W zasadzie nigdy nie wykształcił się w Polsce etos prokuratora. Autokratyzm sanacji, Bereza Kartuska, potem PRL, a po 1989 r. niemal ciągle czynni politycy na czele prokuratorów, i skutki są, jakie są. Z Michałem Gabrielem-Węglowskim rozmawia Piotr Szymaniak.
Myślę, że po „zabetonowaniu prokuratury”, czyli wejściu w życie nowelizacji prawa o prokuraturze, która w zamyśle miała przekazać wiele kompetencji ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego (PG) w ręce prokuratora krajowego, którego nie można odwołać bez pisemnej zgody Prezydenta RP, raczej wszyscy się spodziewali takiego zamieszania.
Częściowo się z tym zgadzam. Jeżeli zamiarem autorów nowelizacji faktycznie było zabetonowanie prokuratury, to nie za bardzo to wyszło. Moim zdaniem istniejące mechanizmy nadal pozostawiają prokuratorowi generalnemu zdecydowaną większość kompetencji zarządczych. W istocie słusznie, bo głównym szefem prokuratury jest PG, a nie prokurator krajowy.
Wyraziłem już publicznie wątpliwości co do wyboru takiej drogi, gdyż można było skorzystać z innej, mniej kontrowersyjnej prawnie, a także skutecznej. Decyzje organów wynikające li tylko z takich czy innych opinii prawnych zawsze mogą wywoływać kontrowersje. Dopóki jakiś sąd czy trybunał nie przesądzi tej sprawy, dopóty będziemy mieli wątpliwości. Zresztą nawet i po orzeczeniu można je mieć, ale Roma locuta, causa finita… Niestety, po ostatnich ośmiu latach – choć Polsce daleko było do silnych rządów prawa także wcześniej – w zasadzie zniknęły wspólne autorytety prawnicze, zwłaszcza sądowe czy trybunalskie.
Nie wiem, w jakim kierunku to zmierza. Chyba pełzającej zmiany. Nie od dziś i nie od grudnia 2023 r. decyduje głównie realna siła polityczna. Racje prawne są w defensywie. Prawo to umowa społeczna, a nie zasady fizyki, więc relatywnie łatwo nie zwracać na nie uwagi albo poddawać je dowolnym interpretacjom. Natomiast przy obecnym modelu, w którym prokuratura jest powiązana z władzą wykonawczą – co nawiasem mówiąc, jest bardzo złym rozwiązaniem – skoro prokuratorem generalnym jest minister sprawiedliwości, to po zmianie władzy ów nowy minister jako PG ma pełne prawo dobrać sobie takich zastępców, jakich chce. Według mnie najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłaby rezygnacja obecnych zastępców PG, dlatego podpisałem apel wzywający ich do dymisji. Bo sytuacja jest fatalna dla wszystkich prokuratorów.
Generalnie jesteśmy związani, w odpowiednich zakresach, poleceniami, wytycznymi i zarządzeniami wszystkich przełożonych. Prokuratorzy niższych szczebli są nieco mniej narażeni na konflikt wynikający ze sprzecznych poleceń, ale to nie znaczy, że one się nie pojawią. Dlatego najlepiej byłoby jak najszybciej przeciąć konflikt. Jednocześnie pokładam nadzieję w tym, że rząd i obecna większość parlamentarna doprowadzą jednak do rozdziału funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Rozdzielenie tych urzędów to krok, który popieram całym sercem, ale to musi być powiązane z kompleksową reformą prokuratury. Nie można zresztą powiedzieć, że w latach 2010–2016 mieliśmy niezależną prokuraturę z prawdziwego zdarzenia. Ustawa, na podstawie której prokuratorem generalnym był Andrzej Seremet, była jedynie nowelizacją ustawy o prokuraturze z 1985 r., bardzo niedoskonałą. Owszem, dzięki niej prokuratura była jakoś niezależna od władzy wykonawczej, ale dalece niewystarczająco, a co gorsza, niewiele w praktyce zmieniała w codziennym funkcjonowaniu instytucji. Obecna ustawa jest też tylko niczym innym jak kolejną wariacją tej peerelowskiej. Zdecydowanie potrzebujemy zupełnie nowej ustawy – budującej inną filozofię działania. I taką ustawę łącznie z przepisami wprowadzającymi napisałem i opublikowałem. Również w tym kierunku, chociaż wydaje mi się, że w mniejszym stopniu, idzie projekt stowarzyszenia Lex Super Omnia.
