Pliniusz Starszy zwykł mawiać, że życiem rządzą dwie siły: natura i przypadek. Pod twierdzeniem tym z pewnością podpisałoby się wielu uczonych prawników. Po cichu rację Pliniuszowi przyznają również ci, którzy w swoich pismach sławią stalową moc logiki, a niezorientowanych studentów mamią bajeczkami w rodzaju: „człowiek jest kowalem własnego losu”. Do grupy tej zaliczyć można nawet tak fanatycznego wyznawcę racjonalistycznego myślenia jak czempion pozytywizmu Hans Kelsen.
Jego sylwetkę pokryto szlachetną patyną jeszcze za życia, przeto obecnie pozostaje on dla świata bardziej symbolem niż osobą. Na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wiedeńskiego gości wita wielka wystawa przybliżająca życiorys i poglądy tego teoretyka prawa i państwa.
Prace austriackiego uczonego z lat 20. i 30. XX w. wywołały ogromny rezonans w świecie nauki. Zanim jednak do tego doszło, młody uczony musiał pokonać wiele przeszkód, by uzyskać tytuł profesorski, a wraz z nim taką trybunę (czytaj: katedrę na renomowanym uniwersytecie), która zapewniłaby mu odpowiednią słyszalność.
Akademia od wieków rządzi się swoimi prawami. Są to prawa srogie, niesprawiedliwe oraz irracjonalne. Nie zawsze najlepsi robią karierę, a najzdolniejsi obejmują należne im stanowiska. Nie zawsze decyzje personalne podejmowane są z myślą o dobru nauki. Kelsen zdołał się wybić. Źródeł jego sukcesu nie należy się jednak doszukiwać tam, gdzie lokują je hasła encyklopedyczne. Owszem, przyszły profesor prawa konstytucyjnego i filozofii prawa był zdolny oraz miał coś do powiedzenia, niemniej takich „świetnie się zapowiadających” młodych uczonych Austria w pierwszej połowie XX w. rachowała tuzinami („w tuzinach wychodzi taniej”). Kelsenowi dopomógł przypadek. Otóż znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
O jego przyszłych losach przesądziło to, że w roku 1917 spotkał się w pociągu z polskim filologiem klasycznym Ludwikiem Ćwiklińskim. Nasz rodak należał do uczniów wielkiego Theodora Mommsena, wśród grecystów uchodził za wielki autorytet, a w swoim zawodowym dossier miał już m.in. rektorowanie Uniwersytetowi we Lwowie i posłowanie do austriackiego parlamentu. W chwili spotkania z Kelsenem Ćwikliński znajdował się w szczytowym momencie kariery – pełnił funkcję ministra edukacji w imperium Habsburgów. Jego możliwości i wpływy w całej naddunajskiej monarchii były olbrzymie.
Życie przed pozytywizmem
Zanim ujawnimy, co wyniknęło z tego nieoczekiwanego spotkania, cofnijmy się nieco w czasie. Postać Hansa Kelsena do tego stopnia zrosła się w powszechnym odbiorze z wyznawaną przezeń ideą pozytywizmu prawnego, że niekiedy trudno uwierzyć, że nawet on musiał pokonać ciernistą i najeżoną pułapkami drogę, która okazuje się zmorą dla niejednego uczonego. Studia ukończył w 1906 r., zdobywając doktorat. Habilitował się w 1911 r. Nie poszło za tym powołanie na żadną katedrę uniwersytecką. Zacumował więc w Cesarskiej i Królewskiej Akademii Eksportowej. Świeżo upieczony docent liczył po cichu, że z czasem obejmie stanowisko odpowiadające jego wiedzy i ambicjom. Jego plany pokrzyżowała wielka polityka. W roku 1914 wybuchła wojna, co doprowadziło do zmiany priorytetów milionów obywateli imperium. „Primum vivere, deinde philosophari” – myślał zapewne Kelsen, kiedy robił wszystko, by wyreklamować się z armii. Wydelikaconego gryzipiórka i ojca dwójki dzieci w pierwszych dwóch latach wojny uznano za mało wartościowy materiał na obrońcę c.k. ojczyzny. Przyszły guru sądownictwa konstytucyjnego w Austrii podjął więc pracę w fabryce koszul. Bilet mobilizacyjny odebrał dopiero w roku 1917.
