Czy Donaldowi Tuskowi udało się w pierwszym roku jego rządów przywrócić praworządność? Komisja Europejska przychyla się do stanowiska, że tak, duża część zwolenników obecnej władzy – że zmiany idą zdecydowanie za wolno, a przeciwnicy, że stan praworządności się pogorszył. Postaram się pogodzić te różnorodne opinie. Nie będzie to laurka, ale wbrew pozorom całkiem sporo w ciągu tego roku się zadziało. Choć głównie w wymiarze symbolicznym.

Najpierw trochę kontekstu. Należy odrzucić wszystkie tłumaczenia obozu Zjednoczonej Prawicy, że zmiany, których dokonywano w obrębie trójpodziału władzy w okresie jego rządów, miały na celu zbudowanie podstaw praworządnego państwa. Dużą szczerością w tym zakresie wykazał się zresztą sam Jarosław Kaczyński, który w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” w 2018 r. powiedział, że „jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, bo prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane, cofnięte”. Była to wypowiedź już po przejęciu Trybunału Konstytucyjnego, gdyż właśnie zawłaszczenie tej instytucji przez ludzi lojalnych Kaczyńskiemu miało otworzyć drogę do innych zmian. W tym podporządkowania sądów woli władzy wykonawczej. Wspominam o tym, bo ogromnie mnie razi, jak dawni niszczyciele praworządności stroją się obecnie w piórka jej największych obrońców.

Wysokie oczekiwania

Jeszcze w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy było wiadomo, że proces odwrócenia jej reform, przez wielu słusznie nazywanych „deformami”, będzie niezwykle trudny. Im bliżej wyborów parlamentarnych w 2023 r., tym stawał się trudniejszy, chociażby poprzez włączenie prezydenta do procesu wyboru i odwołania prokuratora krajowego. Ale też przez to, że początkowo marginalny problem tzw. neosędziów, czyli osób, które przeszły przez postępowanie przed Krajową Radą Sądownictwa powołaną w 2017 r. niezgodnie z konstytucją, nabrzmiał do ogromnych rozmiarów. Stanowią oni już prawie 1/3 wszystkich sędziów w Polsce – w Sądzie Najwyższym, w niektórych izbach nawet większość.

Kwestia, co jest, a co nie jest praworządne, to nie tylko opinie rządu, opozycji czy różnych zarówno utytułowanych, jak i samozwańczych ekspertów. Silny wpływ na tę ocenę miały również same sądy – w tym te europejskie. Obecne władze muszą zatem tę praworządność przywracać, nie tylko dlatego że uważają to za słuszne, ale są wręcz do tego zmuszone wyrokami.

Zawężanie pola

Jarosławowi Kaczyńskiemu było łatwiej być efektywnym czy jak samo to określał – sprawczym. Miał większość sejmową (przez jedną kadencję również senacką), prezydenta oraz wykorzystał błędy (stanowiące faktyczne naruszenie praworządności) Platformy Obywatelskiej związane z wyborem nadmiarowych sędziów w 2015 r. do przejęcia pełnej kontroli nad TK.

Plansza, po której mogą się poruszać Donald Tusk i Adam Bodnar, jest okrojona. Prezydent wetuje ustawy lub kieruje je do zależnego od PiS trybunału, Sąd Najwyższy w jakiejś części pełni rolę usługodawczą dla tego środowiska, a odpowiedź na pytanie, kto jest obecnie prokuratorem krajowym, nie jest tak do końca oczywista.

Brak instrukcji

Kiedyś wokalista zespołu Sex Pistols śpiewał, że nie wie, czego chce, ale wie, jak to dostać. U nas jest odwrotnie. Wiadomo, czego się chce, ale nie wiadomo, jak do tego doprowadzić. Co powinno zostać zrobione, zostało przedstawione dość jasno w tzw. planie działań przekazanych na początku tego roku do KE. Zawarto w nim potrzebę zmian w TK (szczególnie w zakresie roli tzw. dublerów), SN (likwidacja m.in. Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych), KRS (przywrócenie modelu wyboru jej sprzed 2017 r.) czy wreszcie ustalenia statusu tzw. neosędziów.

Te zmiany miały być uchwalone do początku 2025 r. Taki ogólny plan był dla KE wystarczający, by pośrednio uznać, że w Polsce już praworządność przywrócono, co pozwoliło odblokować fundusze z KPO. Rząd i parlament zresztą częściowo się z tych obietnic wywiązali. Uchwalono nowe przepisy o KRS i TK. Tyle że nie weszły one ostatecznie w życie na skutek ich zawetowania lub faktycznego wyręczenia się w tym trybunałem. Zrobiono więc, co można (odrzuciwszy na bok radykalne pomysły symbolicznego, ale też bardzo dosłownego wyłączenia światła w KRS i TK), mając do dyspozycji planszę pozostawioną przez Jarosława Kaczyńskiego. Trwają również zaawansowane prace nad rozdzieleniem funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Nie wszystkie karty są na stole

Do tej pory nie przedstawiono jednak konkretnych propozycji w zakresie regulacji statusu tzw. neosędziów i reformy SN. A jest to rzecz kluczowa dla budowania poczucia stabilności instytucji publicznych i podejmowanych przez nie decyzji, a w konsekwencji oceny sprawności rządów przez wyborców. Co prawda Adam Bodnar wspólnie z Donaldem Tuskiem ogłosili niedawno koncepcję regulacji statusu osób wybranych przy udziale KRS działającej po 2017 r., ale zdaje się, że po pierwsze zmieniła się ona (czy też powinna na pewno się zmienić) po przedstawieniu opinii przez Komisję Wenecką, a po drugie nie został ogłoszony projekt konkretnych przepisów.

