- Przegłosowana przez Sejm definicja gwałtu nie poprawi sytuacji ofiar przestępstw seksualnych - uważa prof. dr hab. Jacek Giezek adwokat, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego.
Prof. dr hab. Jacek Giezek: Potrafię po ludzku zrozumieć traumę ofiar przestępstw seksualnych i popieram działania zwalczające to zjawisko, jednak jako prawnik karnista, który na bieżąco obserwuje praktykę wymiaru sprawiedliwości, nie jestem przekonany, że zmiana definicji gwałtu jest nieodzowna.
W mojej ocenie istniejące rozwiązania są wystarczające. Być może orzecznictwo sądów powszechnych w odniesieniu do tego typu przestępstw powinno ulec pewnej modyfikacji, ale z moich obserwacji i praktyki taka konkluzja nie wynika. Zresztą nieprawidłowa praktyka orzecznicza wcale nie oznacza, że konieczna jest zmiana normatywna. Jeśli takie sprawy będą dostatecznie często trafiać do SN, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten swoimi judykatami ukształtował właściwą linię orzeczniczą. To zresztą już się dzieje.
Obecne regulacje wypełniają jej wymogi. Eksponowany w niej brak zgody ofiary jako podstawa odpowiedzialności karnej pojawia się w formie dorozumianej (jakkolwiek łatwej do wyinterpretowania) u podstaw regulacji zawartych w rozdziale XXV k.k. – zarówno w przypadku zgwałcenia, jak i wykorzystania bezradności czy nadużycia stosunku zależności. Jeżeli bowiem gwałt ma miejsce wówczas, gdy sprawca chce doprowadzić do obcowania płciowego, stosując przemoc, groźbę bezprawną lub podstęp, a więc realizując znamiona czasownikowe z obecnie obowiązującej definicji gwałtu, to przecież w żadnej z tych sytuacji nie może być mowy o dobrowolnie lub świadomie wyrażonej zgodzie ofiary. Nawet w przypadku podstępu zgoda nie jest wyrażona świadomie, a więc nie jest również dobrowolna.
Niektórzy kwestionują taką zależność przyczynową, ja jednak jestem przekonany, że jeśli sprawca uznał, iż musi zastosować przemoc lub groźbę bezprawną, to znaczy, że dostrzegł po stronie potencjalnej ofiary brak zgody na obcowanie płciowe. Mnie to się wydaje oczywiste.
Linia orzecznicza ewoluuje i manifestacja braku zgody jest odczytywana z drobnych gestów ofiary. Nikt nie oczekuje obecnie, aby ofiara stawiała zaciekły, twardy i zdecydowany opór, który wymagałby przełamania. Opór może mieć bowiem charakter symboliczny. W wypowiedziach SN mówi się także o oporze czysto werbalnym. W mojej ocenie, wynikającej z obserwacji praktyki wymiaru sprawiedliwości, jakaś forma manifestowania braku zgody powinna mieć miejsce. W przeciwnym razie sprawca nie zdołałby przecież dostrzec, że na obcowanie płciowe zgody jednak nie ma.
Oczywiście, ofiara może być sparaliżowana strachem, tylko czy ów paraliż – zakładam, że przez sprawcę zauważony – miałby oznaczać, że ofiara w żaden sposób nie zademonstruje choćby czysto symbolicznie tego, że nie zgadza się na obcowanie płciowe? Nie można też wykluczyć, że sparaliżowana strachem ofiara powie „tak”. Pojawia się zatem pytanie, jak interpretować sytuację, w której mimo braku przemocy lub groźby ofiara w żaden czytelny sposób nie manifestuje swojego sprzeciwu. Jak miałby taką sytuację interpretować sam sprawca, zwłaszcza gdy należy do kręgu osób znanych ofierze.
Obecnie sądy najczęściej traktują symboliczne wręcz gesty jako przejaw braku zgody. W jednej ze spraw, w których brałem udział, jedynym gestem ofiary było odwracanie się do sprawcy bokiem, natomiast z całości jej zachowania poprzedzającego obcowanie płciowe sprawca mógł wnosić, że zgoda istnieje. W tej sprawie sąd przyjął realizację znamion przestępstwa zgwałcenia i wydał wyrok skazujący.
W moim przekonaniu twórcom projektu chodziło o to, żeby uniknąć sytuacji, kiedy ofiara musiałaby powiedzieć „nie” i że wystarczy, że nie powie „tak”. Wątpię jednak, czy ten cel osiągnięto. Nie sądzę bowiem, aby wymiar sprawiedliwości w praktyce interpretował nowy przepis w taki sposób.
Tu są dwa nowe elementy – działanie „w inny sposób” oraz zgoda. Mam zastrzeżenia do sformułowania „w inny sposób”. O ile przemoc, groźba bezprawna i podstęp są już dosyć dobrze zdefiniowane i zinterpretowane w prawie, o tyle nie bardzo wiadomo, jaki inny sposób miałby wchodzić w rachubę. Czy dałoby się wskazać przykład takiego zachowania, które nie byłoby czynnością wskazaną w innych przepisach, jak w przypadku wykorzystania bezradności czy nadużyciu zaufania, a jeszcze nie stanowiło przemocy lub groźby? Przyznam, że ja nie potrafię. W innych przepisach tego samego rozdziału czynności sprawcze zostały wyraźniej dookreślone. Tymczasem w art. 197 par. 1 pojawiło się sformułowanie „inny sposób”, którego nie potrafimy dostatecznie precyzyjnie zdekodować. Pytanie, czy zasada określoności karalnego zachowania – a tym samym zasada nullum crimen sine lege – nie została tu naruszona.