Los oszczędził mu jednak brodzenia po kostki w błocie, odmrażania kończyn w okopach i innych, gorszych jeszcze doznań, które wojna hojnie serwuje na froncie. 3 października 1917 r. Hans Kelsen rozpoczął służbę w ministerstwie wojny, gdzie przydzielono go do dyspozycji samego ministra – gen. Rudolfa Stögera-Steinera. W cywilu był Kelsen docentem prywatnym (tj. profesorem bez katedry). W armii należało do niego mówić „panie kapitanie-audytorze”. Przyznać trzeba, że mimo cieplarnianych warunków asystent ministra nie próżnował. Zajął się opracowywaniem koncepcji rozdziału armii imperium na dwa niezależne od siebie komponenty: austriacki i węgierski. Napisał nawet niewielkie studium na ten temat – bardzo chwalone w kręgach administracji wojskowej. Wszystko to zaś w związku z planami zastąpienia unii realnej między Austrią i Węgrami unią personalną, w centrum której znajdowała się postać młodego cesarza Karola I.
Minister wojny był bardzo zadowolony z pracy swego pomocnika, przeto przyobiecał mu, że po ostatecznym zwycięstwie państw centralnych wyjedna mu jakieś wysokie stanowisko u swego boku. Kelsen przyjął obietnicę z satysfakcją, po czym przystąpił do opracowywania nowego zagadnienia. Zajął się rolą administracji wojskowej w procesie planowanych zmian ustrojowych w państwie. Dla ministra taki współpracownik był na wagę złota. Postanowił go przeto docenić i dowartościować, nie czekając na koniec wojny. W adresowanym do ministra edukacji Ludwika Ćwiklińskiego liście z 7 marca 1918 r. Stöger-Steiner wyraził ubolewanie, że prawnicy, których uczelnie wyższe przysyłają mu po tym, jak zdobył doktorat, są bezużyteczni, ponieważ brakuje im podstawowej wiedzy na temat prawa wojskowego. Gorzka uwaga odnosiła się zarówno do członków personelu administracyjnego, jak i do sędziów wojskowych. „Byłoby w najlepszym interesie armii pilnie życzyć sobie, by na wydziałach prawa przynajmniej największych uniwersytetów monarchii – czyli w Wiedniu i w Budapeszcie – tak szybko, jak to tylko możliwe utworzono profesury prawa wojskowego” – czytamy w tym piśmie.
Invidia academica
W barokowej epistole generał podkreślił jeszcze: „chciałbym tylko zauważyć, że w interesie tego przedsięwzięcia leży życzenie, aby docent obdarzony zaufaniem przez powierzenie mu wykładów, poza naukową wartością jako teoretyk prawa publicznego, posiadał również wiedzę praktyczną na temat wojskowego prawa administracyjnego”. Specyfikacja ta przypomina dzisiejsze brzmienie wymogów w postępowaniach konkursowych na stanowiska publiczne, kiedy z góry wiadomo, kto wygra. Była jedna osoba, którą Stöger-Steiner znał i mógł z czystym sumieniem polecić na stanowisko profesora prawa wojskowego w Wiedniu – kapitan-audytor Hans Kelsen.
Armia – zupełnie jak Akademia – również rządzi się swoimi prawami. Kto świeci zbyt jasno, ściąga na siebie uwagę i zawiść otoczenia. O uniwersyteckich planach Kelsena dowiedział się major-audytor dr hab. Albin Schlager. Człowiek ten w 1917 r. habilitował się w Innsbrucku właśnie z prawa wojskowego. Po latach we wspomnieniach Kelsen napisał, że jego oponent „poruszył niebo i ziemię”, by zdobyć stanowisko, na które liczył on sam. W dodatku Schlager – ślepo oddany dynastii habsburskiej – również mógł liczyć na poparcie wysoko umocowanych czynników. 22 marca 1918 r. z Kancelarii Wojskowej Jego Wysokości nadeszło do sekretariatu uniwersytetu wiedeńskiego pismo, w którym znalazło się oświadczenie: „z punktu widzenia Kancelarii Wojskowej Jego Wysokości jako kandydat [na stanowisko profesorskie – przyp. autora] może być brany pod uwagę jedynie major-audytor Albin Schlager”.
