Trudno się oprzeć wrażeniu, że projektowane przepisy o zasadach użycia broni na granicy służą tylko do odniesienia doraźnych korzyści politycznych i zyskania społecznego poklasku.

Prawidłowe funkcjonowanie silnego państwa demokratycznego można poznać po tym, jak zachowuje się w trudnych sytuacjach. Nie chodzi przy tym tylko o to, czy potrafi ono rozwiązać konkretny problem. Pewne zadania można przecież zrealizować za wszelką cenę, w myśl zasady „cel uświęca środki”. Silne państwo demokratyczne potrafi rozwiązywać problemy przy poszanowaniu standardów, które w nim obowiązują, w szczególności dotyczących ochrony praw człowieka i obywatela. Doświadczenia zebrane w ostatnich kilku latach przekonują, że Polska słabo radzi sobie w kryzysowych sytuacjach. Widać to chociażby po tym, w jaki sposób poprzedni rząd mierzył się z trudami pandemii. Ograniczał fundamentalne prawa i wolności jednostki za pomocą rozporządzeń, które albo nie miały w ogóle podstaw w ustawie, albo zostały wydane z przekroczeniem granic delegacji ustawowej. Ich zapisy były zresztą często absurdalne i nie miały większego sensu (przypomnijmy choćby zakaz wstępu do lasów). Ostatnie wydarzenia pokazują, że Polsce wciąż sporo brakuje do poprawnie funkcjonującego demokratycznego państwa prawa.

W związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej w przestrzeni publicznej często jest powtarzana znana paremia: „Inter arma silent leges” („W czasie wojny prawa milczą”). Być może posługiwanie się tą sentencją w odniesieniu do tego, co obecnie dzieje się na pograniczu, jest przesadą. Trudno przecież uznać, że Polska znajduje się w stanie wojny z Białorusią lub Rosją. Co prawda mówi się o wojnie hybrydowej, lecz nie ma wątpliwości, że mamy teraz do czynienia z wojną w sensie prawnym.

Akcja – reakcja

Dwóm żołnierzom, którzy oddali strzały z broni palnej w kierunku migrantów znajdujących się po białoruskiej stronie granicy, postawiono zarzut przekroczenia uprawnień. Komunikat dotyczący tej sprawy wydała Prokuratura Krajowa. Opisano, jakie czynności zostały podjęte wobec wojskowych i jaki był ich powód.

Jeszcze przed dokładniejszym zbadaniem tej sprawy przez prokuraturę i jej rozstrzygnięciem przez sąd premier Donald Tusk polecił szefowi MON przygotowanie przepisów prawnych dotyczących zasad użycia broni, które będą wspierały polskich żołnierzy na granicy. Dał na to ministrowi obrony trzy dni. Trzeba pamiętać, że przepisy te miały dotyczyć m.in. sytuacji, w których dochodzi do pozbawienia życia człowieka. Już sam fakt, iż tak istotne i newralgiczne regulacje miały powstać w takim tempie, budziło niepokój. Jak się okazało, był on uzasadniony.

Jaki to kontratyp?

Już w opublikowanych na stronie internetowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów założeniach do projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu usprawnienia działań Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, policji oraz Straży Granicznej na wypadek zagrożenia bezpieczeństwa państwa był poważny błąd. Wskazano bowiem, że jednym z celów projektu ustawy miało być „wprowadzenie do ustawy z 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz.U. z 2024 r. poz. 17) kontratypu przestępstwa użycia lub wykorzystania przez żołnierza lub funkcjonariusza Policji i Straży Granicznej środków przymusu bezpośredniego, broni lub innego uzbrojenia niezgodnie z zasadami, w określonych sytuacjach”. Problem polega na tym, że w prawie karnym nie ma czegoś takiego jak „kontratyp przestępstwa”. Jeśli mamy do czynienia z kontratypem, to o przestępstwie nie może być mowy. Warunkiem uznania czynu sprawcy za przestępstwo jest to, by był on bezprawny, co nastąpi wówczas, gdy nie zostaną spełnione przesłanki kontratypu. Kontratyp przestępstwa jest więc pojęciem wewnętrznie sprzecznym. Jest to wiedza wymagana od studentów II roku prawa. Użycie takiego terminu wystawia nie najlepsze świadectwo osobom, które pracowały nad nowelą.