Nie widać również efektów prac powołanej przy MS komisji kodyfikacyjnej ustroju sądownictwa i prokuratury, która miała przedstawić projekt ustawy w tym zakresie. Do opinii publicznej nie docierają również informacje o stanie zaawansowania prac nad pomysłami, w jaki sposób przywrócić praworządność w SN. Konkretne projekty już dawno powinny być na stole, a MS powinno pracować nad procedurą ich wdrożenia, poczynając od zaprezentowania oceny ich wpływu na wymiar sprawiedliwości. Chodzi bowiem o to, by – niezależnie od kierunku przyjętych rozwiązań – nie spowodowało to jeszcze większych trudności dla obywateli w dostępie do sądów.

Bez króla się nie wygra

Można oczywiście, całkiem zresztą słusznie, twierdzić, że dopóki Andrzej Duda pozostaje na swoim stanowisku, nie ma sensu się spieszyć. Dość jednak przypomnieć kluczową rolę, którą ma wyżej wymieniona Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN w procesie uznania wyników wyborów prezydenckich. Nie tak dawno pisałem na łamach DGP o różnych kręgach piekła praworządności. Ten przykład pokazuje z kolei zaklęty krąg wzajemnych zależności.

Może też się tak zdarzyć, że prezydentem zostanie kandydat Zjednoczonej Prawicy. Co wtedy? Na to nie ma chyba żadnego planu. Nie chcę być nadmiernym pesymistą, ale możemy przez dłuższy czas żyć w stanie permanentnej praworządnościowej wańki-wstańki. Osobną kwestią jest tu zresztą refleksja nad tym, czy możemy w ogóle mówić o praworządności, jeśli powodzenie jej przywrócenia i utrzymania uzależniamy od tego, czy prezydent, premier i parlament są z tego samego obozu politycznego.

Rozszerzenie strategii

Praworządność to nie tylko silne instytucje i sprawiedliwe reguły. To również poczucie obywateli, że państwo sprawnie chroni ich interesy. Rozumie to też Adam Bodnar. Chociaż głównie skupiamy się na kwestiach neosędziów, prokuratorów i TK, to w ostatnim roku zaproponowano wiele ciekawych i ważnych inicjatyw. Przystąpiono wreszcie do tzw. prokuratury europejskiej. To ważny krok w kontekście budowania odporności państwa na nadużycia władzy przy wykorzystaniu środków UE. W ostatnich dniach zajęto się problemami związanymi ze zbyt łatwo stosowaną instytucją aresztów tymczasowych czy z przestępstwami drogowymi. Z drugiej strony wielomiesięczny brak wiceministra odpowiedzialnego za cyfryzację sądownictwa spowodował, że impet wytraciły zapowiedzi lepszej cyfryzacji postępowań sądowych, co odsuwa w czasie nadzieję na skrócenie czasu postępowań.

Na wyniki trzeba poczekać

W rezultacie sytuację w wymiarze sprawiedliwości możemy określić jako stabilną, ale niepewną. Z jednej strony gdyby Zbigniew Ziobro teraz powrócił do władzy, ma on do dyspozycji identyczne rozwiązania prawne, które zostawił w październiku 2023 r. SN staje się coraz większą atrapą sprawiedliwości, TK stał się gorzką parodią samego siebie, a problem neosędziów nabrzmiewa, zamiast się kurczyć. Za brak tych zmian odpowiedzialność w dużej mierze ponosi oczywiście Andrzej Duda, nie tylko jako jeden z autorów deformy sądownictwa, ale też hamulcowy obecnie procedowanych zmian. Nie można jednak na niego przerzucać odpowiedzialności za brak szczegółowego planu, jak ma zostać rozwiązany problem statusu tzw. neosędziów. Nawet jeśli trzeba by było czekać na jego realizację do wyborów prezydenckich, to już sama wizja działałaby kojąco na niepokoje związane z przyszłością wymiaru sprawiedliwości. Niezrealizowanie obietnicy w tym kluczowym obszarze przysłania wiele cennych działań, które Adam Bodnar zaproponował bądź już wdrożył, ale giną one w odmętach fundamentalnych dyskusji o tym, kto sędzią jest, a kto od orzekania powinien się powstrzymać.

Felieton zapowiada konferencję „Ewolucja państwa i prawa. Refleksje z roku odbudowy praworządności” organizowaną przez Fundację im. Stefana Batorego oraz Helsińską Fundację Praw Człowieka 28–29 listopada 2024 r. (więcej informacji na stronie: Batory.org.pl). DGP objął konferencję patronatem prasowym. ©℗