Kelsen nic o tym wszystkim nie wiedział, przeto niewiele rozumiał z tego, co nagle zaczęło go spotykać. Nie udawało mu się załatwić najprostszych formalności, a pisma w jego sprawie krążyły bez końca. Wtedy znowu dopomógł ślepy traf. We wspomnieniach austriacki jurysta opisał rzecz następująco: „Kiedy pewnego dnia jechałem pociągiem z kwatery głównej w Baden do Wiednia, spotkałem ówczesnego ministra edukacji Ćwiklińskiego, a on mi powiedział, że moja nominacja nie może dojść do skutku, ponieważ bardzo wysoko sytuowana osobistość optuje za innym kandydatem. Na moje stwierdzenie, że przecież nawet wydział nie zaproponował nikogo innego poza mną, uśmiechnął się i poczynił aluzję, z której zrozumiałem, o kogo chodzi. Wiadomością tą podzieliłem się z ministrem wojny, który natychmiast zrobił porządek z kancelarią wojskową”. Cios okazał się celny i skuteczny. W środowisku akademickim Schlager był skończony.
25 czerwca 1918 r., podczas audiencji u cesarza, minister Ćwikliński przedstawił „palącą potrzebę” utworzenia w Wiedniu katedry prawa wojskowego i administracyjnego. Jako kandydata wskazał prywatnego docenta Hansa Kelsena, który w jego przekonaniu nie tylko posiadał najlepsze kwalifikacje naukowe, lecz również zdobył potrzebne umiejętności praktyczne podczas swej służby w ministerstwie wojny. Wrogowie Kelsena w Wiedniu po raz ostatni podjęli próbę neutralizacji jego wpływów przez powierzenie mu jakiejś wakującej katedry gdzieś na końcu świata. W rozmowie ministra z cesarzem pojawił się przeto wątek wakatu na Uniwersytecie w Czerniowcach na Bukowinie. Ćwikliński nie dał się jednak zbić z pantałyku i dokonał zręcznego ruchu. Tak zreferował władcy sprawę, że człowiek, który miał iść do Wiednia, dostał skierowanie do Czerniowców, a 8 lipca 1918 r. Karol I uroczyście powierzył Hansowi Kelsenowi profesurę w Wiedniu w zakresie „prawa konstytucyjnego i administracyjnego ze szczególnym uwzględnieniem prawa wojskowego i filozofii prawa”. Zainteresowany przystąpił do wykonywania obowiązków 1 października 1918 r. 11 listopada cesarz abdykował, a Austro-Węgry rozpadły się bezpowrotnie.
Epilog
Hans Kelsen służył wiernie monarchii do ostatniego tchnienia, a po upadku Austro-Węgier i proklamowaniu republiki nie wycofał się z życia publicznego. Nad złożonym do grobu imperium nie rozpaczał, jak jego niedawny konkurent Albin Schlager. Oddał cały swój talent na potrzeby nowej zwierzchności. Współtworzył austriacką konstytucję, współorganizował sądownictwo konstytucyjne, pisał opinie prawne i wykładał. W roku 1930 opuścił Austrię. Jako powszechnie znany naukowiec nie miał problemów ze znalezieniem pracy. Wykładał na cieszących się znakomitą renomą uczelniach w Kolonii, Genewie, Pradze, a po opuszczeniu Europy w Berkeley. W roku 1934 po raz pierwszy ukazała się na rynku „Czysta teoria prawa”, która uczyniła z niego ikonę pozytywizmu prawnego i zapewniła mu stałe miejsce w panteonie wielkich jurysprudentów.
Czy losy austriackiego uczonego potoczyłyby się tak samo, gdyby pewnego razu nie spotkał w kolejowym wagonie Ludwika Ćwiklińskiego, który optima fide postanowił być niedyskretny? Czy to samo, co osiągnął Kelsen w Wiedniu, udałoby się, gdyby w roku 1918 wylądował w Czerniowcach, które na mocy traktatu pokojowego w Saint-Germain znalazły się w granicach Rumunii? Odpowiedź nasuwa się sama. Aby mieć realny wpływ na przebieg wypadków w Austrii w chwili radykalnych zmian ustrojowo-prawnych, należało być w stolicy i posiadać stanowisko. W roku 1918 Hans Kelsen w pełni spełniał oba te kryteria. Z łaski kapryśnego losu oraz przez dobre serce Ludwika Ćwiklińskiego. ©℗