Na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji opublikowano wreszcie projekt wspomnianej ustawy. Okazał się on prawdziwym potworkiem legislacyjnym. Zaproponowano dodanie – po art. 25 k.k. (przepisie dotyczącym kontratypu obrony koniecznej) – art. 25a k.k. stanowiący, że nie popełni przestępstwa żołnierz, funkcjonariusz policji lub Straży Granicznej, który „z naruszeniem zasad stosowania środków przymusu bez pośredniego lub użycia broni lub innego uzbrojenia albo użycia lub wykorzystania środków przymusu bezpośredniego lub broni palnej, wydaje rozkaz ich zastosowania, użycia lub wykorzystania albo je stosuje, wykorzystuje lub używa, w związku z wykonywaniem czynności lub zadań służbowych”, jeśli działa w ramach realizacji trzech celów, a więc:

  • odparcia bezprawnego i bezpośredniego zamachu na życie, zdrowie lub wolność (żołnierza, policjanta, pogranicznika lub innej osoby), podejmowanego w przypadku bez pośredniego i bezprawnego zamachu na nienaruszalność granicy państwowej;
  • przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do zamachu na życie, zdrowie lub wolność podmiotów wymienionych w pkt 1, w przypadku bezpośredniego i bezprawnego zamachu na nienaruszalność granicy państwowej;
  • konieczności przeciwstawienia się osobie niepodporządkowującej się wezwaniu do natychmiastowego porzucenia broni, materiału wybuchowego lub innego niebezpiecznego przedmiotu, którego użycie może zagrozić życiu, zdrowiu lub wolności osób wymienionych w pkt 1, lub która usiłuje bezprawnie odebrać broń takim osobom, w przypadku bezpośredniego i bezprawnego zamachu na nienaruszalność granicy.

W projekcie widnieje również art. 319a k.k., który stanowi, że nie popełni przestępstwa żołnierz, policjant lub pogranicznik, który naruszy zasady sięgania po środki przymusu bezpośredniego w czasie operacji wojskowej w czasie pokoju w rozumieniu przepisów ustawy o obronie ojczyzny.

W uzasadnieniu projektu konstrukcje z art. 25a i 319a k.k. nazwano „kontratypami”, którymi jednak nie są. Trzeba przypomnieć, że jeśli sprawca działa w granicach kontratypu, to jego zachowanie jest legalne, gdyż działa on w ramach przyznanych mu praw lub kompetencji. Natomiast czyn sprawcy działającego w warunkach określonych w projektowanych przepisach dalej pozostanie bezprawny. Wynika to z tego, że żołnierz, policjant lub pogranicznik będzie działał z przekroczeniem przyznanych kompetencji (skoro naruszy przepisy ustawy określającej warunki użycia środków przymusu bezpośredniego lub broni palnej bądź sposób ich użycia). Zatem, w myśl zasady legalizmu, jego zachowanie nie może być uznane za zgodne z prawem. Osoby te nie będą jednak podlegać karze.

Musi więc zaskakiwać końcowa część art. 25a i 319a k.k., w której podkreślono, że brak odpowiedzialności jest warunkowany tym, by „okoliczności wymagały natychmiastowego działania”. Problem tkwi w tym, że jeżeli już okoliczności wymagają natychmiastowego działania, to powinno ono być podjęte w granicach dopuszczalności stosowania środków przymusu bezpośredniego lub broni palnej, nie zaś z ich przekroczeniem. Wspomniana część przepisów jest charakterystyczna dla konstrukcji kontratypowych, do których regulacje te jednak się nie odnoszą.

