Francuski minister od dawna jest na cenzurowanym, ale najwyraźniej ma wystarczające poparcie prezydenta, by utrzymać posadę. A zarzuca się mu „wyrównywanie rachunków” z sędziami.

Éric Dupond-Moretti to była – wielka – gwiazda nadsekwańskiej palestry. Przez lata cieszył się opinią pogromcy prokuratorów i adwokatów przeciwników swoich klientów (warto pamiętać, że we francuskim systemie często do oskarżenia dołączają oskarżyciele posiłkowi, zazwyczaj bliscy ofiar, z szerokimi uprawnieniami i przymusem adwokackim). Jego umiejętność żonglowania słowami i przepisami jest niemal legendarna. Wyliczono, że w czasie 30-letniej kariery na sali sądowej uzyskał uniewinnienie dla 145 klientów (nadano mu nawet przydomek Acquit tator od słów „uniewinniać” i „Terminator”, mówiło się też, że wychodząc na parkiet, „włącza kruszarkę” słabych argumentów przeciwników). Ale nie tylko o uniewinnienia tu chodzi. Występując w sprawach, które uznawano za z góry przegrane, często uzyskiwał złagodzenie wyroków. Nierzadko narażając się opinii publicznej.

Podejmował się zresztą takich spraw bardzo często, bo – jak sam opowiadał w telewizyjnym wywiadzie (w programie „On est en directe”) – od początku zależało mu na tym, by sprawiedliwość dotyczyła każdego i by nikt nie pozostał bez gwarancji obrony.

Motywacje i sztuczki

„W wieku 15 lat zdecydowałem się zostać prawnikiem. Był 28 lipca 1976 r. Usłyszałem w radiu, że o świcie stracono Christiana Ranucciego (skazanego za uprowadzenie i zabójstwo ośmiolatki – red.), słynnego wówczas mężczyznę w „czerwonym swetrze”. Nie chodzi o to, że poczułem powołanie, ale że adwokatura to mój los. Jestem skazany na występowanie w obronie ludzi” – napisał w autobiografii.

Dlatego podejmował się spraw, które nie przysporzyły mu popularności, jak w przypadku Abdelkadera Meraha oskarżonego o współudział w zamachach terrorystycznych w Tuluzie i Montauban. Jak mówił w innym wywiadzie (dla „Le Journal du Dimanche”, JDD), stał się wtedy celem ostrzału po jednej z interwencji podczas przesłuchania, ale też dostał setki e-maili z wyrazami wsparcia od kolegów adwokatów, a nawet sędziów innych sądów. W tym przypadku potrafił wznieść się ponad poczucie zawodu po przegranej. Mecenas stwierdził wówczas, że „został on skazany za spisek przestępczy w związku z przedsięwzięciem terrorystycznym. Z pewnością jest to kwalifikacja uniwersalna i niezadowalająca, ale werdykt jest uzasadniony, zgodny z prawem i godny szacunku. Sąd nie dał się wciągnąć w emocjonalne zamieszanie”. Jednak Dupond-Moretti nie zawsze wykazywał się taką powściągliwością. „Sędziowie stali się samozwańczymi strażnikami świątyni moralności publicznej” – stwierdził na łamach „JDD”. „Dziś żyjemy w epoce arogancji sędziów przy współudziale pewnej kategorii dziennikarzy. To szalone czasy” – dodał. W 2018 r. proponował likwidację krajowej szkoły sądownictwa. „Studenci są tam jak dzieci”, które uczy się „arogancji i pewności siebie (…). Dowiadują się tam, że adwokat jest ich wrogiem”.

Porachunki?