Należałoby rozważyć, czy konieczne jest wyrażenie jej wprost, w sposób jasny i czytelny, czy też wystarczy możliwość jej wyinterpretowania z całokształtu zachowań, zwłaszcza poprzedzających obcowanie płciowe. Dostrzegając kulturowo ukształtowaną istotę relacji intymnych, powiedzielibyśmy, że taka zgoda prawie zawsze ma postać konkludentną. W tego typu relacjach nie oczekujemy przecież takich oświadczeń jak chociażby przy różnego rodzaju czynnościach prawnych. Wyglądałoby to wręcz kuriozalnie.
Zgoda powinna być uprzednia i dotyczyć konkretnej sytuacji. Nie może to być jednorazowa zgoda wyrażona na wszystkie przyszłe zachowania seksualne, nawet w relacjach trwałych, jak małżeństwo czy konkubinat. Tym bardziej że i tak zgoda może być w każdej chwili cofnięta. Nawet w trakcie czynności seksualnych. Na dodatek jej zakres może być bardzo różny. I tu mogą się pojawić trudności z interpretacją zgody dorozumianej, która wszak jest mało precyzyjnym komunikatem.
Sam fakt pozostawania pod wpływem alkoholu, nawet w stanie nietrzeźwości, nie oznacza automatycznie wyłączenia możliwości wyrażenia skutecznej zgody. Powstaje jednak pytanie, jak mielibyśmy traktować stany obustronnego upojenia czy odurzenia. Czy wówczas obie strony – wobec niemożności wyrażenia zgody – gwałcą się wzajemnie? Zapewne każdy taki przypadek i stan danej osoby będzie trzeba oceniać indywidualnie.
Zdecydowanie tak. Dzieje się tak również w obecnym stanie prawnym. Sprawca zazwyczaj twierdzi, że pozostawał w przeświadczeniu, że do obcowania płciowego doszło za zgodą ofiary. Jeśli błąd sprawcy znajduje potwierdzenie w materiale dowodowym, a sąd daje wiarę jego wyjaśnieniom, to odpowiedzialność karna odpadnie nawet wówczas, gdyby mylne wyobrażenie okazało się nieusprawiedliwione. Przestępstwa, o których mowa, mogą być wszak popełnione tylko umyślnie.
Nie uważam tak. Każdego podejrzanego uznaje się za niewinnego aż do momentu, gdy wyrok skazujący stanie się prawomocny. Inny sposób doprowadzenia do obcowania płciowego bez zgody ofiary będzie więc podlegać takiej samej procedurze dowodzenia jak np. używanie przemocy. Obowiązek udowodnienia realizacji tego znamienia – podobnie jak innych znamion dowolnego przestępstwa – spocznie na oskarżycielu. Nie jestem pewien, czy łatwiejsze stanie się udowodnienie braku zgody, czy może raczej tego, że zgoda jednak wystąpiła, zwłaszcza gdybyśmy zaakceptowali dorozumiany sposób jej wyrażania. Potrzeba ewentualnej aktywności dowodowej podejrzanego wynikająca z pojawienia się dowodów obciążających niczego w tym zakresie nie zmienia. Zmiana przepisów prawa materialnego pozostaje natomiast bez wpływu na czysto procesową konstrukcję domniemania niewinności.
Jest całkowicie zbędny, skoro nowa definicja gwałtu opiera się na bardzo pojemnej formule doprowadzenia do obcowania płciowego „w inny sposób” pomimo braku zgody. Zawiera więc w sobie sytuacje wskazane w par. 1a. Podobny problem występuje w przypadku art. 198 i 199 mówiących o wykorzystaniu bezbronności, ograniczonej poczytalności czy stosunku zależności. W każdej z tych sytuacji mamy do czynienia z brakiem swobody lub zaburzeniami świadomości, a więc zgoda nie może być skutecznie udzielona. To swoiste krzyżowanie się zakresów wskazanych przepisów może prowadzić do wielu trudności interpretacyjnych. Tym bardziej że inne są zagrożenia karą przewidziane w każdym z nich.
Moim zdaniem nie. Ochrona wolności seksualnej wcale nie zostanie poszerzona. Wątpliwości interpretacyjne mogą wręcz pogłębić problemy ze sprawnym i właściwym działaniem organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Przegłosowane przez Sejm przepisy nie są jasne dla prawników, a więc tym bardziej dla nieprawników, a to przede wszystkim oni są adresatami norm prawa. Jestem przekonany, że jeśli nowelizacja w takiej postaci stanie się obowiązującym prawem, to będzie rodzić znacznie większe i poważniejsze wątpliwości w praktyce wymiaru sprawiedliwości niż aktualna definicja gwałtu.
Grzechem pierworodnym tej nowelizacji jest to, że wyszła spod ręki posłów. Mamy tutaj do czynienia z materią bardzo skomplikowaną, więc powinien to być raczej rządowy projekt poprzedzony analizami, konsultacjami i ekspertyzami oraz próbą odpowiedzi na pytanie, czy zmiana ta jest rzeczywiście potrzebna. A przede wszystkim, czy ewentualne jej wprowadzenie zapewni dalej idącą prawnokarną ochronę ofiarom przestępstwa zgwałcenia. Teraz pozostają już tylko próby naprawienia błędów popełnionych na etapie sejmowym. ©℗