Widać, że twórcy tych przepisów nie bardzo rozumieli, co projektują. Nie uświadamiali sobie zapewne, że osobom forsującym granicę wobec mundurowych działających w warunkach określonych w art. 25a i 319a k.k. będzie przysługiwało… prawo do zastosowania obrony koniecznej. Czyn żołnierzy, policjantów lub pograniczników będzie bowiem bezprawnym i bezpośrednim zamachem na cudze dobra prawne, co spowoduje, że zostaną spełnione przesłanki z art. 25 par. 1 k.k. upoważniające jednostkę do podejmowania działań obronnych.

Wina bez kary

Znamienne jest też, że – jak się zdaje – art. 25a i 319a k.k. nie opisują okoliczności wyłączających winę. Wyłączenie winy zakłada bowiem, że sprawca działa w anormalnej sytuacji motywacyjnej z uwagi na to, iż znajduje się w warunkach, w których występuje nacisk na jego procesy decyzyjne (wynikający przede wszystkim ze strachu lub wzburzenia). W art. 25a i 319a k.k. takiego wymogu nie zawarto. Przepisy te obejmują również przypadki, kiedy żołnierz przekroczy zasady użycia broni palnej w przypadku, w którym był opanowany i z łatwością mógł się do nich zastosować, lecz wykroczył poza nie wyłącznie dlatego, że tego chciał.

W świetle powyższego trudno lekceważyć poważne niebezpieczeństwo, jakie może się wiązać ze stosowaniem art. 25a i 319a k.k. Przepisy te mogą dotyczyć szerokiego zakresu przypadków, w których przedstawiciele służb mundurowych pozostaną bezkarni za różnorakie nadużycia związane z używaniem broni palnej.

Budzą one też wątpliwości konstytucyjnie. Artykuły 25a i 319a k.k. literalnie mogą być bowiem stosowane wówczas, gdy żołnierz rażąco wykroczy poza zasady używania broni (np. strzelając w głowę stojącego w dużej odległości człowieka, który odmawia odrzucenia noża kuchennego, i powodując jego śmierć). Wszak nożem kuchennym można zabić, a więc może on zostać uznany za przedmiot, o którym mowa w art. 25a pkt 3 k.k.). Brak jest w tych przepisach takiego ograniczenia, jakie występuje chociażby na gruncie art. 25 par. 2a k.k. (przepis ten stanowi, że nie może liczyć na bezkarność osoba, która broniąc swego domu, rażąco przekracza granice obrony koniecznej). W tej sytuacji dochodzi do naruszenia konstytucyjnej zasady proporcjonalności w zakresie ochrony życia oraz może dojść do naruszenia art. 2 europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.

Ale po co?

Projektowane regulacje są nie tylko nieprzemyślane i szkodliwe, lecz także niepotrzebne. W świetle obecnie obowiązującego prawa żołnierze, jeśli zostali delegowani do pomocy Straży Granicznej przy granicy, mogą stosować środki przymusu bezpośredniego w takim zakresie jak funkcjonariusze SG. Jeśli ustawodawca uznaje, że przepisy dotyczące zasad użycia tych środków wymagają poprawy, to powinien się skoncentrować na ich udoskonaleniu i budowaniu lepszych standardów, a nie decydować się na przyznanie służbom mundurowym swoistego glejtu na zabijanie, darując im wszystkie grzechy.

Trudno się oprzeć wrażeniu, iż projektowane przepisy nie mają na celu zapewnienia, by problem na granicy został rozwiązany w sposób nie tylko skuteczny, lecz także praworządny. Służą one tylko do odniesienia doraźnych korzyści politycznych i zyskania społecznego poklasku. Nowa sentencja na nasze czasy powinna brzmieć: „W szczęku populizmu prawa milkną”. ©℗