Nie wiem. Politycy rzadko myślą interesem państwa, dużo częściej partyjnym czy nawet indywidualnym. A prokuratura to dla nich wspaniała zabawka, „młot na czarownice” wobec oponentów lub narzędzie krycia niegodziwości po swojej stronie. Ale nawet gdybym się mylił w tej ocenie, choć wątpię, to dopóki prokuratorzy będą formalnie związani z politykami, dopóty w kontrowersyjnych sprawach będą nam przypisywane najgorsze intencje, niezależnie od faktów. Pół biedy, gdyby chodziło tylko o naszą wrażliwość. I prokurator, i polityk musi mieć skórę nosorożca, żeby przetrwać, tyle razy jest w karierze zawodowej atakowany, czasem brutalnie i niesprawiedliwie.
Zasadniczym problemem jest to, że połączenie prokuratury z władzą wykonawczą jest w dłuższej perspektywie destrukcyjne dla państwa, społeczeństwa, szacunku dla prawa, a tego brakuje w Polsce dramatycznie. Jedną z większych bzdur, które słyszę od lat, jest to, że rząd odpowiada za politykę karną, więc musi kontrolować prokuraturę. Otóż nie – prokuratura nie jest od polityki karnej, tylko od pilnowania przestrzegania prawa, badania jego poważnych naruszeń, reagowania na nie, ścigania i oskarżania sprawców przestępstw. Od polityki karnej jest parlament, który kształtuje ją ustawami. Przykładem polityki karnej jest ściganie za posiadanie marihuany w drobnej ilości czy lekarzy za dokonanie aborcji. Przecież to nie prokuratorzy wpisują do kodeksów i ustaw takie zachowania w kanon czynów zabronionych, tylko politycy. Mądry, rozsądny prokurator ma jedynie w konkretnym przypadku ocenić, czy dany czyn jest już przestępstwem, czy nie wypełnił do końca jego cech.
Jeśli chodzi o zapóźnienie, to teraz już raczej mentalne niż cywilizacyjne, bo pod względem technologii, informatyzacji czy jakości bazy lokalowej nastąpiła wyraźna poprawa przez ostatnie 10–15 lat, przynajmniej według mnie. Chyba mamy w tej mierze przewagę nad sądownictwem. Natomiast upolitycznienie czy nadmiar niczemu niesłużącej statystyki to stałe kule u nogi.
To się nadal zdarza, ale teraz jest łatwiej wychwycić takie sytuacje. Natomiast jeśli pyta mnie pan, co wymaga zmiany, to po prostu cały system. Nie tylko prokuratura, lecz także szeroko rozumiany wymiar sprawiedliwości. Mamy dysfunkcjonalną policję, źle działające sądy, a pośrodku prokuraturę, nad którą wszyscy załamują ręce. Trzeba też napisać nowy kodeks postępowania karnego. Taka reforma wymaga ogromu pracy i czasu. Tego się nie da załatwić w rok czy dwa.
Oprócz upolitycznienia podstawowym problemem jest brak profesjonalizmu, który ma wiele źródeł. W zasadzie nigdy, licząc od odzyskania niepodległości w 1919 r., nie wykształcił się – a jeśli tak, to może na krótko w latach 90., gdy szalała przestępczość zorganizowana – etos prokuratora z krwi i kości. Najpierw autokratyzm sanacji, Bereza Kartuska, potem PRL, a po 1989 r. niemal ciągle czynni politycy na czele prokuratorów…Skutki są, jakie są.
Jest taki fragment w książce „Wyższa lojalność” Jamesa Comeya, byłego dyrektora FBI, prokuratora. Kiedy w 2002 r. obejmował funkcję szefa prokuratorów federalnych południowego Nowego Jorku, zebrał podwładnych i powiedział mniej więcej coś takiego: „Kiedy stajecie przed sądem jako prokuratorzy, dzieje się coś niezwykłego. Wierzą wam. Ale to nie jest wasza osobista zasługa, lecz pokoleń, które pracowały przed wami na wartość waszych słów. Pamiętajcie, że ten zasób zaufania buduje się dekadami, natomiast można go stracić bardzo szybko”. Moim marzeniem jest taka właśnie prokuratura, której już nie dożyję, ale którą chciałbym zacząć budować.
