbardziej efektywną instytucją w udzieleniu pandemicznej pomocy. Przy okazji musiał się w dużej mierze przestawić na pracę zdalną, wprowadzone zostały nawet zdalne wizyty w urzędzie. W tym instytucja prezes Uścińskiej była pierwsza. Pandemia pokazała także, jak ważne jest zelektronizowane usług. Mimo gospodarczych turbulencji na koniec 2020 roku w rejestrach ZUS było o 50 tys. więcej zarówno płatników, jak i ubezpieczonych niż w lutym 2020 r., czyli przed początkiem locdownu. To pokazuje, że podejmowane działania okazały się w dużej części skuteczne. Jak podaje prezes Uścińska, na zwolnienia ze składek, dodatkowe świadczenia postojowe i wzrost wypłaty zasiłków chorobowych i opiekuńczych ZUS wydał 30 mld zł. Mimo to udało się zakończyć rok z pobraną składką o około 1 mld zł niższą niż w 2019 r.
2. Jan Sarnowski, wiceminister finansów
Ten zaledwie 34 letni prawnik to twarz kilku zmian uszczelniających system podatkowy. Przeforsował rozwiązanie, którego innym nie udało się doprowadzić do końca. Chodzi o opodatkowanie spółek komandytowych. Pomysł powił się już w 2013 r. jednak ze względu na dużą presję środowisk biznesowych został odłożony na półkę. Temu naciskowi nie ugiął się Sarnowski, choć w Sejmie padało pod jego adresem wiele gorzkich słów, m.in. że zniszczy polski rodzinny biznes. Firmował też zmiany dotyczące spółek nieruchomościowych i likwidację ulgi abolicyjnej.
Chwalony za zaangażowanie, ale krytykowany za niewsłuchiwanie się w głosy przedsiębiorców. Jedna z jego sztandarowych zmian, tzw. estoński CIT (odroczenie zapłaty podatku do momentu wypłaty zysku), zasługuje na wyróżnienie, ale szczegóły tego rozwiązania pozostawiają wiele do życzenia. Zdaniem wielu nie przystają do rzeczywistości i są estońskie tylko z nazwy. Na koncie ma też kilka innych zmian korzystnych dla podatników: likwidację niektórych barier przy stosowaniu ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych (uproszczonej formy rozliczeń z fiskusem)
i poszerzenie kręgu podatników stosujących 9-proc. CIT. Nie bez znaczenia są też uproszczenia w rozliczaniu podatku od towarów i usług przewidziane w tzw. slim VAT, chociaż i tu pojawiły się kontrowersje – np. dotyczące korekty faktur in minus.
1. Marta Lempart i Julia Przyłębska
Jedna podpaliła Polskę, doprowadzając do wydania orzeczenia w sprawie aborcji, druga dorzuciła do ognia kanister benzyny, radykalizując protesty przeciwko zaostrzeniu prawa. Nie oszukujmy się, gdyby Julia Przyłębska – która nieraz ręcznie sterowała składami i terminami rozpraw – nie chciała, by orzeczenie zapadło w środku pandemii, to by go nie było. Mogła nie wyznaczać rozprawy (mało to spraw czeka latami na rozstrzygnięcie?), umorzyć postępowanie (powodów było aż nadto), odroczyć wydanie wyroku, albo moment wejścia w życie orzeczenia. Nawet jeśli była tylko narzędziem w rękach jej politycznych patronów, to bez jej akceptacji nie wybuchłby największy konflikt społeczny od czasów Smoleńska.
O ile Julia Przyłębska zawdzięcza swoją pozycję dyspozycyjności wobec władzy, o tyle Marta Lempart buduje ją na buncie wobec niej. Wyrosła na Proteście Czarnych Parasolek sprzed czterech lat – jedynego skutecznego protestu społecznego za czasów rządów PiS do czasu „Piątki dla zwierząt”. Obecny protest jest o wiele bardziej wulgarny w słowach (Je***C PiS) i czynach (incydenty z zakłócaniem mszy i hasła na kościelnych murach). Podejmowane przez Lempart – prawniczkę i byłą urzędniczkę – działania (upublicznianie prywatnych adresów sędziów czy posłów wnioskodawców, nawoływanie do zakłócania mszy czy kuriozalne oskarżenia urzędników RCL o przekroczenie uprawnień w postaci opublikowania wyroku TK) chluby jej nie przynoszą. Nie można jej jednak odmówić, że są w dużej mierze wynikiem ogromnego społecznego wk…ia na taki sposób zaostrzenia i tak już restrykcyjnego prawa aborcyjnego
Ranking DGP: 50 najbardziej wpływowych prawników 2020 [MIEJSCA 20-11]
Ranking DGP: 50 najbardziej wpływowych prawników 2020 [MIEJSCA 30-21]
Ranking DGP: 50 najbardziej wpływowych prawników 2020 [MIEJSCA 40 -31]
Ranking DGP: 50 najbardziej wpływowych prawników 2020 [MIEJSCA 50-41]