Wyłonienie prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych to dla koalicji wyzwanie. Jest silna potrzeba, by instytucję tę zmienić i przywrócić jej niezależny charakter. Dotychczasowy prezes, Jan Nowak, dał się poznać jako osoba będąca do politycznej dyspozycji poprzedniego obozu rządzącego.
Wybór nowego prezesa był więc dla koalicji szansą na łatwy zysk zarówno polityczny, jak i wizerunkowy. Widoków na to drugie o mało nie pogrzebał marszałek Hołownia – wyznaczył bowiem jedynie pięć dni na zgłoszenie kandydatów. Ponieważ tych nie było (albo ci, których wskazywano w kuluarach, nie chcieli się zgodzić), marszałek przełożył termin zgłoszeń. Później zrobił to jeszcze dwa razy. Od parlamentarzystów praktycznie do samego końca nie sposób było się dowiedzieć, kogo zamierzają wystawić pod głosowanie Sejmu. W międzyczasie fundacja Panoptykon zaczęła naciskać na organizację otwartej debaty, w której mieliby wziąć udział ubiegający się o urząd.
W międzyczasie niepewności nie wytrzymała Polska 2050, jej poparcie otrzymał Andrzej Rybus-Tołłoczko. Podpisy pod petycją do polityków o wystawienie Mirosława Gumularza zaczął z kolei zbierać dr Maciej Kawecki, prezes instytutu im. Lema. Deklaracje poparcia złożył Krzysztof Gawkowski, wicepremier z ramienia Lewicy. Konrada Komarnickiego poparł PSL. Tymczasem swojego kandydata zgłosił też klub Prawa i Sprawiedliwości – został nim Jakub Groszkowski, który od roku pełni funkcję zastępcy prezesa UODO. Aby ubiegać się o tę funkcję, pod kandydaturą potrzeba podpisów co najmniej 35 posłów.
Kancelaria Sejmu zapowiedziała, że pretendentów do urzędu zaprosi na debatę. Początkowo wydawało się, że będą rozmawiać we czterech, ale nagle Koalicja Obywatelska wystawiła trzech kolejnych – Grzegorza Sibigę, Mirosława Wróblewskiego i Marcina Zadrożnego. Inflacja kandydatów sprawiła, że debata zamieniła się w krótkie oświadczenia. Każdy z uczestników miał może 15 min, by zapoznać gości z wizją urzędu i odpowiedzieć na pytania. Potem posłowie zostawili sobie raptem trzy godziny na dokonanie selekcji i formalne zgłoszenie.
Plan początkowo był taki, by wyłonić jedną osobę. Tak by nie było problemu z większością w Sejmie. Niespodziewanie każdy z koalicjantów zgłosił jednak w Kancelarii Sejmu własnego kandydata. Oznacza to, że na następnym posiedzeniu posłowie przesłuchają czterech – Groszkowskiego, Wróblewskiego, Rybus-Tołłoczko oraz Komornickiego.
Czy Gumularz odpadł z tego zestawu z powodu gry politycznej? Niewykluczone. Lewica wcześniej wywalczyła obsadzenie rzecznika praw dziecka oraz wskazanie członka komisji ds. pedofilii. Być może przyszedł czas, by kolejnego kandydata wskazała inna partia.
Teraz kandydatów czeka więc posiedzenie sejmowej komisji. Aby zostać prezesem UODO, trzeba zyskać w izbie niższej poparcie większości bezwzględnej. Czyli praktycznie cała koalicja musi podnieść ręce za jedną osobą. Jak słyszymy, największe szanse ma Mirosław Wróblewski, którego wspiera minister sprawiedliwości. Co z resztą? Albo wycofają się po przesłuchaniu w komisji, albo będą musieli przełknąć upokorzenie na sali sejmowej. Być może na otarcie łez któryś z nich otrzyma propozycję wiceprezesury urzędu. Aby była zgodna z prawem, musiałaby jednak wyjść od samego tym urzędem kierującego.©℗