Moja koncepcja reformy tworzy „konstytucję” niezależnej prokuratury, fachowej i etycznej. Gdybyśmy ją uchwalili i gdyby funkcjonowała przez 5–10 lat, to później władzy byłoby bardzo trudno to odwrócić. Podstawą jest oczywiście samodzielność prokuratora generalnego, ale to tylko jeden ze środków, a nie cel sam w sobie. Niemniej jednak, prokuratura powinna w końcu znaleźć swoje miejsce w konstytucji, ale to wymaga decyzji politycznej i kompromisu, który dziś jest trudny do wyobrażenia.
Miałaby dużą samodzielność i niezależność od władzy wykonawczej przejawiającą się np. w rozdziale funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego oraz w samodzielnym budżecie. Kontrolę nad jej funkcjonowaniem mieliby jednak parlament i Prezydent RP poprzez obowiązki sprawozdawcze. Istniałaby też spora kontrola sądowa zarówno w ramach procedur karnych, jak i elementów związanych ze statusem prokuratora, z jego niezależnością itp. Prokurator miałby duże możliwości działania bez zgody szefa czy tylko w konsultacji z nim, ale jednocześnie brałby pełną odpowiedzialność za postępowanie i prowadzenie sprawy aż do Sądu Najwyższego. Dziś ta odpowiedzialność jest niepełna i mocno rozmyta. To wszystko powinno być powiązane z odpowiednimi mechanizmami odpowiedzialności dyscyplinarnej i karnej za nieprofesjonalne działanie.
Ogromnym. I nie zaczęło się to za rządów Zjednoczonej Prawicy. W tej instytucji zawsze był znaczny problem z awansami wynikającymi z kolesiostwa czy jakichś nieformalnych układów. Były też awanse merytoryczne, natomiast liczba tych „po wątpliwej linii” powoduje, że na szczeblach wyższych niż prokuratura rejonowa jest sporo osób, które nie powinny się tam znaleźć. Dlatego proponuję w mojej koncepcji, żeby główny, a przynajmniej równorzędny głos w zakresie awansów na wyższy stopień i nominacji kierowniczych miał samorząd prokuratorski na poziomie konkretnej jednostki. Ludzie w pracy widzą, kto jest dobry i merytoryczny, kto potrafi zarządzać, a kto jest leniwy lub niezbyt zdolny, a nawet nigdy nie powinien się w prokuraturze znaleźć.
To prawda, aczkolwiek to, że nie można wyrzucić prokuratora inaczej niż na drodze dyscyplinarnej czy karnej, jest fundamentem bezpieczeństwa zawodowego i niezależności. Gdyby można było, ot tak, usunąć kogoś z zawodu, każdy prokurator trzy razy by się obejrzał za siebie przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.
Ich nie da się zupełnie wyeliminować. Zawsze może zaistnieć potrzeba czasowego wzmocnienia jakiejś jednostki. Natomiast patologią jest skala delegacji, ich długotrwałość i czasem przymusowość, jak również możliwość odwołania prokuratora delegowanego w każdej chwili, co ewidentnie ogranicza jego niezależność. Kwestia delegacji jest też immanentnie związana z organizacją prokuratury i z zakresem jej pracy. Liczba zadań przekazywanych na określone szczeble powoduje, że brakuje prokuratorów do ich wykonywania. Dlatego nie da się tej prokuratury zreformować, wymieniając jakieś klocki czy przemalowując tynk. Trzeba po prostu przebudować cały gmach, i to najlepiej od fundamentów.
To jest ciekawa koncepcja autorstwa prokuratorów Jarosława Onyszczuka i dr. Michała Mistygacza. Do przemyślenia. U mnie pomóc osiągnąć ten cel ma powrót do awansów poziomych. Prokurator, który dobrze wykonuje swoje zadania, mógłby osiągnąć wyższe wynagrodzenie i wyższy tytuł prokuratorski, pracując nadal w dotychczasowej jednostce. Czyli ktoś mógłby być np. prokuratorem okręgowym, pracując w prokuraturze rejonowej.
Tak, chodzi o to, by symbolicznie podkreślić to, że nie jesteśmy prokuraturą PO, PiS, Konfederacji, Lewicy czy jakiekolwiek ugrupowania. Pracujemy i służymy państwu i społeczeństwu, nie partii.