Niektórzy sądzą, że ta niechęć do sędziów, a także prokuratury i sędziów śledczych, wykształcona w czasach, kiedy Dupond-Moretti był czynnym adwokatem, nie zniknęła, kiedy w 2020 r. został ministrem sprawiedliwości. A nawet, że wykorzystuje polityczne poparcie prezydenta Macrona (a że je ma, i to najwyraźniej spore, dowodzi to, że zmieniali się premierzy i kadencje, a była gwiazda palestry nie straciła fotela), by się na nich „zemścić”. To zapewne przesadna interpretacja – są i tacy, którzy uważają, że po prostu chce uczynić system bardziej ludzkim i w tym celu chce wyeliminować jego błędy, które dostrzegł w czasie czynności w poprzednim zawodzie.

Nic więc dziwnego, że część opinii publicznej widzi w sprawie, w której Dupond-Moretti jest oskarżony, próbę „zemsty sędziów”. A on sam jest oskarżany o „próbę wyrównania rachunków” ze śledczymi. Chodzi o postawione mu już w 2021 r. zarzuty konfliktu interesów.

Ministra oskarża się o przestępstwo z art. 432 kodeksu karnego (nielegalne czerpanie korzyści). Jako urzędnik publiczny miał on mieć osobisty interes w działaniach wchodzących w zakres jego obowiązków. Grozi za to kara pięciu lat więzienia i grzywny w wysokości 500 tys. euro oraz zakaz sprawowania funkcji publicznych lub działalności zawodowej. Tyle że taka kwalifikacja jest z reguły stosowana do działań urzędników w spółkach i dla uzyskania korzyści majątkowych. Jako minister sprawiedliwości Dupond-Moretti miał zaś według śledczych podejmować decyzje dotyczące dwóch dochodzeń administracyjnych skierowanych przeciwko sędziom, do których rzekomo miał pretensje, gdy był czynnym adwokatem.

Sporne sprawy

Chodzi o sprawy finansowania kampanii Nicolasa Sarkozy’ego w 2007 r. z Libii i dochodzenia zleconego przez sędziego Serge’a Tournaire’a, które skończyło się aferą Bismuth (powoływanie się na wpływy i korupcja w celu uzyskiwania wiadomości o stanie spraw prowadzonych przez sędziów śledczych – skazany w tej sprawie został były prezydent Sarkozy). Sędziowie, którzy orzekali w tych procesach, byli następnie sprawdzani przez ministerstwo. Jednocześnie jego szef krytykował ich publicznie. Jest oczywiste, że nie odniósł w ten sposób żadnych korzyści materialnych. Jak próbują dowodzić oskarżyciele, chodzi o „interes moralny” – uzyskanie satysfakcji dla osobistej wrogości wobec konkretnych sędziów. Minister utrzymuje, że decyzje dotyczące tych dwóch dochodzeń zostały podjęte w ramach procesu, który rozpoczął się jeszcze przed objęciem przez niego urzędu.

Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożyły do Komisji ds. Wniosków związki zawodowe sędziów. Komisja powołała się też na raport stowarzyszenia Anticor i uznała skargi za dopuszczalne i przekazała postępowanie prokuratorowi generalnemu Sądu Kasacyjnego. Teraz sprawa toczy się przed CJR. To właśnie ta sprawa trafiła do CJR (Trybunał Sprawiedliwości Republiki, specjalny sąd o właściwościach częściowo zgodnych z polskim Trybunałem Stanu).

Proces przed CJR rozpoczął się 6 listopada. Już drugiego dnia Éric Dupond-Moretti przeszedł do kontrataku, potępiając związki zawodowe sędziów, prokuratora generalnego i wszystkich, którzy „wplątują go w tę sprawę”. Sąd poprosił jego obrońców, by pouczyli klienta, by ten zachował spokój...

Od ministra od początku oczekiwano, że poda się do dymisji. Ten twierdzi jednak, że cała tocząca się już od 2021 r. sprawa nigdy nie przeszkodziła mu w wykonywaniu obowiązków, a jego legitymacja do pełnienia urzędu płynie od prezydenta. Ten zaś nie domagał się od niego dymisji. Tym razem – jeśli trybunał uzna Dupond-Morettiego za winnego – może już nie mieć wyjścia. ©℗