Kwestionowanie statusu neosędziów – coraz powszechniejsze po kolejnych orzeczeniach europejskich trybunałów – u niektórych może spowodować wytworzenie jakiejś specyficznej reakcji obronnej. Obok takich reakcji jak wyparcie, tłumienie czy racjonalizacja są też projekcja i przemieszczenie. Polega to z grubsza na tym, że zezłoszczona osoba podejrzewa, że wszyscy inni się na nią złoszczą, zdradzająca podejrzewa zdradę.

Coś podobnego zaobserwowałem, gdy – zbierając materiały do tekstu – wysłałem pytania do kilkunastu sądów okręgowych w dużych miastach. Jak zwykle w takich wypadkach człowiek otrzymuje całą paletę odpowiedzi – od szybkich i merytorycznych po zdawkowe i obcesowe. Albo po prostu nie otrzymuje ich wcale. Jednak odpowiedź, jaka przyszła z Sądu Okręgowego w Warszawie, wprawiła mnie w osłupienie. Otóż prezes tegoż sądu informuje mnie, że aby wniosek mógł zostać rozpoznany, konieczne jest wykazanie, że pochodzi od prasy w rozumieniu art. 7 ust. 2 pkt 1 prawa prasowego. „Wnioskodawca powinien stosownym dokumentem wykazać, że jest dziennikarzem”. Już miałem się wziąć do skanowania legitymacji prasowej, ale uznałem, że może lepiej doczytam do końca. I mało nie spadłem z krzesła.

„Za udokumentowanie tego faktu nie można uznać złożenia wniosku na papierze firmowym z logo i nagłówkiem dziennika, jak i powoływania się na upoważnienie redaktora naczelnego, które nie zostało złożone. (…) Wobec powyższego wzywam Pana do uzupełnienia braku formalnego wniosku, tj. udokumentowania faktu, że jest Pan dziennikarzem w rozumieniu art. 7 ust. 2 pkt. 5 u.p.p., uprawnionym do działania na rzecz i w imieniu prasy, t.j. Dziennik Gazeta Prawna, w terminie 7 dni od dnia doręczenia pisma pod rygorem pozostawienia wniosku (…) bez rozpoznania. Wskazuję, że przestawienie jedynie legitymacji prasowej nie wypełni wymogów upoważnienia określonego w art. 7 ust. 2 pkt. 5 p.p.”.

Hmm... Wysłanie pytań ze służbowej skrzynki ze stopką, adresami i telefonami to mało, skan legitymacji nie wystarczy, upoważnienie od naczelnego również, to jak prezesowi sądu udowodnić, że jestem dziennikarzem? Zwłaszcza że przepisy są w tym zakresie dość ogólne i mówią jedynie, że „dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji”.

Wychodzi na to, że najlepiej, gdybym dostarczył wyciąg z archiwum tekstów i do tego jeszcze odpis umowy o pracę. Tylko po to, by uzyskać odpowiedź. Telefonicznie powiedziano mi, że po prostu zasady się zmieniły, choć – wbrew temu, co jest napisane w piśmie – wystarczyłoby upoważnienie redaktora naczelnego. I to nawet nie muszę poświadczać go notarialnie! Hurra. Co więcej, usłyszałem, że nie chodzi wcale o utrudnianie mediom pracy i że innym dziennikarzom to nie przeszkadza. Może i innym dziennikarzom nie przeszkadza spełnianie z sufitu wziętych wymogów. Ale kłopot w tym, że osoba wzywająca mnie od wykazania, że jestem dziennikarzem, to według podpisu SSA Joanna Przanowska-Tomaszek, którą obecna KRS uczyniła najpierw sędzią sądu okręgowego, a ostatnio właśnie apelacyjnego.

To może zanim ja udowodnię, że jestem dziennikarzem, poczekam, aż pani prezes udowodni, że jest sędzią sądu apelacyjnego. Nic prostszego. Wystarczy przedłożenie uchwały Krajowej Rady Sądownictwa, która spełnia kryteria konstytucyjne w myśl orzecznictwa sądów międzynarodowych (np. wyrok TSUE w sprawie C-487/19 czy C585/18) i postanowienia o powołaniu na urząd sędziego SA wydanego na podstawie rekomendacji, niebudzącego wątpliwości organu. Na razie czekam. ©℗