Wiadomo, że nie można jednorazowo zrzucić na policję odpowiedzialności za wszystkie dochodzenia i powiedzieć „róbcie z tym, co chcecie, teraz to wasz problem”. Dlatego trzeba zmienić strukturę policji, postawić w zdecydowany sposób na szkolenia funkcjonariuszy wzmocnionego pionu dochodzeniowo-śledczego i stopniowo przekazywać im odpowiedzialność. Ten proces powinien być rozłożony na jakieś pięć lat, ale trzeba to zrobić. Bo na razie marnujemy wykształcone kadry prokuratorskie na kompletnie błahe sprawy. A my powinniśmy się skupić na oskarżaniu i prowadzeniu poważnych postępowań, śledztw.
Przeniesienie odpowiedzialności za dochodzenia na policję siłą rzeczy wymusi jej profesjonalizację.
Nie ma żadnego cudownego sposobu. Etos jakiejkolwiek instytucji tworzy się tylko przez jej prawidłowe działanie, które trwa przez lata, czasem nawet pokolenia. Wzorce przekazywane przez starszych kolegów młodszym. Trzeba tak ustawić funkcjonowanie prokuratury, by sprzyjała przychodzeniu do zawodu zdolnych, młodych prawników, promowaniu postaw etycznych i profesjonalnych nie tylko samych prokuratorów, lecz także urzędników pracujących w tej instytucji. I to z czasem zacznie procentować. Proszę spojrzeć, np. na 101 Dywizję Powietrznodesantową armii amerykańskiej, na NAVY SEALS czy nasz polski GROM albo jednostki komandosów morskich Formoza. Coś zostało sensownie zbudowane, sprawdziło się w bojach, powstały o nich filmy. I wszyscy, którzy tam potem przychodzą, czują, że uczestniczą w czymś wyjątkowym, chcą podtrzymać tę jakość, wartości, tradycję. Tacy powinni być prokuratorzy lub choćby ich znaczna część.
Pewnie tak. W tamtym czasie, pod koniec lat 90., do prokuratury było bardzo niewielu chętnych. Już dokładnie nie pamiętam, ale kiedy zdawałem na aplikację, w okręgu gdańskim przypadało bodaj dwóch kandydatów na miejsce. Konkurencja więc była zdecydowanie mniejsza niż do sędziów, adwokatów czy radców. Zostałem prokuratorem przez przypadek, nigdy nie myślałem o tym zawodzie, nawet na studiach prawniczych. Byłem bardzo blisko zostania oficerem Urzędu Ochrony Państwa, więc wybrałem dla podwyższenia kompetencji aplikację prokuratorską. Oficerem ostatecznie nie zostałem, ale spodobało mi się w prokuraturze. Roboty dla prokuratora jest zaś rzeczywiście mnóstwo, wręcz za dużo, zwłaszcza w rejonach, ale często bardzo kreatywnej i różnorodnej. Głównie siedzi się za biurkiem, ale jeżeli prokuratorowi zależy, to naprawdę może się nie nudzić. Sporo czasu spędza się w sądach czy na zdarzeniach w terenie podczas dyżurów. Do tego osobiście nieraz uczestniczyłem w przeszukaniach, kilka razy towarzyszyłem dynamicznym zatrzymaniom podejrzanych, raz nawet z użyciem broni palnej, innym razem w pościgu samochodowym, dwa razy realizowałem ekshumację ciała z grobu, wykonywałem czynności za granicą, w tym w Islandii, pracowałem po kilkadziesiąt godzin bez przerwy przy porwaniach dla okupu. Sama praca przy biurku bywa nużąca, ale bywa też pasjonująca. Od dłuższego czasu zajmuję się m.in. zabójstwami z Archiwum X, wcześniej pracowałem przez prawie dekadę w zespole usiłującym rozwikłać do końca sprawę Krzysztofa Olewnika, zanim nam tę sprawę odebrano, gdy chcieliśmy ją sfinalizować i opisać opinii publicznej.
Pieniądze w pierwszych latach były rzeczywiście najwyżej średnie, ale z czasem nastąpiła poprawa. Uważam, że dziś nie możemy narzekać, o ile tylko rządy wywiązują się z ustalonych reguł, czego zabrakło w latach 2021–2023. Znaczących podwyżek wymagają za to urzędnicy prokuratury, gdyż ich zarobki są kompromitujące w stosunku do wymagań i obowiązków.
Moim marzeniem stało się zwalczanie przestępczości zorganizowanej, co po 4,5 roku udało mi się zrealizować i trwało przez prawie 12 lat, dopóki nie zostałem w 2019 r. z tego pionu wyrzucony. Tak jak nikt mi nie podziękował za pracę, tak też nikt nie powiedział, co było przyczyną nagłego przeniesienia. Ja to jednoznacznie wiążę z udziałem w Kongresie Prawników Polskich w Poznaniu w czerwcu 2019 r., na którym nie miałem żadnego wystąpienia, ale wystarczyło, że zostałem zauważony na sali razem z kolegami i koleżankami ze stowarzyszenia Lex Super Omnia, gdyż znałem się z kilkoma osobami od nich i uważałem, że mają rację, piętnując niektóre zachowania wewnątrz prokuratury w tamtym czasie. Zresztą – „i smieszno, i straszno” – ledwie trzy miesiące temu, tylko z powodu rozbieżności poglądów na reformę, zostałem nazwany przez część członków LSO zwolennikiem „ruskiego miru” w prokuraturze i niemal beneficjentem „dobrej zmiany”. To też wiele mówi o dramatycznych podziałach w naszej instytucji, stanie wojny, gdzie bycie naprawdę niezależnym kosztuje bardzo dużo. Nigdy nie byłem „zwierzęciem stadnym”, co nie znaczy, że nie doceniam potrzeby dialogu i kompromisu. Dopiero od niedawna połączyłem nieco siły z prokuratorem dr. Piotrem Turkiem z Krakowa, szczególnie kompetentnym w sferze aspektu międzynarodowego i konstytucyjnego działania prokuratury.
Jak wspomniałem, w 2019 r. zostałem formalnie odwołany, a faktycznie wyrzucony przez zastępczynię prokuratora generalnego z pionu przestępczości zorganizowanej, w którym pracowałem przez 12 lat na wysokim poziomie – o czym świadczyły moje wyniki – i przeniesiony do działu błędów medycznych. W piątek zajmowałem się narkotykami i gangsterami, a od poniedziałku ginekologami i chirurgami. Miałem moment, że chciałem to wszystko rzucić w diabły. Wystartowałem nawet w konkursie na sędziego Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, gdzie wystawiono mi bardzo pozytywną ocenę, ale po uchwale trzech izb Sądu Najwyższego wycofałem swoją kandydaturę. Nie chciałem być sędzią, którego status może być w przyszłości kwestionowany. Drugim powodem było to, że na razie mam wciąż duszę prokuratora. Stwierdziłem, że skoro mam spędzić jeszcze kilkanaście lat w tej firmie, to spróbuję zaproponować środowisku prokuratorskiemu jakieś nowe rozwiązanie. Odbyłem wiele rozmów, konsultacji i opracowałem gotowe rozwiązania ustawowe, w czym wsparła mnie na finiszu dr Magdalena Malinowska-Wójcicka, ekspertka z zakresu legislacji. W ten sposób powstała książka „Na straży prawa. Nowy model prokuratury” wydana wiosną 2023 r. A ja nie wyskoczyłem jak filip z konopi. Po 20 latach stoi za mną dorobek nie tylko zawodowy, lecz także naukowy, książki i artykuły prawnicze. Próbowałem koncepcją reformy zainteresować mnóstwo ważnych osób, ale niemal bez odzewu.
Nie ma sensu wymieniać nazwisk. Ci, którzy dostali książkę, czy choćby wiedzą o niej, mogą sami sobie odpowiedzieć w sumieniu, czy choćby do tej książki zajrzeli, o wsparciu nie wspominając. To kierownictwo prokuratury, profesorowie prawa, sędziowie, adwokaci, politycy, osoby znane z najróżniejszych poglądów politycznych i światopoglądów. Niejedna z nich po wielokroć deklarująca się jako zwolennik reform i przywrócenia praworządności czy naprawy prokuratury. Kilka osób podziękowało, część nawet na to się nie zdobyła. Tylko od jednego ważnego wtedy i dziś polityka, jeszcze przed wyborami jesiennymi, usłyszałem, że bardzo mu się te pomysły podobają i bardzo ceni włożoną prace, ale wtedy nie było szans na wdrożenie ich w życie i być może wróci do tematu w przyszłości. Na razie nie wrócił. ©Ⓟ